Sloneczniki

Wolontariat w Izraelu (Ela Kurpiewska) 23 II 17 Tel Awiw

23 lutego 2017, Tel Awiw

"Z pracą jest coraz łatwiej. Wstaję koło 8-ej, gimnastyka, śniadanie, dziś np trochę ploteczek, bo wyjeżdżała na dobre Gabriela, więc od rana gadałyśmy. Potem  kawa i  czas do pracy. Na 12-tą. Przychodzimy z pracy o 20-tej, telefon do Maćka, mała kanapeczka i do łóżka. Internet, listy, informacje, gadanie. Prawie codziennie czytamy pismo święte. Aktualnie listy świętego Pawła do Koryntian. Przeważnie idziemy spać koło 23-ej.

20-go z rana wyruszam z koleżankami z pokoju do Tel Awiwu. Umówione jesteśmy z Bat-el, dziewczyną poznaną przeze mnie w samolocie do Izraela. Na 10-tą  rano. Spotykamy się w centrum handlowym Azrieli, w jednym z trzech wysokich na 50 pięter wieżowców. 

Bat-el jest z mężem. 

Będąc w samolocie nie byłam pewna, czy tylko źle widzi, czy też jest jest niewidomy. 

Okazuje się, że jest niewidomy i ma swojego psa przewodnika. Bardzo fajne małżeństwo, widać, że się bardzo kochają.

Z początku idziemy wszyscy razem.

Koło południa jej mąż, nie pamiętam imienia, żegna się z nami, siada na ławce, których wiele na bulwarach, za chwilę wybiera się do swojej pracy. Prowadzi biznes, coś w internecie, szkoli również młodzież niewidzącą  w pływaniu na żaglach!

Na którymś ze zdjęć widać drzewa eukaliptusowe, o których Bat-el opowiadała, że pomogły osiedlać się Izraelczykom w Tel Awiwie na podmokłych terenach, bo bardzo sprawnie wchłaniają wodę z podłoża. Powstała nawet piosenka izraelska, jakby hymn na cześć tych roślin.

 Z godzinę idziemy pięknymi bulwarami. Patrząc potem na mapę, stwierdziłam, że zrobiłyśmy sporo kilometrów .

Bat-el poprowadziła nas do Jafy, najstarszej części Tel Awiwu.

Tu nas pożegnała, bo po południu zaczynała pracę (jest fizjoterapeutką).

Zdążyła nam jednak  sporo poopowiadać o mieście. Jest zachwycona stolicą Izraela. Uważa Te Awiw za  najpiękniejsze miejscu na świecie. Powiedziała, że w ten piątek będzie tu tak jak w Nowym Jorku, szykuje się  jakaś duża coroczna impreza .

Dziewczyny zachwycały się widokiem morza, tak jak w Aszdodzie.


Mnie najbardziej w tych ciepłych klimatach zachwyca  widok palm,

uliczek wąskich, kamiennych, z zakamarkami, odnogami.  Nie wiadomo, w którą stronę skręcić, bo może gdzie indziej jest jeszcze ładniej. Tu w Jafie są tak, jak myślę nad Morzem Śródziemnym, właśnie takie bajkowe małe deptaczki, jak widziałam w Prowansji,

z niebieskim kolorem  okiennic, z donicami przed domem. Żółtym kolorem zaznaczono krawędzie  kamiennych płyt.

 

Pomaga to dobrze stąpać, nie upadając. Wejście na wzgórek wśród krzewów - nie nazwę ich wszystkich, choć polskie pelargonie też kwitną,-  chodniczkami kamiennymi jak na Kamienną Górę w Gdyni, a na najwyższym miejscu oczywiście punkt widokowy na plażę i pomnik z postaciami biblijnymi.

Wracamy też piechotą,

ulicą przypominającą warszawską Pragę, bardzo swobodną ulicą,

dochodzimy do Central Bus Station, który jak w Jerozolimie, jest piętrowy, wielopoziomowy. Na małej powierzchni wiele autobusów ustawionych jakby jeden na drugim. Bardzo to ciekawe.

Zaraz po tym poniedziałku w środę w pracy niespodzianka. Zorganizowano wycieczkę. Wsiadamy do busika, opiekunki, pielęgniarka, wolontariuszki, kilkoro dzieci, nasza dyrektorka i jedziemy znów do Tel Awiwu!

Na wystawę zdjęć naszych dzieci,  w dużym centrum handlowym. W pasażu na powierzchni mniej więcej 50x20 metrów na ścianach z dwóch stron wisi kilkanaście zdjęć dzieci niepełnosprawnych. Zdjęcia zrobione przez fotografkę, która spotkała się z nami, gdy wysiedliśmy z busika.  Teraz tym dzieciom ze zdjęć ma zrobić kolejne. Ja na tej wystawie mam w opiece Sziriel.  Przyglądanie się  Sziriel, gdy patrzy na siebie ze zdjęcia, zrobiło na mnie wrażenie.

Na razie tyle ze stolicy.

Kornelia,  20-latka, będąc w Tel Awiwie powiedziała, że tu też chciałaby mieszkać.  Wcześniej wyraziła się tak o Jerozolimie. Coś jest w tym kraju, że chce się tu być!