Sloneczniki

Blondynka nad Gangesem - Beata Pawlikowska




"Blondynka w Indiach" (post Zahry) mnie rozczarowała, stąd tej książce brak oczekiwań pomógł.
W "Blondynce nad Gangesem"  Beata Pawlikowska




zabiera nas w podróż do położonej u ujścia Gangesu stolicy Bengalu Kalkuty,



 do świętego miasta hindusów Waranasi



znanego z tego, że tu przyjeżdża się obmyć z grzechów, umrzeć z szansą na wyzwolenie z kręgu wcieleń, lub przekazać rzece prochy bliskich. Ostatnim etapem podróży jest Sarnath, miejsce, w którym dwa i pół tysiąca lat temu Budda przeżywszy oświecenie pod drzewem w Bodh Gaja



 przekazał swoje doświadczenie opowiadając o nim kilku mnichom.
Właściwie autorka zaplanowała sobie podróż do Bangladeszu,



 ale życie wymusiło na niej zmianę. Na wizę w Indiach przyszło by jej czekać  miesiąc, więc BP wyrusza do Waranasi,



by tam przeżyć dziesięciodniowy kurs medytacji, podczas którego odcięta od łączności, w milczeniu, unikając choćby spojrzenia na kogokolwiek ma codziennie podczas wielu godzin medytacji



dotrzeć do jądra siebie, oczyścić się duchowo z tego, co zbędne.


Lekko mi się czytało, bo krótkie zdania, równoważniki, często akcja przedstawiona w dialogu. Krótkie rozdziały, krótkie tytuły:  typu: "Bez końca", " Odchodzę", " Do słońca". Na kartkach dużo pustej przestrzeni, na której oko może odpocząć. Napisane w optymistycznym nastroju, z poczuciem humoru, z zabawnymi rysunkami,   z udzielającą się czytelnikowi ciekawością, co dalej, co za tym zakrętem. Szybkie w czytaniu, choć sprawia wrażenie powierzchowności.

Podziwiam odwagę, decyzję podróży odbywanej samotnie, poddawanie się temu, co przyniesie dzień. Beata Pawlikowska zabawnie przedstawia kurs medytacji, który zamiast wyzwalać zniewala. Przyjemność mi sprawiało doświadczanie Indii, szczególnie, że w Kalkucie,



 Waranasi



 i Sarnath



 jeszcze nie byłam. Radość smaków i obrazów Indii,



nawet jeśli czasem miałam wrażenie podtrzymywania stereotypów.  Podoba mi się postawa jednania się ze światem, a nie podtrzymywania w sobie urazy, choć przedstawiono ją chwilami, jak w przewodniku doradzającym, jak żyć.
Zdjęcia czarno-białe obniżają cenę książki, ale zniechęcają. Brakuje mi barw Indii i nie wiem, czy potrudzę się zainstalować aplikację, by je podziwiać w pełni, choć doceniam nowinkę.

 Z rzeczy nieznanych mi, zaciekawiły mnie zdarzenia z Kalkuty 1930 roku,




 gdy trzech bojowników z grupy  Bengal Volunteers: Benoy  Krishna Basu, Adam Gupta i Dinesh Gupta (tzw. B.B.D.)



przebrani za Anglików weszli do Writers' Building  (dziś sekretariat rządu stanu Bengal Zachodni) i zastrzelili okrutnego wobec więźniów wolności pułkownika Simpsona. Zginęli, a plac wówczas nazywany od imienia brytyjskiego  gubernatora Indii Dalhousie Square po odzyskaniu wolności został nazwany  na ich pamiątkę placem B.B.D. Bagh.



Ucieszyła mnie wzmianka o Wiwekanandzie,



którego biografię właśnie czytam. I próbka jego myśli: "W każdym z nas istnieje zalążek nieskończonej doskonałości. Starajmy się dbać o optymistyczne nastawienie do rzeczywistości i starać się widzieć dobro, które jest obecne we wszystkim".
 
Za dużo wykrzykników, wręcz tłum.  Sprawiają  wrażenie nie emocjonalności, ale historycznej  egzaltacji. Denerwują mnie dobre rady, wszelkie takie: " Otwórz umysł.



Poszukaj nowych możliwości, wybierz, będzie dobrze." Nie lubię trybu rozkazującego w określaniu, jak mam żyć. Drażnią mnie powtórzenia, pewnie dla wzmocnienia efektu. Niemniej nużące.

Niewiele się dowiedziałam nowego, ale i tak miło mi zobaczyć, jak ktoś inny Indie przeżywa.

CYTATY:
- "To największą sztuką pod słońcem - żeby z głębi serca chcieć nauczyć się wdzięczności za to, co się ma, niezależnie od tego, jak bardzo więcej chciało by się mieć... Nie chodzi o minimalizm i uwielbienie ubóstwa, ale o nic porozumienia ze swym przeznaczeniem.
Oni to wiedzą."

- "Idę dalej. Na chodnikach leży rozsypany gruz, martwe szczury, czarne kable i zaschnięte kupy. Prawdopodobnie psie.
Uśmiecham się pod nosem. Tak, takie Indie znam. Z jednej strony majestatyczny Taj Mahal z białego marmuru, a z drugiej - taki chodnik w centrum miasta."

- "Indie to kraj, który uczy tolerancji i szacunku do tego, czego nie znasz i nie rozumiesz. Odziera cię z europejskiego sposobu myślenia, który jest oparty na osądzaniu i wydawaniu ocen."

- "Tak, to są takie Indie, jakie pamiętam! Zgiełk, ruch, spalony słońcem kurz, hałas klaksonów, kłęby czarnych spalin i ludzie przemieszczający się we wszystkich kierunkach. Tak jakby ciągle trzeba było coś dogonić. I garstka tych, którzy nigdy donikąd się nie śpieszą:  śpiący rykszarz, sprzedawca mandarynek, bosy filozof siedzący w bramie."