Sloneczniki

Koniec jest moim początkiem - Tiziano Terzani

Koniec jest moim początkiem - Tiziano Terzani

14-02-2014

Tytuł: Koniec jest moim początkiem

Autor: Tiziano Terzani

Oprac. Folco Terzani

Tłum.z włoskiego: Iwona Banach

Oryginał: La fine e il mio inizio

Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Oryg. wydanie: 2006

Pol. Wydanie: 2010

Seria: Naokoło świata


 


Umierając na raka Tiziano Terzani wielki dziennikarz, piewca Azji


  

żegna się w szeregu rozmów z synem. Już w książce „Nic nie zdarza się przypadkiem” był świadomy, że usłyszawszy diagnozę raka rusza w najciekawszą ze swoich podróży, podróż poprzez chorobę zmierzającą do rozstania z doczesnym życiem. Ktoś, kogo pasja urzekła mnie w szeregu reportaży „W Azji”, żegna się tu. Robi to z klasą. Wspominając przy zaproszonym do tych rozmów -podstawy  wspólnej książki - swego syna Folco. Ciężko chory Terzani ostatnie swe dni spędza w rodzimych Włoszech, w ukochanej wiosce toskańskiej Orsignie.


  

„Wiesz, ryszi, wielcy hinduscy mędrcy, od tysięcy lat mieli tylko jedno zadanie: siedzieli pośród natury i myśleli o jaźni.

Dlatego uważam, że to piękne, iż kończę podróż na swój sposób..”, jak mówi do Falco.

 Wspomnienie życia Terzaniego jest podróżą poprzez miejsca, które go ukształtowały, które on w swoich reportażach ukazał światu – Piza, Nowy Jork, Wietnam, Singapur, Kambodża, wreszcie Chiny, jego wielka fascynacja i rozczarowanie. Chiny, które kazały mu się wynosić. I jego ostatnia miłość: Indie. Dzielę ją z nim, więc opiszę poniżej to, co pisze on o Indiach. Warto jednak przeczytać całą książkę. Dlaczego? To przejmująco szczery opis żegnania się z życiem, przeżywany w bliskiej więzi z synem. Przed nami pojawia się na przestrzeni 572 stron 66 lat życia bardzo ciekawego człowieka, pasjonata, głodnego prawdy. Terzani był w najbardziej zapalnych miejscach w najbardziej dramatycznych momentach. Poznać je jego oczyma to fascynująca sprawa. Ciekawie też czyta się o życiu, które podlegało tylu zmianom. Od młodzieńczego idealizmu, fascynacji komunizmem jako szansy na przemianę świata, jego zwrot ku sprawiedliwości społecznej aż po rozczarowanie działaniem i skłonienie się (jak Tołstoj) ku samodoskonaleniu się. Intrygujące jest też Terzaniego poszukiwanie Boga. "Kto się tym wszystkim zajmuje? Kto trzyma to w kupie? .. Kto sprawia, że ptaki śpiewają...Istnieje jakaś kosmiczna istota i jeżeli choć przez chwilę masz wrażenie, że do niej należysz, nic innego nie jest co potrzebne"

I "Jeżeli masz problem, zatrzymaj się, zatrzymaj. Posłuchaj siebie i poszukaj odpowiedzi wewnątrz. Ona tam jest. Wewnątrz ciebie jest coś, co ci pomaga, jest głos. Posłuchaj go. Jedni nazywają go Bogiem, drudzy określają inaczej, ale jest."

Nie ze wszystkim się zgadzam. Inną mam wizję Boga. Chwilami raziło mnie też potępianie w czambuł człowieka Zachodu lub idealizowanie rozwiązań ze wschodu, z Azji. Jej odpowiedzi też bywają okrutne. Niemniej czytając tę książkę żałowałam, że nie zdążyłam  3 miesięcy z mojego życia poświęcić mojemu ojcu rozmawiając tak o jego życiu, jak Folco z Tiziano.

Książka ta zawiera  dużo zdjęć. One też pomagały mi  dochodząc do końca książki (i czyjegoś życia) zapłakać nad nieobecnością kogoś, kto odszedł (wg mnie) w Światło.

TIZIANO TERZANI O INDIACH

W Indiach

Opowieść o nich rozpoczyna zdjęcie Terzaniego błogosławionego przez słonia. Na tle jednej z południowoindyjskich świątyń. A potem bardzo intymna rozmowa między ojcem a synem o chorobowych przemianach następujących w ciele Terzaniego, o jego ciele, z którym on przestaje się utożsamiać. Ale gawędzą też o sadhu, indyjskich świętych, którzy nie obcinając nigdy włosów


  

mają je jednak różnej długości,jedni do ramion, inni do ziemi.


