Sloneczniki

Ciudade de Deus (Miasto Boga)

 

Reżyseria:    Fernando Meirelles, Katia Lund
Scenariusz:  wg powieści z 1997 Paulo Linsa (na faktach)
Produkcja:   Brazylia
Obsada:
      Alexandre Rodrigues, Matheus Nachtergaele,
                  Leandro Firmino

Zdjęcia:       Cesar Charlone
Język:         portugalski
Premiera:    2002
Nagrody:      55 nagród, 33 nominacje (w tym 4 do Oscara)
                  - najlepszy film nieanglojęzyczny,za zdjęcia,
                  role, reż, scenariusz, montaż
Oceny:        IMDb 8.8/10, Tamanna 8/10

  City of God (z ang napisami film na youtube)

 

Buscape (Alexandre Rodriguez) trudno się odnaleźć w realiach getta Rio de Janeiro zwanego szyderczo Miastem Boga.

  
 
Starszy brat przezywany Gęsiorem wymusza na nim przysięgę, że nigdy nie dotknie broni: "Ja nie mam wyboru, muszę być gangsterem, bo jestem głupi, ale ty możesz się uczyć." Buscape marzy się ucieczka się ze slumsów.

 

 Od ich codziennej przemocy. Napadów, morderstw. Wiecznych obław policyjnych.

 

 Wszechobecnych narkotyków. Dzieci biegających z bronią w ręce.

 

 Jego brat należy do mafijnego tria getta. Szybko zastępuje je jeszcze młodsze pokolenie gangsterów - małolatów. Ci, którzy tracą władzę, tracą ją wraz z życiem. A Miastem Boga zaczynają rządzić brutalny Ze Pequeno (Leandro Firmino)


 i wyluzowany radosny Bene (Phelippe Haagensen). Im też wciąż grozi śmierć od kuli. Buscape widzi szanse na wyrwanie się z getta w swej pasji do fotografowania...

  

Czy widziałam już kiedyś coś z brazylijskiego kina? Widzieliście? Jak przez mgłę przypomina mi się coś z konfrontacji Filmowych. Na pewno Ameryka Łacińska, ale czy Brazylia z jej szorstkim niezwykłym dla mojego ucha portugalskim? Ten film z jego przerażająco realistycznie przedstawioną brutalnością długo czekał na mnie. Wciąż nie byłam gotowa na widok dzieciaków biegających z bronią w ręce.

 

Znamy je ze Sri Lanki, z Afryki. Tu tłem ich życia jest nędza slumsów Rio de Janeiro, miasta, które zazwyczaj kojarzy mi się z radością karnawału

 
  

i sylwetką Chrystusa,

  
 
którego rozłożone w figurze krzyża ręce dominują nad portem. W Mieście Boga można w Niego łatwiej zwątpić, ale potrzeba też wielkiej wiary w Niego, by nie stracić zaufania do innych i do siebie. By nie popaść w rozpacz bezsilności lub przemocy.

 

 Już pierwsza scena tego filmu, wg mnie genialnie sfotografowanego (Cesar Charlone), poraża swoja dynamiką. Podobna moc ma w moim odczuciu tylko początek irlandzkiego filmu "W imię ojca". Przywykliśmy do tego, że wczuwamy się w bohaterów. Pierwszy raz widzę, by reżyser kazał nam utożsamiać się z ...kurą. To jej oczyma patrzymy na rzeź innych kur, to  z nią przeżywamy ulgę wyplatania się z więzów, a potem jej strach bycia ściganym przez tłum.Ten los osaczonego zwierzęcia jest losem każdego w Mieście Boga. W wielu (przedstawionych w oparciu o fakty) postaciach

 

 przeżywamy grozę istnienia, w miejscu, w którym  l przyzwyczajają się do tego, że już nawet dziecko może zabijać, że śmierć może się stać zabawą.
Scena otwierająca film również go zamyka. Chcemy, by kurze udało się uciec spod rzeźnickiego noża. Jeszcze bardziej pragniemy wyzwolenia z kręgu przemocy dla dzieciaków ze slumsów. Wyrwania im z ręki broni. Zastąpienia jej piłką.


Nie chcemy słyszeć słów 11- latka mówiącego: "Ja dziecko? Zabijam, więc jestem mężczyzną".

 

To, za czym tęskniłam współczując bohaterom to znak nadziei na miłość.

To, że ten film tak głęboko wchodzi w serce, że  jego obrazy wracają i wracają do mnie, zawdzięczam jego reżyserom: parze -
Fernando Meirelles, Katia Lund

 

  i bardzo autentycznym aktorom, zarówno w rolach dziecięcych jak i dorosłych. Szczególnie Alexandre Rodrigues, Matheus Nachterhaele, Leandro Firmino w rolach głównych.  Zachwyt budzi we mnie też praca operatora Cesara Charlone! Całości dopełnia dynamiczna muzyka (Ed Cortes, Antonio Pinio). Historię te zawdzięczamy komuś, kto doświadczył cierpienia slumsów. Paulo Lins
 
 

 wyrwał się z nich, by móc je nam pokazać.

Gorąco polecam!!!!