Sloneczniki

Khoya Khoya Chand (Indie 2007 - hindi)

Khoya Khoya Chand (Indie 2007 - hindi)

16-12-2017
- Zagubiony księżyc

Przeniesiony tu z blogu Zahry (valley-of-dance) jej  post  z 2 października  2008;  w związku z zamknięciem blogów przed onet w styczniu 2018 - w 10 lecie istnienia blogu Zahry.

Produkcja:          Prakash Jha
Reżyseria:          Sudhir Mishra
Scenariusz:        Sudhir Mishra
Muzyka:             Shantanu Moitra
Obsada:             Soha Ali Khan, Rajat Kapoor,
                         Shiney Ahuja, Vinay Pathak,
Czas trwania:     129 min.

 

Nikhat (Soha Ali Khan) to młoda tancerka marząca o zostaniu wielką aktorką. Pewnego dnia, zostaje zauważona przez największego bożyszcza publiczności i jednocześnie wpływowego człowieka Prema Kumara (Rajat Kapoor). W mgnieniu oka Nikhat ze statystki awansuje na heroinę wielkiego ekranu. Tym samym oddaje serce swojemu mentorowi. Wkrótce jednak poznaje Zafara Aliego Naqvi (Shiney Ahuja), uzdolnionego i zbyt pewnego siebie pisarza. Zaczyna się walka na krawędzi: o miłość i o „być albo nie być„.

Kiedy po raz pierwszy usłyszałam o tym filmie, byłam strasznie podekscytowana, gdyż po pierwsze daje on okazję zobaczyć kolejne „wcielenie” Bollywoodu, a po drugie sięga pamięcią  do lat 50. i 60. czyli do lat, kiedy wszystko się zaczynało. Każdy znawca filmów oldschool’owych zapewne będzie tu szukał do nich odniesień, może nawet z iskrą nadziei, że pojawią się tutaj osobistości minionych epok lub przynajmniej jakiś ukłon w ich stronę. Tak i też jest. Jednak, że ja do tych koneserów nie należę, osoby zainteresowane zapraszam do odpowiedniego wątku na bollywood.pl, gdzie znajdziecie wszelkie smaczki ukryte w tym filmie, a których laik nie jest nawet świadomy.
Patrząc pod kątem powyższego akapitu uważam, że reżyser Sudhir Mishra (Chameli, Calcutta Mail, Hazaaron Khwaishein Aisi) i twórca ścieżki dźwiękowej Shantanu Moitra (Parineeta, Eklavya, Laaga Chunari Mein Daag) wykonali kawał dobrej roboty. Spoglądając jednak ogólnie, film uważam za dobry (na swój sposób). Nie każdy bowiem otrzyma to, czego się spodziewał.

 

  


Czy tego się spodziewałam? Nie do końca. Ale są tu elementy, na które warto zwrócić uwagę; w szczególności trzy z nich, które stanowią esencję tego obrazu: złożoność charakterów, ich historie i oczywiście zaścianki planu filmowego. W Indiach ten film nie cieszył się zbyt wielkim uznaniem, prawdopodobnie właśnie dlatego, że za dużo mówi o przemyśle filmowym i prawach, którymi się rządzi. Ale mogły być też inne powody…
Soha Ali Khan jako aktorka Nikhat wydała mi się jakby nieobecna (podobnie jest w Ahista Ahista). A może po prostu do tej roli jeszcze nie dojrzała, co wynika z jej małego doświadczenia? Wolałabym widzieć bohaterkę bardzo silną, która w wyniku zbyt wielkiej presji i ogromu przerastających ją wydarzeń, po prostu się załamuje. Soha stworzyła bardzo kruchą postać, której tak nie
do końca potrafiłam współczuć; oprócz przypadłości do alkoholu nie zachodzi w niej żadna zmiana. Nie wątpię, że Soha bardzo się starała, ale im dalej szła akcja (a co za tym idzie mijały lata), jej bohaterka ciągle tkwiła w tym samym punkcie.
Tak się zastanawiam, czy ona rzeczywiście miała taka być? Próbuje dopatrzeć się w niej jakiejś głębi, ale niestety nic nie zauważam.
Podobnie jest z Shiney Ahują -  nic tutaj nie wnosi; jest po prostu pisarzem / reżyserem, którym targają na przemian żal i złość. Nie popisał się swoim aktorstwem. Po Hazaaron Khwaishein Aisi i Gangsterze, spodziewałam się czegoś lepszego i mam prawo być rozczarowana.

 

    


Idąc krokiem myślicielki, uważam, że ta historia przegrała po części ze względu na nie do końca dograny scenariusz. Brakuje tu iskry, napięcia i płynności. Jest  troszkę chaotycznie, co wybija z filmowego transu; Wpadałam nagle w spiralę różnorakich uczuć, których w pewnym momencie nie byłam w stanie unieść, bo były tak przygniatające. A może właśnie takie jest zamierzenie filmu? Może miałam poczuć ten ciężar, z jakim zmagają się aktorzy, którzy na ogół uśmiechają się do nas zza szklanego ekranu?? Nie wiem…

 

  


Jedne co na pewno przemawia na korzyść filmu to poczucie autentyczności – romanse, polityka, zawieranie sojuszy i machlojki ludzi dążących do osiągnięcia zamierzonego celu lub utrzymania swojej pozycji w branży. Dalej – scenografia i kostiumy tworzące tą atmosferę. Także Rajat Kapoor jako doświadczony aktor Prem Kumar i Vinay Pathak jako aspirujący dyrektor/producent – bez dwóch zdań są twarzami tego filmu. Oboje bezwzględnie podchodzą do swojego fachu i mało co ich obchodzi. Najważniejsze, aby dobrze na tym skorzystali. Ich charaktery były jasne i prawdziwe. Te aspekty na prawdę wystarczyły, aby zaspokoić choć w połowie mój apetyt.

 

  


Możecie zapytać: To co w końcu? Dobry czy nie dobry? Powiem tak:
jeśli jesteś koneserem starych filmów, Khoya Khoya Chand najprawdopodobniej przypadnie Ci do gustu. Jeśli jednak nie, to może być dla Ciebie ciężka droga do pokonania. Na prawdę chciałabym napisać lepiej o tym filmie, ale niestety – tak jak wcześniej napisałam – mój apetyt został zaspokojony tylko w połowie.