 

upload.wikimedia.org


Falco zastanawia się głośno, czemu jego ojciec na swoje 40-te urodziny zabrał cała rodzinę do Indii. Skąd ten kierunek u kogoś zafascynowanego dotychczas przemianami w Chinach, Kambodży, Wietnamie?  Było to w 1978 roku. Mieszkający w Hong Kongu Terzani zapragnął Indii, bo jak pisze „tam było tchnienie”, kto kocha Indie, wie..” i ” W Indiach tkwiło coś odmiennego...


  

demotix.com


Hindusi nie są tacy, jak my, ani w znaczeniu pozytywnym ani negatywnym”. Na dowód tego TT  przypomina Falco sikha w turbanie, który przed hotelem Ashoka w Delhi,


  

zaczepił Falco mówiąc mu, jak nazywa się jego dziadek. Skąd wiedział? Zagadki Indii, ich dziwy, które Terzani wspomina – słonie na ulicy (pierwszego w Indiach zobaczyłam właśnie na ulicy), pod Delhi miasto odebrane ludziom  przez małpy,


  


trochę dalej wioska zaklinaczy węży,


  

pobudzających dłońmi kobry, by zmusić je do aktywności. W restauracji delhijskiej Moti Mahal, pod ekstatyczną muzykę tabli, fisharmonii i tęsknotę śpiewu połączoną z odgłosami świerszczy

40-letni Terzani zapowiada swojej rodzinie, że w połowie swego życia przyjechał tu, by zasiać w Indiach ziarno swojej przyszłości. Wkrótce zostaje korespondentem „Spiegla”, ku zdumieniu dziennikarzy „Times of India” przyzwyczajonych , że do Indii wysyła się mniej doświadczonych dziennikarzy. Ale Terzani myśląc o Indiach ”chciał w nich zapuścić korzenie innego życia”. Jego dziennikarstwo w Indiach nie spełniało oczekiwań. W Europie chciano drukować o Indiach jako supermocarstwie ekonomicznym, a TT pisał  o biurokracji i korupcji przy zdobywaniu linii telefonicznej. W jego odczuciu Indie jako supermocarstwo ekonomiczne to złudzenie „Indusi tak nie myślą, tak nie funkcjonują” Chciano od niego artykułów o nowych rynkach zbytu, rozwoju centrum ekspertów komputerowych w Bangalore, opisu gospodarczego boomu Indii, a TT jeździł na pustynię Radżastanu i dziwował się świątyni szczurów.


 

wallpaperstravel.com


W jego odczuciu czczenie szczurów (z których jeden jest wierzchowcem słoniogłowego boga Ganeśa)


  

, obrzydliwych dla innych (a dla hindusów cudownych w Bikaner)


  


przeczy wizji Indii jako trzeciej potęgi świata. Świątynia szczurów kłóci się z wizją Indii z Silikonową Doliną w Bangalore.


  

TT wspomina smród świątyni  i białego szczura karmionego z większym zapałem niż inne, symbolu nieśmiertelnych Indii. TT pisze „o prowokacji, z jaką Indie pokazują, że Bóg jest wszędzie,nawet w cuchnących szczurach”. Fascynuje go, że twórcy nowoczesnych Indii mogą być jednocześnie wyznawcami czegoś, tak dla nas niezrozumiałego.

TT pisze (a raczej mówi synowi, a ten spisuje potem) o świątyni figi na brzegu męskiej rzeki Brahmaputry

  

– podziemny korytarz prowadzi w niej do ogromnej wykutej z kamienia figi, wciąż wilgotnej. Smrodowi gnijących kwiatów towarzyszy tam modlitwa o płodność.

TT do syna : „kochamy Indie, bo w Indiach znaleźliśmy nie odpowiedź, ale okazję”. Podkreśla jednak, że Indie nie są jedynym miejscem dającym nam okazję. Cytując poznanego w Himalajach Starca „Wy zapomnieliście o waszych ryszi, o waszych mędrcach.Zebraliście ich i zrobiliście z nich książki, które ustawiacie w bibliotekach, z których uczycie się w szkołach. My nie, my tym żyjemy”  TT głosi pogląd, że naszą otwartość umysłu zabija rywalizacja i walka o miejsce i wspinaczkę po drabinie sukcesu.

