Sloneczniki

Capoterra na południu Sardynii

Capoterra na południu Sardynii

13-10-2013

Radość z gościnności domu, przed którego bramą rosną z lewej kapary,



z prawej figi. Wychodząc z którego patrzy się na winnice i góry.



Zaledwie kwadrans piechotą oddalonego od morza.

Jego ganek obrasta wino.




Kiście winogron zwisają nad naszymi głowami.



Kaktusy,



kwiaty,



szczególnie ten, który wielkodusznie zakwitł na nasz przyjazd.



Tylko na jeden dzień. Tuż obok niego sadzawka z liliami wodnymi, osłoniętymi siatką z powodu komarów. Biegnę dalej - gaj oliwny




i dziobiące coś w ziemi kury. Przed domem kamienna posadzka i stół ocieniony znowu winoroślą. Tylko ręką sięgnąć po słodycz grona. Białego,



czerwonego.



Ale moją uwagę już zwraca coś nowego - czerwień papryki.




Zachwyt budzi widziany z góry, z tarasu



 kwitnący biało oleander.




Gdy spojrzę w drugą stronę - winnice i góry.



Żartobliwą pieczę nad całością sprawuje tu żabka.



Żartobliwą, bo naprawdę ja odczuwam w tym domu  obecność Boga. Dio benedici chi entra in questa casa proteggi chi esce dai pace a chi resta  - napisano na ścianie. Niech Bóg błogosławi każdemu, kto przychodzi do tego domu.... Ten dom zaspokaja duchowe potrzeby przybysza, pogoda ducha gospodarzy udziela się gościom, łącząca ich miłość wnosi spokój.
Ale i zmysły mogą się tu sycić pięknem roślin, zapachami przypraw, smakiem warzyw rwanych wprost z ziemi. Częścią naszego pobytu w Capoterra jest smak jedzenia. Przeżywamy Sardynię  w smaku oliwy z domowego tłoczenia, wina z winnicy sąsiada, pomidorów kupowanych prosto od gospodarzy, sprzedających swoje warzywa u dróg.  Na stole pod winoroślą rwany chleb i na gorąco bakłażan, papryka, cebula i czosnek. Radość wspólnego jedzenia. Z widokiem na ganek i kaktusy.



Rano na kamiennej posadzce koło oliwek Angelo pokazuje nam pozycje jogi. Potem jedziemy po zakupy: wybrać melon, brzoskwinie, bakłażany i pomidory. Wystarczy być, chłonąć, smakować i czuć wdzięczność za ten czas, za to miejsce.


Nasi gospodarze wybierają się do lekarza. Ciekawa tego, gdzie tu się chodzi w czas choroby, jadę z nimi. Oto szpital lokalny.



Czekając na nich wędruję ulicą



 podziwiając kwiaty



zatrzymując się przy uwięzionych w metalu ogrodzenia konarach drzewa.



Zaglądając na cudze dziedzińce,



do czyichś ogrodów.



Kto może mieszkać tu pod nr 20? Czy jest szczęśliwy?


Obecność kwiatów zawsze cieszy.




I owoców.





Minąwszy przystanek, Frutti de Oro,



z którego można za pół godziny




znaleźć się w Calgliari czy w Puli, wracamy do domu. Pogłaskać strzegące go kaktusy.



uśmiechnąć się do żabki,






 Beata la casa che i figli lasciano con dolore e alla qualeritornano congioia. Błogosławiony dom, z którego dzieci wychodzą z bólem i wracają z radością. Nie tylko dzieci. Goście również.



P.S. Dla brzucha pasta sycylijska na 4 osoby:
Czosnek i cebulę drobno pokrojoną, podsmaż na oliwie, dodaj pocięte w kostkę bakłażan i pomidory (wcześniej obrane). Podduś aż puści sok. Możesz jeszcze dodać papryczkę czili (może być ta z ogrodu:)), seler naciowy  i znowu chwilę poddusić. Już jesz to?:)