Partition (Kanada 2007)
Partition (Kanada 2007)
Przeniesiony tu z blogu Zahry (valley-of-dance) jej post z 5 października 2008; w związku z zamknięciem blogów przed onet w styczniu 2018 - w 10 lecie istnienia blogu Zahry.
Reżyseria: Vic Sarin
Scenariusz: Patricia Finn, Vic Sarin
Muzyka: Ravi Shankar
Obsada:Jimi Mistry, Kristin Kreuk, Neve Campbell, John Light, Irfan Khan
Czas trwania: 116 min.
Gatunek: Dramat Wojenny, Społeczny
angielski
produkcja: Kanada, USA
2007
Odrzuceni
Rok 1947 – koniec wojny. 38-letni Gian Singh (Jimi Mistry), z wyznania sikh, powraca do rodzinnej wioski. Zgodnie z ustaleniami rządu wszyscy muzułmanie mają opuścić Indie i przenieść się do Pakistanu. Po drodze zostają oni jednak wyrżnięci. Z życiem uchodzi młoda muzułmanka Naseem (Kristin Kreuk). Gian znajduję ją ukryta w lesie i zabiera do swego domu. Sam stara się trzymać od wszystkiego z daleka, zbyt wiele bowiem widział na wojnie.
Mieszkańcy wioski chcą zlinczować młodą muzułmankę, ale Gian na to nie pozwala. Z czasem między tą dwójką rodzi się gorące uczucie, które rozdzielić może tylko śmierć…
Odrzuceni to tragiczna opowieść o dwóch zagubionych gwiazdach, które gdy tylko odnajdują się na bezkresnym niebie, próbują być zgaszone przez pozostałe, znacznie silniejsze od siebie. Można by porównać ich żywot do ostatnich dni Romea i Juli. Fabuła jest jednak bardziej subtelna i pokazana w innym kontekście, a to sprawia, że jest unikatowa. Wbrew polskiemu tłumaczeniu nie jest to historia o odrzuconych. Partition oznacza podział/rozłam. Tak więc tu chodzi o rozdzielonych, nie odrzuconych.
Akcja rozgrywa się w czasach, gdy Indie zostają uwolnione od brytyjskich rządów. Właśnie ich panowanie dobiegło końca. Wtedy to naród zostaje podzielony na muzułmański Pakistan i hinduskie Indie. Na tle tego historycznego wydarzenia rozgrywa się dramatyczna walka o miłość i akceptację religijną. To ona bowiem dzieli dni na dobre i złe.
Film nie ma na celu rozstrzygania kto jest dobry a kto zły, kto zawinił a kto nie. To jest dość istotne. Pokazuje oba wyznania – Sikhów i Muzułmanów – zarówno w dobrym jak i złym świetle. Widzimy, że oba potrafią kochać i współczuć. To stwarza, że czuje się sympatię do obu grup. Film nie popada w stereotypy, co niebywale rzadko się udaje.
Owszem, jest tu parę nadużyć, co zmniejsza poczucie wiarygodności (pierwszy pocałunek, zbyt szybka akceptacja zwaśnionych religii, samo małżeństwo). Wszytko dzieje się zbyt szybko. Ja osobiście nie potrafiłam się dostosować do tak wartkiej akcji. Tym bardziej, że wstęp był dość rozciągnięty. Abyśmy uwierzyli w miniony czas, mężczyźni mają „przyprószone brody”. Jest niemożliwym, aby przez zaledwie 5 lat, tak osiwieli. No i oczywiście sam koniec, jest delikatnie mówiąc niedopracowany, ale tego już mi nie wypada komentować. Muszę myśleć przecież o tych, którzy jeszcze tego filmu nie widzieli.
Może są to szczegóły, którymi niepotrzebnie zawracam sobie głowę. Ten film jest przecież na prawdę piękny i wzruszający. Jego historyczne tło umacnia jego pozycję i sprawia, że jest ciekawszy. W ogóle nie odczuwa się uczestnictwa w kolejnej historii miłosnej. Nie jest to jakaś indyjska papka, ani też kino ambitne typu Water czy Earth Deepy Mehty.
Partition nie jest pierwszą poza indyjską produkcją. Znacie przecież takie produkcje jak Magia zmysłów, Monsunowe Wesele, Bride & Prejudice (tu specjalnie zostawiam oryginalny tytuł przez wzgląd na błędne polskie przełożenie), Marigold czy Podkręć jak Beckham. 2/10 takich produkcji jest na prawdę udanych. Partition jest jedną z tych nielicznych.
Przymykając oko na parę tych nieścisłości, nic nie można mu zarzucić. Jest inny niż te pozostałe angielskie produkcje. Na prawdę jest niesamowity. Nie chodzi tylko o miłość, ale pełne zaufanie, poświęcenie i oddanie. Gian zmienia religię! (obcina włosy, zmienia nazwisko), przedziera się przez granicę narażając życie, aby odzyskać swoją żonę. Czy muszę dodawać więcej? Myślę, że nie będzie to konieczne.