Sloneczniki

Mouna Ragam - cicha tamilska symfonie

Post Zahry  z 18 lutego 2009 przeniesiony z jej blogu valley-of-dance tu pozamknieciu blogów przez Onet. W 10 lecie blogu.

Obsada: Karthik , Mohan, Revathy, Ramaswamy V.K
Muzyka: Ilaiyaraaja
Reżyseria: Mani Ratman
Czas trwania: 138 min.

Mouna Raagam czyli Cicha symfonia to kollywoodzki dramat psychologiczny z 1986 wyreżyserowany przez tamilskiego reżysera Mani Ratnama, dobrze znanego nam autora Dil Se, Yuva, Guru czy Iruvar. Myślę, że to w zupełności wystarczy, aby Was zachęcić do sięgnięcia po to dzieło.

 

Oto o czym opowiada…
Szalona duchem Diya (Revathy) robi wszystko, aby doprowadzić rodzinę do białej gorączki. Pewnego dnia dowiaduje się, że rodzice postanowili ją wydać za mąż. W dniu „prezentacji” dziewczyna nie ma zamiaru pojawić się na czas. Gdy wraca do domu, ku zaskoczeniu kandydat na męża nadal cierpliwie na nią czeka. Ta w niezadowoleniu odkrywa przed nim wszystkie swoje wady. On jednak zakochuje się w jej szczerości i szaleństwie. Tym samym zgadza się na małżeństwo. Tak oto Diya musi poślubić nieznajomego imieniem Karthik (Mohan. Opuszcza Tamil Nadu i wraz z świeżo upieczonym mężem udaje się do jego domu w Delhi. W żadnym wypadku nie ma zamiaru być żoną i panią domu. Karthik chcąc przełamać pierwsze lody i opór  Diyi postanawia otoczyć ją czułością i opieką. Pyta czym mógłby ją uszczęśliwić? Jako, że dziewczyna skrywa w swym  sercu sekret odpowie... rozwód…

  


Film jest bardzo prosty w odbiorze. Przyjemny dla oka i duszy. Bohaterka Revathy na pozór nie jest postacią zasługującą na sympatię, troszkę egocentryczna, nadąsana, infantylna, nie poukładana. Z biegiem czasu dowiadujemy się jednak co nią kieruje, a tym samym otaczamy ją zrozumieniem. Z Karthikiem jest zupełnie odwrotnie. Wzbudza sympatię od pierwszego wejrzenia. Czuły, dobry, opiekuńczy, wyrozumiały. Z przestrzennym i „w pełni wyposażonym” mieszkaniem, samochodem i dobrą pracą. Ze świecą takiego szukać! Z biegiem czasu zaczyna być irytujący. Z pozoru staje na wysokości zadania jak na mężczyznę przystało, ale każda jego interpretacja własnego czynu, wywołuje uśmieszek na twarzy. Wiem, wiem – to miłość. Każdy kto twardo stąpa po ziemi wie, że takiego raju to nie ma. Jednak te „czarne oczy” Mohana zmuszają do nostalgii za miłosną tęsknotą, a wtedy jest się bardziej podatnym na tego typu hipnozę.

  


Abstrahując od bohaterów mamy tu próbę zrozumienia, spełnienia oczekiwań, chęć działania, przełamania lodów. Co najważniejsze – kobieta pokazana jest jako podmiot, a nie przedmiot dobitej transakcji. Jest kochana pomimo swych wad i nadąsania. Odkrywa swoją prawdę, a jej rozpacz zostaje wysłuchana. To powoduje, że otwiera swoje serce, jest gotowa pokochać. Została zdobyta nie siłą, ale miłością. Miała wybór, pełną swobodę wyrażania myśli i pragnień. Szkoda tylko, że skupiła się tylko na tym…

  


Muzyka jest po trosze żywiołowa i sentymentalna. Skomponowana przez Ilaiyaraaja. Oprócz wzdychania i spoglądania na siebie, pojawia się „deszczowa piosenka” oraz „Mandram Vandaa”, której dźwięki usłyszycie również w bollywoodzkim filmie Cheeni Kum z Tabu i Big B w rolach głównych. Jako, że obejrzałam filmy w odwrotnej kolejności, a Cheeni Kum jest jednym z moich ulubionych, ucieszyłam się na dźwięk tych nutek.

 

NAPISY


„Cicha symfonia” zebrała nagrodę w1987 National Film Awards (indyjską) oraz  Silver Lotus Award za najlepszy film tamilski dla Mani Ratnama.
Jest to typowy dla Kollywood obraz o spokojnych barwach, bez kiczu, pompatycznej miłości, agresji i nadludzkich sił. Jeśli ktoś szuka intensywności, o tym filmie niech zapomni. Osobiście polecam.