TT opowiada, jak z żoną pewnego razu w strasznym upale mijał wychodzącego z Sai Baba Mandir 40-letniego mężczyznę z wieńcem pomarańczowych kwiatów na szyi. „On wie coś, czego my nie wiemy”, powiedziała żona TT patrząc na  błogi uśmiech nieznajomego. Tajemnicę tego uśmiechu próbował TT odkryć w Indiach.

Charan Das

TT wspomina jak amerykański sadhu, Charan Das pomógł uroczyście wrzucić o wschodzie słońca prochy bogatego amerykańskiego pasjonata medytacji i Indii go Gangesu. W Benaresie. Na Zachodzie pojawiła się moda na wrzucanie prochów do Gangesu.


  

Charan Das, syn amerykańskiego nafciarza, studiował indologię, do Indii przyjechał uczyć się hindi i sanskrytu, został tu na zawsze jako sadhu. Od 15 lat boso wędrował po Indiach, ze sfilcowanymi włosami, zrogowaciałymi stopami, zawsze uśmiechnięty.

TT pojechał z nim na spotkanie tysięcy sadhu. Na równinie Kurukszetra, na której rzekomo doszło do opisanej w "Mahabharacie" bitwy miedzy Pandawami a Kaurawami;


  

W rocznicę bitwy i w dzień wyjątkowo rozległego zaćmienia słońca siadło tam (każdy ze swoim trójzębem) tysiące sadhu. W chwili zaćmienia wszyscy zanurzyli się w wodzie uciekając przed spojrzeniem oślepłego słońca, przekonani, ze inaczej zdarzy się im coś złego. TT zawsze pociągali indyjscy szaleńcy.

Uważa on, że sadhu


  

są „czymś w rodzaju gwarancji, że Indie nigdy nie przemienią się w kraj taki jak inne, bo dopóki będzie istnieć społeczeństwo szanujące żebrzących świętych, takie które klęka u ich stóp, a by naładować się energią, i daje im jeść, takie społeczeństwo nigdy nie stanie się całkiem materialistyczne. To coś w rodzaju szczepionki”. W oczach TT sadhu przypominają, że każdy w pewnej chwili może zrezygnować ze swego życia, więzi, imienia i pójść drogą sanyasa.

Jak Charan Das. Nawet jeśli dla niego „Indie stały się śmiertelną pułapką” Żywiąc się z chorymi, umierającymi, żebrakami


  

villagesforthehomeless.org


karmionymi za pieniądze wręczane jako jałmużna przez kogoś, kto właśnie wydał córkę za mąż, komu urodził się syn, zaraził się zapaleniem jąder. Wyrzucony jako biedak ze szpitala zmarł na coś, z czego mógłby się wyleczyć antybiotykiem. Kim był 35-letni Charan Das? poukładanym kiedyś studentem z Zachodu, który zgubił się na drodze, do której nie należał, w obcej sobie tradycji?

„Indie to tysiące spraw. Przekleństwo i wyzwolenie, tworzenie i destrukcja, studnia bez dna.W Indiach ktoś nie dostatecznie przygotowany traci grunt”, ale czy Charan Das przegrał?Zaprzeczeniem mógłby być uśmiech, który mu towarzyszył na tej drodze. Spełnił się?

Gandhi

Kryzys moralny w wyniku pierwszej wojny światowej potrzebował czegoś, co pomoże w odrodzeniu się Europy.Wielu zaczęło wiązać nadzieje z walczącym  o wyzwolenie Indii z niewoli brytyjskiej  Gandhim.

TT ciekawią ludzie, którzy szukali inspiracji w Indiach. Liczni Francuzi, a wśród nich Romain Rolland, biograf Gandhiego i filozofa Vivekanandy.

   

Fascynował on też Terzaniego. To jemu właśnie guru Ramakriszna


 

gurusfeet.com

 

polecił przekazać przesłanie wedanty na Zachodzie. Ubrany w pomarańczowe szaty w 1893 roku w Chicago w Parlamencie Religii Świata zdumiał Amerykę mówiąc „Indie mogą być guru narodów”. Zaklinacze węży wyzwalający Zachód z więzienia materializmu?

