Sloneczniki

Miłość Larsa - zacznijmy od miłości do lalki

Reżyseria:    Craig Gillespie (debiut, potem "United Staes of Tara")
Scenariusz:  wg Nancy Oliver (Six Feet Under)
Obsada:       Ryan Gosling, Emily Mortimer, Paul Schneider, Kelli Garner,
                   Patricia Clarkson
Nagrody:     4 nagrody (za scenariusz i za rolę - Gosling i 14 nominacji
                   (do Oscara za scenariusz, do Złotego Globu za rolę - Gosling,
                   za reżyserię, za rolę - Emily Mortimer)
Język:          angielski
Produkcja:    USA, Kanada
Gatunek:       komediodramat
Tytuł:          Lars and the Real Girl
Premiera:    2007
Ocena:        IMDb 7.5/10




Lars Lindstrom (Ryan Gosling) to smutny 27-letni mężczyzna. Jego życie przebiega w czterech pudełkach.



  Co niedzielę wizyta w kościele, codziennie autem jedzie do biura, potem znika w garażu, obok domu,  w którym mieszka jego brat  Gus (Paul Schneider) z oczekującą dziecka żona  Karin (Emily Mortimer). Unika rozmów nawet z martwiącymi się jego samotnością najbliższymi. Pewnego dnia jego życie zmienia się dzięki pokazanej mu przez kogoś w pracy reklamie lalki do uprawiania seksu. W  domu pojawia się zamówiona w paczce Bianka. Teraz Lars ma już do kogo otworzyć usta, ma komu czytać na głos "Don Kichota",

 

 ma kogo przyprowadzić do ludzi wypytujących go, kiedy u twojego boku pojawi się jakaś dziewczyna. Nie przeszkadza mu zdumienie



 i kpiny innych. Psycholog doradza rodzinie, by przyjęła Biankę  traktując ją tak poważnie, jak traktuje ją zakochany w niej  Lars.



 Wkrótce całe miasteczko uczestniczy



 w tej dziwnej grze, a Larsa coraz mniej można nazwać odludkiem… 




Czemu właśnie ten film? Bo urzekł mnie zabawnym pomysłem. Zazwyczaj to my, ludzie coraz częściej uprzedmiotawiamy innych, by móc ich użyć dla zaspokojenia swoich pragnień. Tu odwrotnie - uosobiono przedmiot. I to jaki przedmiot!  Ersatz kobiety służący samowystarczalności seksualnej uczyniono obiektem miłości. Nadano mu godność, wprowadzono w relacje, usprawiedliwiając  jej przewrotną nazwę towaru "love doll". I możemy sobie obejrzeć bajkę o dobrych prowincjonalnych miasteczkach amerykańskich, gdzie tak wiele postaci budzących ciepło  chce pomóc, aby znalazł miejsce w świecie samotny, pełen lęku przed dotykiem i  rozmową chłopiec w ciele mężczyzny. Jego powrót do świata, leczenie zranień z przeszłości rozegrano tu bardzo ładnie. Lars ma kogoś, kogo może się nie bać, bo czyż może być inwazyjna unieruchomiona na wózku, zawsze milcząca Bianka? Nie, ona jest tylko ekranem dla jego pragnień. Może być kimś na miarę jego marzeń. Pół Brazylijką , pół Dunką wychowaną w klasztorze byłą misjonarką. Nic od niego nie chce czyniąc go jednocześnie mnie samotnym i odważniejszym w wychodzeniu do ludzi.



Z pomocą psycholog (Patricia Clarkson w roli Dagmar)



Lars może pokonywać kolejne bariery lęku.



Film jest naprawdę zabawny.



Uśmiechałam się przy jego dialogach, na przykład, gdy Lars wycisza swój lęk przed ludźmi wchodząc na party. Robi to uspokajając Biankę: "Naukowo stwierdzono, że ulubione słowo każdego, to jego własne imię. Powtarzaj ich imiona, a będzie dobrze", ale też porusza mnie zmiana, jak zachodzi w relacjach bohatera z jego bratem Gusem. Słuchając np ich rozmowy o byciu męskim:
" - Skąd wiesz, że jesteś mężczyzną. Czy chodzi o seks?
  - Tak, ale nie tylko. To nie jest jakaś matematyka,
w środku nadal jesteś dzieckiem.
Dorośniesz, gdy zdecydujesz postępować właściwie.
     Nie  wobec siebie, ale wobec innych. Nawet, jeśli to bolesne.
 -   Na przykład?
- Na przykład nie wyśmiewasz się z ludzi, 
 nie zdradzasz swojej kobiety, dbasz o swoją rodzinę,
przyznajesz się do błędów. Albo przynajmniej starasz się.
Brzmi łatwo, ale z jakichś dziwnych powodów, nie jest".

Film to prosta historyjka o czyjejś zmianie w nastrojowo zaśnieżonym światku małego miasteczka. Świeżość być może zawdzięcza temu, że jest debiutem Craiga Gillespie,

  
 
jednak jej największą siłą jest scenariusz i role. Nie wspomnę o Biance, choć tak bardzo zaraziliśmy się jej autentyzmem, że  sprawdzaliśmy w obsadzie,  kto ją grał:), ale mamy tu wiarygodne postacie Emily Mortimer w roli szwagierki

 

Larsa, Karin i Ryana Goslinga jako Larsa. Do tej roli przytył, porusza się drobnymi kroczkami. Urocze dziwadło.



Jak bardzo Gosling potrafi się tu różnić  od zagranego rok wcześniej w "Szkolnym chwycie" umęczonego nałogiem, szukającego ostatniej nadziei w pasji nauczycielskiej bohatera!
No i ten temat rehabilitacji seks-lalki, jej transformacja z  seksualnego obiektu w prowincjonalną przyjaciółkę, która mimo przykucia do wózka inwalidzkiego
wprowadza w świat bohatera, otwiera go na innych! Uleczenie następuje  tylko mocą ludzkiej życzliwości. W świecie, w którym inność jest śmieszna, wyszydzana i trzeba odwagi, by jak ludzie ze stowarzyszenia Świętego Walentego chodzić po szkołach,  opowiadając ludziom swoją historię, jak to jest być kimś z problemem choroby psychicznej, potrzeba takiej życzliwości, miejsca dla kogoś takim, jaki jest, aby  mniej się bojąc,  mógł wejść w przyjaźń i miłość.

Nie bójcie się słabości człowieka ani jego wielkości.
człowiek zawsze jest wielki, także w  słabości"
(Jan Paweł II)

  P.S.  Jak planujecie spędzić za miesiąc Walentynki? Słyszeliście o róży od świętego Walentego?