Sloneczniki

OMG: Oh My God (Indie 2012 - hindi)

OMG: Oh My God (Indie 2012 - hindi)

20-04-2013
- oskarżam Boga

Reżyseria:Umesh Shukla

Scenariusz:Umesh Shukla, Bhavesh Mandalia

Produkcja: Akshay Kumar, Paresh Rawal

Muzyka: Himesh Reshammiya (Tere Naam, Aitraaz)

Zdjęcia:Sethu Sriram (Samurai, Shakti: The Power, Tere Naam, Wanted)

Gatunek:komediodramat z elementami fantazji

Język: hindi

Nagrody: 1 Silver Lotus za scenariusz (National Film Award)

Premiera:2012

Oceny: IMDb 7.9/10

 

Mumbaj. Kanji Lalji Mehta (Paresh Rawal) nie wierzy w Boga. Swoimi sceptycznymi wypowiedziami gorszy swoją żonę i dzieci. 


Ta niewiara nie przeszkadza mu jednak dorabiać się na  naiwności ludzi wierzących w moc sprzedawanych przez niego figur Hanumana, Kryszny, Śiwy, czy Durgi.


Pewnego dnia jednak jego poczucie pewności wynikające z rosnącego dobrobytu materialnego zostaje zachwiane. Kanji rzuca wyzwanie Bogu,


a ten odpowiada na to trzęsieniem ziemi, w którym zostaje zniszczony jeden jedyny sklep. Sklep Kanjiego. Gdy firma ubezpieczeniowa odmawia mu wypłacenia odszkodowania powołując się na klauzulę, że nie ponosi odpowiedzialności za kataklizmy wywołane przez Boga, Kanji z pomocą muzułmańskiego prawnika Hanif Bhai (Om Puri)


oskarża przed sądem Boga żądając odszkodowania za straty od jego reprezentantów, świątynnych kapłanów (Mithun Chakraborty, Govind Namdev).

  Teraz grozi mu śmierć ze strony ludzi kupionych przez kapłanów i związanych z nimi polityków.  W walce z zarabianiem na wierze w Boga i w dochodzeniu do wiary w Niego, pomaga mu


sam Bóg Krishna Vasudev Yadav (Akshay Kumar).....

 

 Reżyser tego filmu, Umesh Shukla to przede wszystkim scenarzysta, więc OMG: Oh My God jest dobrze napisaną historią (choć w nawiązaniu do australijskiego filmu The Man Who Sued God)

 

Podziwiam jego odwagę z jaka podjął temat krytycznie przedstawionej religii. To trudny temat w Indiach, szczególnie wobec nierzadko agresywnych środowisk skrajnie hinduistycznych. Za mniej drażliwe sprawy palono w Indiach kina. A tym czasem OMG cieszy się w Indiach  popularnością. Być może dzięki prawdziwości kreacji Paresha Rawela (Aakrosh, Mumbai Meri Jaan, Hera Pheri) i zabawnej postaci boga stworzonej przez dawno niewidzianego przeze mnie Akshaya Kumara. Bawi jego zazwyczaj zmotoryzowany  Kryszna  z fletem

na huśtawce (marzy mi się taka:)

Choć nie lubię filmowych prób przedstawiania Boga. Pod tym względem bliskie mi jest muzułmańskie podejście - żadnych wyobrażeń, bo jak mrówka może powiedzieć, kim jest słoń widząc przed sobą centymetr jego skóry, a Bóg w moim odczuciu jest nieskończonością, nie do wyobrażenia, z drugiej strony rozumiem tęsknotę,  by się objawił (jak to zrobił w osobie Chrystusa), by dał znak swojej obecności.

W filmie w komediowej formie podjęto temat istoty Boga. W moim odczuciu Bóg to Ktoś, kto kocha mnie i ciebie za darmo, nie dlatego że na to zasługujemy, ale dlatego, że tego potrzebujemy, nie może być więc przekupywany ofiarami. Na Jego miłość mogę odpowiedzieć też miłością przekazaną innemu człowiekowi, mogę zobaczyć w nim Boga (Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci Moich najmniejszych, mnieście uczynili.” (Mt. 25, 40). Bohater, ateista, chcąc wygrać odszkodowanie,  przymuszony zostaje do postawienia sobie pytania, czy naprawdę nie ma Boga, a jeśli jest, to jaka jest Jego natura. Odpowiedzi na to szuka w Bhagawadgicie, Biblii i Koranie. By móc z Jego słowami skonfrontować w sądzie tych kapłanów,  sprzedawców Boga, tych, którzy zbyt jednostronnie przedstawieni w filmie,  obrastają tłuszczem

żerując na strachu przed Bogiem i pragnieniu przekupywania Go przez wiernych. Postawiono również pytanie najtrudniejsze: jeśli jest Bóg, to czemu dopuszcza do śmierci niewinnych w wypadkach?

Kryszna, wcielenie Wisznu, który pojawia się, by bronić, walczyć o skrzywdzonych, ocalać (ja pokazuję drogę, a ty  idziesz do pokazanego celu) pojawia się tu  z hukiem motoru w świecie, gdzie rodzina bohatera musi uciekać, by za wyzwanie oskarżenia Boga w sądzie nie poczuć palącego kwasu na twarzy, gdzie bohater ścigany jest przez tłum ludzi  z meczetami, mężczyzn porwanych oburzeniem lub opłaconych za zabójstwo.

Film bawi, ale i obnaża śmieszność fikcyjnego używania głodówki jako instrumentu politycznych wymuszeń, zagrożenie ze strony kast, które robią z jej członków osobę bezradną lub terrorystę, jak mówi bohater.

Indie są bardzo zainteresowane w jedności religijnej, autorzy filmów muszą być ostrożni,  by żadnej  z religii nie obrazić - siedzą przecież  na wulkanie swojej różnorodności. To nie pierwszy film, w którym bawiąc przedstawia się też, że Bóg jest jeden, nawet jeśli chrześcijanie szukają Go w Chrystusie, muzułmanie w Allahu, a hindusi w tysiącach bóstw, to i tak prawda o Jego relacji z człowiekiem sprowadza się do słów Kryszny z OMG "wyznawca jest niekompletny bez swojego Boga, tak jak Bóg bez swojego wyznawcy" i "co mi chcą dać, niech dadzą najbiedniejszemu". W filmie padają też w dialogu człowieka z Bogiem słowa kwestionujące potrzebę religii i odpowiedź na nie: "Nie zabieraj ludziom wiary w Boga, bo bez niej sami dla siebie sami się bogiem. Zaczną oddawać cześć swojemu ego. I znajdźcie Boga (miłość) w ludziach, a znajdziecie go w sobie.

Wiele obrazków tej historii mi się podoba np. rozwalanie posągu swojej osoby, postawionego mojemu JA, taniec dawno nie widzianego Prabhu Devy

w piosence Go Govinda

 

czy Leeladhar Maharaj, postać  chciwego na pieniądz kapłana stworzona przez Mithuna Chakraborty

 

odrażającego, niepokojącego. Zagadkowego w ostrzeżeniu, przypominającym bohaterowi o naturze ludzi, którzy nie kochają Boga, a są tylko bogobojni, wiążą się z Nim siłą strachu przed Nim, a nie Miłością.

Wg mnie warto zobaczyć.