Zaskakiwał nie on jeden. Innymi duchowymi mocarzami obok Gandhiego i Vivekanandy są wg TT filozof Ananda Coomaraswamy


  

( „Pomóżcie nam zachować prostotę Indii, bo Indie pomogą wam przeżyć”), czy Ramana Mahariszi,


  

jogasutry.pl


który w 16 roku życia powiedział o sobie „Jestem martwy” i siadł przed górą Arunchal, by w swym życiu nic innego oprócz medytacji nie robić. TT podziwia tych ludzi. Wspominając też Mikołaja Roericha.


  

TT przypadkiem jadąc do Dharamsali w Nagar na brzegu rzeki Kulu Manali odkrył opuszczony dom Roericha, rosyjskiego malarza. Na łące przed jego domem znajdował się kamień położony w miejscu spalenia jego zwłok. TT medytował przy tym kamieniu próbując  zrozumieć lepiej Roericha.

TT pisze o powolnym tworzeniu się więzi między nim a Indiami  "dzięki osobom, z którymi w jakiś sposób się identyfikowałem, dzięki ludziom, którzy żyli inaczej, dzięki wielkim osobowościom". Najważniejszym z nich był Gandhi, którym TT fascynował już w młodości. Nim i Mao. Drugim się rozczarował, pierwszy nadal pozostał mitem.
Zdumiał go adwokat, wykształcony w Londynie, który świadomie decyduje się bratać z ludem. Żyje w ogromnej prostocie


  wstając o czwartej rano, czyszcząc ubikacje jak niedotykalni, przędąc i modląc się. Miska ryżu dziennie, a w razie choroby post. Kpiąc sobie trochę z tego TT też zaczął za Gandhim myśleć, że szukane rozwiązanie dla Zachodu leży w poście i prostocie. Porażało go, że można tak dalece zaprzeczyć nowoczesności chcąc rozwiązać problem Indii na poziomie wsi, wracając do tradycyjnego życia, odrzucając mechanizację. W 1909 roku Gandhi sformułował swoją definicję cywilizacji, daleką od tej, której miara jest produkcja dóbr "Cywilizacja rodzi się z pewnego typu postępowania, które wskazuje człowiekowi drogę obowiązku ...z zachowań moralnych. Osiągnąć moralność to osiągnąć wybaczenie naszego umysłu i naszych pasji."
Gandhiemu wystarczał dach nad głową i opaska na biodra, wybrał drogę wiosek, a nie fabryk, bo "wioska to wspólnota, to podział środków". TT zachwyca się ludźmi z Kongresu, którzy za nim poszli tłumnie, na biało ubrani, w charakterystycznych czapeczkach, chudzi i dostojni, żyjący ideą wolnych Indii, w oczach Gandhiego wolnych też od zachodniego konsumizmu.
"Jedyną drogą, by nie konsumować był post"
Wg TT Gandhiego ideę biernego oporu, nie stosowania przemocy, która przyniosła Indiom wolność,  ośmieszono podważając ją jako naiwną m.in. w konfrontacji  Hitlerem. Gandhi chciał się spotkać z Hitlerem. Pisał do niego wielokrotnie, listy przejmowali Brytyjczycy. Wg Gandhiego jesteś niewolnikiem tak długo, jak długo jesteś posłuszny; dyktatura upadnie, jeśli ludzie przestaną jej być posłuszni. "Kiedy zaistnieje wola sprzeciwiania się przemocy przez jej niestosowanie wszystko się zmienia" Aktywność biernego oporu, który staje się jak post "nieuczestniczeniem w tym, co inni mają ci do zaoferowania, by cię osłabić". Do biernego oporu trzeba hartu ducha. Jak w historii Halala Khan z armią stu tysięcy wojowników z kijami. Gdy nadchodził wróg położyli się obok swoich kijów dając się bić. A w szkołach uczą o tych, co podbijają świat. Jak Aleksander Wielki "Podbijają tzn zabijają i zabierają cudze dobra".
TT uważa, ze szkołom brakuje nauczania do wolności, szacunku i nieużywania przemocy; sama szkoła jest pierwszą dyktaturą, która oducza inaczej pomyśleć, podobnie jak telewizja ("Wyłącz telewizor, a zyskasz wolność").
Wg TT mimo pozornej wolności (wybieranie wśród różnych past do zębów itd) mamy wyjątkowo mało wolności. Od szkoły jesteśmy zaprogramowani tylko do tego, by znaleźć swoje miejsce w produkcji i konsumpcji. Nie ma miejsca dla inności. TT podaje przykład świętego Franciszka

 "Nie byli szaleni, lecz inni. To ludzie, którzy swoją różnorodnością pokazywali inny sposób bycia"
TT przewiduje, że czeka nas wojna przeciwko tyranii ekonomii, o naszą duchowość, którą można też nazwać religijnością, by przecież zawsze chcieliśmy i nadal chcemy szukać odpowiedzi na pytanie, po co żyjemy. Wg TT brakuje nam nowych modeli rozwoju - obok wzrostu też powściągliwości, by wyrwać się z koła zaspakajania się tylko zabawą, sportem i jedzeniem.

