Sloneczniki

Shwaas - potem nastąpi ciemność

Reżyseria:    Sandeep Sawant (debiut)
Produkcja:   Sandeep Sawant, Arun Nalawade
Obsada:       Arun Nalawade, Sandeep Kulkarni, Ashwin Chitale,
                   Ganesh Manjrekar
Nagrody:      3 nagrody (za film, za role - dziadka i chłopca
                    - Arun N i Ashwin CH)
Zdjęcia:        Sanjay Mnemane
Muzyka:        Bhaskar Chandavarkar
Gatunek:      dramat
Tytuł:           Oddech 
Premiera:     2004
Język:          marathi
Oceny:         IMDb 7.2/10, Tamanna 7/10


श्‍वास
   

Do mumbajskiego szpitala KEM Hospital


  

z wioski w Maharasztrze przyjeżdża dziadek Keshavram Vichare (Arun Nalavade) ze swoim 6-letnim wnukiem Paarshą (Ashwin Chitale). Dr Milind Sane (Sandeep Kulkarni) zleca szereg uciążliwych dla chłopca badań, ostatecznie stawiając diagnozę złośliwego raka oka. Natychmiastowa operacja może chłopcu uratować życie,a le nie wzrok. Przepisy wymagają, by chłopca uprzedzić przed operacją, ze obudzi się z niej nic już nie widząc. Dziadek nie ma siły mu o tym powiedzieć.Wspierany przez opiekunkę socjalną Asawari (Amruta Subhash),



prosi lekarza o pomoc...

 

Ten film zestawia ze sobą dwa światy. Dziadek i chłopiec reprezentują pełen prostoty i uczuć świat wsi z Maharasztry,



a pracownicy szpitala z uśmiechniętym dr Sane na czele



– pełen pośpiechu, bezduszny świat nowoczesnego Mumbaju.


  


W pierwszym świecie ktoś jest osobą, liczą się jego uczucia, więzi.



W drugim staje się on przedmiotem oddziaływań medycznych. Coś z atmosfery taśmy produkcyjnej. W tym świecie pędzącego do przodu Mumbaju najboleśniejszą rozmowę w każdej chwili może przerwać dzwonek telefonu lekarza, a z trudem zaakceptowaną operację, nie licząc się z uczuciami dziecka i jego rodziny można nagle w ostatniej chwili bez słowa wyjaśnienia przesunąć. W tym świecie oszołomiony stary człowiek u boku przestraszonego chłopca


  


nie rozumie, czemu ma podpisać papier zdejmujący odpowiedzialność za to, co mogło by się stać z pleców lekarza.

Kontrast między tymi dwoma światy podkreślają zdjęcia Sanjaya Mnemane. Urzekają obrazy  wsi maharasztrańskiej (czy tak się w ogóle mówi?). Pasterz prowadzący drogą stado kóz, pomalowana twarz mężczyzny wyobrażającego w przedstawieniu "Ramajanie" pomagającego Ramie w zwycięstwie nad demonem , króla małp, Hanumana, przesiewanie ziarna przez sito,


 


przechodzenie nad rzeką chwiejącym się na wietrze mostem. W niektórych obrazach rozpoznaję obrazy z mojej podróży przez Maharasztrę. Nie znam jej tak jak w tym filmie poddawanej zmianom pór roku, przeobrażonej deszczami monsunu, ani tej niestety niewidzianej z urwiskami nad brzegiem Arabskiego Morza. Tu widzimy nie tylko jego piękno, ale i czujemy, jak stary Vichare, niepokój, gdy tracący wzrok chłopiec źle oceniwszy odległość w ostatniej chwili zostaje powstrzymany przed upadkiem.

W filmie  - detale, które mają swoją wymowę. Gdy zawsze pamiętający o swoim parasolu stary człowiek zaniepokojony diagnozą lekarza, pierwszy raz zapomina o nim, wiemy już że ład świata zastępuje chaos. Trzeba kolejnych scen, by po rozpaczy i zwątpieniu powróciła (powoli) nadzieja,


 


by zacząć budować nowy, trudniejszy ład.

