Sloneczniki

Hum Saath Saath Hain: We Stand United. Jesteśmy razem

Piszę tu pierwszy raz, więc z pewną niepewnością. Ale też i film, o którym chcę wspomnieć, nie należy do tych, co to w pamięci na wieki. Hum Saath Saath Hain: We Stand United. Jesteśmy razem.


हम  साथ  साथ  हैं

  

No, nie wiem, czy uda wam się być razem z tą rodzinką. Na początku zaproszą Was na rocznicę ślubu rodziców.Prezenty, uśmiechy, pełne miłości spojrzenia. Słodko, coraz bardziej słodko.Wszyscy się kochamy. Cieszymy z przyjazdu z Ameryki ukochanego synka mamusi,nieśmiałego, zaczytanego w życiorysie Matki Teresy Prema - Salmana Khana. 10 lat przedtem zaliczyli razem z reżyserem (Sooraj R.Barjatya) wspólny udany debiut (Maine Pyar Kiya), 5 lat wcześniej stworzyli razem jeden z największych hitów indyjskiego kina (Hum Aapke Hain Koun...!). Nic dziwnego, że znów się spotkali na planie filmowym. Nie wiadomo jednak, czy zadowoleni z decyzji, bo jak dotąd po raz ostatni. No, ale wróćmy do fabuły filmu. Do naszej   przeszczęśliwej rodzinki. Jej największym zmartwieniem jest wydawszy już córkę za mąż ożenić teraz trzech synów. Z bezczelnym, uroczym Vinodem nie będzie kłopotu, choćby dlatego, że gra go Saif Ali Khan. Od razu widać, że spędzi życie z pełną energii Sapną (graną przez Karismę Kapoor, siostrę jego obecnej rzeczywistej miłości Kareeny Kapoor). Ale najstarszy Vivek (Mohnish Bahl) już nieraz został odrzucony przy aranżowaniu małżeństw. Jego bezwładna ręka nie zraża jednak nieśmiałej Sadhany (Tabu). Dziewczyna stawia na charakter i... jesteśmy gośćmi na hinduskim ślubie. No, a o czym myślicie na ślubie? O miłości, o przyszłości,o tym kto następny, prawda? Bo przecież nie o tym, że na pewno im nie wyjdzie.Atmosfera sprzyja popchnięciu do zaręczyn z Preety (Sonali Bendre) nieśmiałego,oglądającego się na mamusię Prema. No i już mamy zaklepaną przyszłość dwóch par. Wszyscy się cieszą, tyle szczęścia na raz. Teraz coraz bardziej niecierpliwie czekamy na dramat. No bo przecież w pierwszej części się śmiejemy, uśmiechamy, a w drugiej złościmy, płaczemy. Chyba że już w pierwszej złościmy znudzeni brakiem akcji. Bo też film nie jest najlepszym przykładem wartkiej akcji. No ale wreszcie po wielu, wielu obrazkach szczęśliwego życia rodzinnego (nawet włącznie z przejażdżką na słoniach pod krzyk pawi) nareszcie doczekujemy się dramatu. Pęka idealna jedność rodziny! Wkrada się nieufność,niezrozumienie, podejrzliwość. Uśmiechy znikają. Czas na łzy i gniew.Pamiętacie tytuł? "Jesteśmy razem". Chcecie dotrwać do końca czekając na pojednanie? Ja dotrwałam, choćby po to, aby wam o tym napisać - Tamanna

P.S.

Post przerzucony z naszego  blogu ze stycznia 2009

Piosenki