Proponuje on Gandhiego post jako odpowiedź na kuszenie nas towarami, wytwarzanie w nas potrzeb korzystnych z punktu widzenia rynku.
TT bliskie są słowa Gandhiego "Kiedyś sądziłem, ze Bóg jest prawdą. Teraz powiedziałbym, że prawda jest Bogiem."

Bomba
Terzani jest rozczarowany, że tak jak tragedia pierwszej wojny światowej niczego nas nie nauczyła - dwadzieścia lat potem wybuchła kolejna wojna- tak wbrew jego nadziejom, nie wykorzystaliśmy wstrząsu 11 września 2001. 
 Umieliśmy zareagować tylko z pozycji zemsty rozpętując kolejne wojny, pogłębiają podział, nie biorąc sobie do serca słów Gandhiego: "Jeśli postąpimy tak samo, jak wcześniej, wrócimy tam, gdzie byliśmy". Terzani jest rozgoryczony tym, że wciąż się my, ludzie nie zmieniamy, pozostając egoistami skłonnymi do przemocy, pełnymi lęku przed śmiercią, niepewni, bez wiedzy, kim jesteśmy, tymi, którzy "Gdzieś na zewnątrz stawiamy sobie Boga". Dlaczego teoria ewolucji, rozwoju ku coraz bardziej złożonym formom obowiązuje cielesnośc, ale nie duchowość? Na duchowy rozwój człowieka miało  nadzieję wielu filozofów m.in. Indus Aurobindo


Jesteśmy mniej świadomi niż przedtem, gdy ludzie poważnie rozważali pomysł rezygnacji z broni, a sami twórcy bomb przestrzegali przed ich niebezpieczeństwem. Teraz cisza.  Myślenie o rezygnacji z przemocy uznano za mrzonki. Kto słucha dziś Gandhiego: "Po co powtarzać starą historię? Wymyślmy sobie nową!" On wymyślił. Zapraszając do tego Indie.
Terzani marzący o nowym kierunku myślenia nawiązuje do czytanego właśnie indyjskiego filozofa Krisznamurtiego

Krisznamurti uważa, że naszym największym ograniczeniem jest świadomość. To, co powinno pomagać nam się rozwijać jest naszą pułapką. Uwarunkowani na to, co już wiemy, przyzwyczajeni do tego, co znamy nie mamy odwagi na skok w myślach, w nieznane.  Wyzwolić się od świadomości, by poznać coś nowego?
Jego syn Folco


  na słowa ojca "cisza już nie istnieje" opowiada, jak podczas jego pracy w Kalkucie Matka Teresa


 dała mu "wizytówkę"z napisem:  "Owocem ciszy jest modlitwa". "Zaczynasz od ciszy. Cisza doprowadzi cię do modlitwy, modlitwa do wiary, wiara do miłości, miłość do działania. Jednak początkiem tego całego procesu jest modlitwa. Jeżeli ktoś zastanawiał się, jak ma zacząć swą przemianę, Matka Teresa dawała mu jasną radę: zacznij od ciszy"

Terzani uważa, ze Indie mogły wybrać inna drogę postępu, tą, która mówi: Nie chcemy bomby atomowej". Jest pesymistą myśląc o przyszłości świata i ludzi, którzy żyją wg słów Eliota "rozbawieni zabawami, które ich bawią", ale na pytanie syna, czy taką cywilizację warto ratować, cytuje Bhagawadgitę "Rób, co do ciebie należy,a czy świat zostanie uratowany, czy nie, to nie zależy od ciebie".

