Dewajtis - Maria Rodziewiczówna
Między czytane właśnie przeze mnie "Miłość i małżeństwo w Indiach, "Mity i symbole w indyjskiej sztuce", a "Dżinizm" wślizgnęła mi się wczoraj wieczorem znaleziona wśród rozdawanych książek "Dewajtis" Marii Rodziewiczównej. Zanurzyłam się w jej opowieści wydanej w 1888 roku łapczywie. "Dewajtis" to historia daleka od bliskiej mi rzeczywistości miejskiej.
Szumiąca odwiecznym dębem Dewajtisem,
odwołująca się do starych opowieści, przepojona miłością do ziemi, głosząca hymn ciężkiej pracy, podkreślająca znaczenie honoru i prawości w relacjach ludzkich. Rodziewiczówna snuje swoją opowieść to rzewnie, to z patosem. Rozrzucając w niej takie zdania jak "Po zbiegu ślad stóp, po pozostałym ślad krwi!", czy "Dola buduje się na klęskach" Odwołując się do wiary w Boga i patriotyzmu głoszonego w słowach "Kraj ten musi być wart kochania, gdy na wzmiankę o nim ludzie tak promienieją". Opowiada nam ona o miłości milczącego olbrzyma, miłości powstrzymywanej w obawie przed okazaniem słabości i zależności, z powodu dumy. Przedstawia Żmudź, bliską mi, choć nieznaną ojczyznę przodków, pewna że nie przemianie to, co jednak przeminęło: "czy się stanie, co ma stać, czy nie stanie, Żemajtis zawsze zostanie".
W historii tej, rozpoczętej sceną umierania starca, dzieleniem schedy między dzieci i godzeniem się z Bogiem, nierzadko słychać takiego rodzaju słowa:
- "Chleb cudzym nożem krajany niesmaczny"
- "Każdą chorobą od fraszki się zaczyna i fraszką, ziółkiem da się z początku wyleczyć".
Tak mówią między sobą ludzie, Dewajtis zaś, dąb, który jeden słyszy wyrwany milczeniu żal bohatera też ma swoją pieśń: "Mnie nic nie boli, nie męczy, nie gubi, póki mi ziemi stanie i słońca!... przyjdzie słońce i ożywi każdego! Przyjdzie dzień, co rany zabliźni!".
P.S. Rodzicom Marii Rodziewiczównej za pomoc okazaną powstańcom styczniowym w 1863 skonfiskowano majątek ziemski, a ich samych zesłano na Syberię. Matce pozwolono najpierw urodzić i oddać dziadkom Marię i potem opłaconym prze siebie powozem dojechać na zsyłkę do męża. Po śmierci dziadków małą Marią zajęła się przyjaciółka matki. Gdy mała miała siedem lat rodzicom pozwolono wrócić z zsyłki.
Nie wolno im jednak było osiedlić się wśród rodziny i przyjaciół na ziemiach w okolicy Grodna. Warszawie, gdzie matka pracowała w fabryce papierosów, a ojciec zarządzał kamienicą, daleko było do przestrzeni wschodniej Polski.
Ich sytuacja materialna poprawiła się, gdy Marii było 11 lat. Ojciec odziedziczył po bezdzietnym bracie ziemie na Polesiu. Maria przebywała na pensji, z której mając 12 lat wróciła z powodu braku pieniędzy na kształcenie do domu. Miała szesnaście lat, gdy w związku ze śmiercią ojca przejęła opiekę nad majątkiem, 23, gdy zarządzała nim formalnie.
Narażona na konflikty z białoruskimi chłopami (oskarżenie o pobicie, podpalenie gospodarstwa), spłacając rodzeństwo, borykając się z kłopotami finansowymi. W literaturze zadebiutowała mając lat osiemnaście. Z nagrody za "Dewajtis" stać ją było na podróż do Rzymu. Zmarła mając lat osiemdziesiąt. Podczas wojny, w listopadzie 1944 roku.
Indyjski akcent. Rodziewiczówna była członkiem polskiego Towarzystwa Teozoficznego głoszącego w świecie ideę synkretyzmu religijnego, jedności wszystkich religii. Siedziba Towarzystwa od 1882 roku znajduje się w Adyar k. Ćennaju (stolicy indyjskiego stanu Tamil Nadu).