Zrealizowany w ciągu 30 dni debiut reżyserski Sandeepa Sawanta


 


cieszył się w Indiach tak dużą popularnością (i uznaniem krytyków), że zrealizowano go nie tylko w języku marathi, ale i w hindi, tamilskim i bengalskim. Po raz pierwszy marathi film został indyjskim kandydatem do nieangielskojęzycznego Oscara. W zbieranie funduszy na jego promocję w Ameryce, oprócz Amitabha Bachchana i sławnego marathi krykiecisty Sachina Tendulkara,  zaangażowali się studenci, rząd Goa, hinduscy ekstremiści z Shiv Sena czy mumbajska  świątynia Ganeśa. Mimo to filmu nagrodzonego narodowymi nagrodami nie wybrano nawet do nominacji na Oscara. Podobnie jak po nim "Paheli", Rang De Basanti", "Eklavya" i "Taare Zameen Par", też  "Harishchandrari Factory" i "Peopli Live"


  

 

Oczywiście  przydało by się marathi kinu wzmocnienie Oscarem, ale przegrał z historią  Hitlera w "Upadku":( To nie zmienia faktu, że film warto zobaczyć. Naprawdę mnie poruszył, choć historia sama w sobie jest bardzo prosta (czy to na meriduniya  przeczytałam, że zdarzyła się naprawdę w 1992 w Pune?)

Gdy pomyślałam teraz o indyjskich filmach  z motywem choroby, do głowy przyszły mi akurat "Kal Ho Naa Ho", "Meghe Dhaka Tara" "Dasvidaniya", "Aashayein". Specyfiką tego jest obecność dziecka.

Nagrodzony za swoją rolę Ashwin Chitale gra chorego chłopca Parshurama.



 Daremnie próbowałam sobie przypomnieć, gdzie już go widziałam. Ale to co uciekło mojej pamięci wie IMDb -  w "Aashayein" i "Taxi Number 9211". Potrafi być słodki, ale i przestraszony, czy rozgniewany. Tworząc piękną parę z dziadkiem granym bardzo prawdziwie  przez nieznanego mi Aruna Nalawade (wg IMDb debiut?)

 

Lekarza, osobę poddawaną pod wpływem spotkania z dziadkiem i wnuczkiem przemianie, gra Sandeep Kulkarni. Miarą tej przemiany jest ilość czasu, jaką może on poświęcić drugiej osobie, pragnienie zatrzymania się przy niej, 



umożliwiające zrozumienie, czego się boi, czego pragnie.


Sandeep Kulkarni wzbudził mój podziw rolą w "Dombivali Fast". Przypominając mi, że zaciekawił mnie już wcześniej  w debiucie ("Mammo"), w niedużej roli oficera policji konfrontującego z bohaterkę z koniecznością wyjazdu z Indii do Pakistanu. Potrafi dobrać  role w interesujących filmach  - naksalita w "Hazaar Chaurasi Ki Maa",  "Hazaaron Khwaishein Aisi", "Trafic Signal".
Tym trzem aktorom towarzyszy  w roli pośrednika między dwoma światy, socjalnej opiekunki 
Asawari - Amruta Subhash.


W niewielkiej roli recepcjonistki, znana mi z "Natarang". Vibhawari Deshpande, (to miłe móc już kogoś rozpoznać w marathi filmie :).

Pod koniec filmu zastanawiałam się, na co chciałabym spojrzeć, co widzieć wiedząc, że  jutro ogarnie mnie ciemność. Co chcielibyście? Czy patrzyłabym na ostatnie obrazy ze szczególną uwagą, czułością, wdzięcznością, że je widzę, czy smutek czekającej mnie utraty uniemożliwiałby mi patrzenie? To dotyka tego, jak przyjmujemy stratę. A może tego, jak traktujemy codzienność - z wdzięcznością, czy żalem? Znam kogoś, kto odzyskawszy wzrok poczuł niezwykły zachwyt dla widzianego świata, jego barw, świateł, kształtów. Po jakimś czasie nagle ze smutkiem zauważył, że patrzenie mu spowszedniało. Nie objawiało się już jak radosny cud. Jak zatrzymać na co dzień to radosne zdumienie, że słyszymy, widzimy, chodzimy?

   

Mimo pewnego rozczarowania końcem filmu - polecam! Bardzo mnie poruszył.   

variety- recenzja