Upar, upar
Terzani o tym, jak przestał wierzyć w wiedzę, która służy "zewnętrznej transformacji społeczeństwa nie zmieniając psychiki".  On szukał wzlotu duchowego przemiany wewnętrznej, dlatego zafascynowany Gandhim pojechał do Indii, ale ich polityka rozczarowała go bardzo. Uznał, że po śmierci Gandhiego Indie zaprzepaściły kapitał idei życia bez przemocy. "Stary fakir ubrany w łachmany" był w oczach świata Kimś. Jak bardzo byłby rozczarowany, wiedząc, że Indie mając moralną bombę atomową (ideę ahimsy) wybrały rzeczywistą bombę atomową, by stanąć obok Chin i Pakistanu w jednym rzędzie państw grożących przemocą. Powszechna radość Indusów z posiadania tej bomby bardzo go zasmuciła.

Mówi o rozczarowaniu, jakie przeżył przyjeżdżając do Indii akurat w czasie, gdy na rynku pojawiła się znów cola i wielkie promujące ją napisy "I'm back!". Zrażony dętymi defiladami, parodią defilad brytyjskich Terzani szukał śladów Gandhiego, w jego aszramie, wśród jego starych, nada cudnych, ale zbliżających się do śmierci towarzyszy walki i poszukiwań duchowych. Sam Terzani też przestał wierzyć w moc zmian zewnętrznych, zaczął liczyć tylko na wewnętrzne samodoskonalenie się, wędrówkę w Himalaje,

 dosłownie i w przenośni  - upar, upar - w górę, w górę!  Terzani szukając miejsca, gdzie chory na raka nauczy się umierać dotarł w góry do aszramu Starca.

 Tam usłyszawszy od pustelnika: "Prawda jest ziemią bez dróg i dróżek" TT "oddał się przede wszystkim samemu sobie" realizując ideał hinduskiego sadhu -odszedł, by zmienić siebie. Wg hindusów mistyczne moce, jakie otrzymuje medytujący pustelnik są takie, jak jego myśli ,i stają się rzeczywistością nawet bez jakiegokolwiek działania" Wg TT tak tłumaczy się nadzieję.. Folco, którego ojciec też zaraził Indiami opowiada , co usłyszał od pewnego sadhu o tym, ze że 98 na sto myśli to myśli, które już myśleliśmy wcześniej. Nowe zdarzają się rzadko, jedna, dwie.
Żeby zacząć myśleć inaczej trzeba wg ojca i syna - odejść. To mówi hinduski podział na cztery fazy życia: w pierwszej uczysz się, w drugiej oddajesz to ludziom pracując i tworząc rodzinę jako mąż i ojciec, w ostatniej odchodzisz sam, wyzwolony z więzów, nazwiska, miejsca, na poszukiwanie Boga. Nawet jeśli od swojego mistrza (bo jak mówi indyjskie przysłowie "Jeśli jest uczeń, znajdzie się i mistrz") usłyszy się czasem słowa okrutne: "Tego dnia, kiedy uda mi się zniszczyć twoje ego, smród pójdzie aż do nieba", to przecież to okrucieństwo znajduje równowagę w słowach "Porzuć wszystko, co znasz. Porzuć, porzuć, porzuć. Nie bój się, ze zostaniesz bez niczego, bi na koniec to nic będzie ci podporą"
Terzani w ostatniej fazie - "Otrzymałem od życia dwa wielkie prezenty, oba dostałem w tym samym momencie: raka i emeryturę, wtedy zrezygnowałem ze świata"-pojechał do aszramu Swamiego uczyć się sanskrytu i poznając hinduską filozofię zgłębić  jej religijne sedno (opisał to w "Nic nie zdarza się przypadkiem"). To tam powtarzał jedząc słowa z Bhagawatgity "Jestem ogniem, co pali w żołądku twoje pożywienie", ucząc się, że już niczego nie potrzebuje. Swamy dał mu piękną lekcję o czasie, którego już nie potrzebuje, ("mój czas to czas innych"). Trzy miesiące w aszramie były dla Terzaniego czasem utraty tożsamości. Próbował to uzyskać rezygnując z nazwiska, nie odwołując się do przeszłości, do roli zawodowej, więzi rodzinnych. Nie prezentował się jako żonaty, włoski dziennikarz, bo tożsamość jest ograniczeniem. Oddalił się od siebie znanego sobie, by stać się anam, bezimiennym. Tak przygotowywał się do umierania. A jak mówi jego syn Folco "Jeżeli ktoś akceptuje śmierć, czegóż więcej może chcieć?". Zbliżający się do śmierci ojciec wspomina chwilę niezwykłej jasności, jedności z wszystkim "jedną ulotną chwilę w nocy, podczas medytacji...może to być kropla, ale jest jak ocean".