Przełęcz ocalonych (2016 Australia)
Przełęcz ocalonych (2016 Australia)
historia Desmonda Dassa po ang.
IMDb 8.8
4 nagrody ( wtym 2 za reżyserię, 1 za montaż)
tytuł oryg. Hacksaw Ridge
2016
biograficzny dramat wojenny
jezyk angielski
Prod. Australia, USA,
Ucieszyłam się, że Mel Gibson
przerwał tym filmem dziesięcioletnie milczenie, podczas którego miałam wrażenie że alkohol, rozpad wieloletniego małżeństwa i zacietrzewienie antysemickie zniszczyły w nim artystę. Na szczęście nie. Z ciekawością poruszona patrzyłem na "Człowieka bez twarzy", " "Braveheart" i "Pasję". Nie mniejszą wdzięczność poczułam za podzielenie się z widzami prawdziwą i wręcz niezwykłą historią Desmonda Dossa.
W czas II Wojny światowej młody człowiek, mimo tego, że zakochany, spragniony życia
decyduje się pomóc w walce swoim rodakom.
Chce jechać na front jako sanitariusz. Jego wiara zabrania mu dotknięcia broni. Wbrew groźbom i obietnicom, upokorzeniom i pokusom ułatwienia życia Desmond Doss obstaje przy swoich wartościach,
dosłownie, z głębi serca przyjmując przykazanie nie zabijaj. Nawet postawiony przed sądem za niewykonanie rozkazu, zagrożony więzieniem nie bierze broni do ręki i udaje mu się wyjechać ze swoim batalionem na front
na Okinawę
uzbrojonym tylko w opatrunki, osocze krwi i morfinę.
Jego los zdumiał mnie,
wzbudził we mnie nadzieję,
dodał mi wiary w człowieka. Niezwykła historia pozornie zwykłego człowieka.
Wyróżnia go wierność wyznawanym poglądom, odwaga bronienia ich. I skromność. Na końcu słyszymy wypowiedź zmienionego starością Desmonda,
w której oświadcza on, że wyniesienie w ciągu jednej nocy 75 rannych
zawdzięcza modlitwie i pomocy Boga. Jego szept: daj mi siłę uratować jeszcze jednego, jeszcze jednego, jeszcze jednego, przypomina tworzenie listy Schindlera. Zdumiewające i stawiające pytanie o wierność swoim wartościom. Moją, Twoją.
W filmie budzące grozę sceny bitwy między Amerykanami i Japończykami. Filmowanymi tak, że jest się w środku walki, w zagrożeniu, że chce się schować, uciekać, że widzi się ogień pochłaniający ludzi, rozgrywające ich pociski, lejącą się krew. Bardzo realistycznie. Tak wygląda zabijanie i umieranie. To co mi przeszkadza to wrażenie, że Gibson przesadnie lubuje się w obrazach jatki. Grozę można przedstawić nie tylko w obrazie wyrwanych wnętrzności, ale i w wyrazie twarzy ludzi, którzy to widzą, którzy tego doświadczają.
Większe wrażenie niż brutalizm walki zrobiła na mnie scena, gdy z pola bitwy zwożą zdziesiątkowany batalion. Wozy pełne trupów, rannych i zmęczonych bitwą żołnierzy mijają tych, którzy świeżo przeszkoleni w Ameryce mają właśnie zająć miejsce poprzedniego batalionu. Wymiana spojrzeń między tymi, którzy już wiedzą i tymi, których ogarnia groza na myśl o nieznanym.
Nie podobał mi się sposób przedstawienia Japończyków. Jak na film broniący wartości chrześcijaństwa zabrakło miejsca na istotę chrześcijaństwa: miłość do wroga. Próby pomagania rannym Japończykom nie równoważyły przedstawiania ich jak odczłowieczone bestie.
Niemniej film przejmujący. Wdzięczna jestem Gibsonowj, że dzięki niemu zapoznałam się z historią Desmonda Dossa.
Chciałoby się w trudnej sytuacji całkowitej bezsilności człowieka rannego usłyszeć obok siebie szept: to ja Doss. Zaraz ci pomogę.
broni, walczy