Wolontariat w Izraelu (Ela Kurpiewska) 4 III 17 Jerozolima
"Od wczoraj jestem w pokoju z Dunką Pauliną. Wyjechała Gabriela i Paulina została sama, więc się przetasowałyśmy i jesteśmy po dwie w pokojach.
Wczoraj było tylko 18, dziś ma być 19-cie stopni. Przyzwyczaiłyśmy się już do ciepła. więc gdy siedziałyśmy wczoraj na lunchu w parku koło 14-tej, wydawało się, że jest zimno.
Ten tydzień był trochę trudniejszy, bo było mniej opiekunek do dzieci. Zwykle są po dwie, a teraz zdarzają się dni, że jest tylko jedna. To z powodu wycieczki do Eilatu na kilka dni. Marta, która ze mną opiekuje się dziećmi też wyjechała. Wczoraj wszystko wróciło do normy. Piątki i soboty zawsze są trochę lżejsze, bo w szabat część dzieci jest poza ośrodkiem. Rodzice je zabierają. Mam dużo do opowiadania, ale opowiem, jak już przyjadę, bo tego jest naprawę sporo i musiałabym pisać i pisać. Lepiej opowiedzieć.
Na 26 lutego zaplanowałam sobie wyprawę na Górę Oliwną. Wstałam wcześniej, bo o 9-tej. Po Gabrieli przejęłam obowiązek zostawiania w biurze karty zakupów na cały tydzień. Powinnam to jednak była zrobić w piatek, bo w sobotę biuro okazało się zamknięte. Spokojnie mogłabym wyleżeć się w łóżku, a tu niepotrzebnie wstałam wcześniej. Skoro jednak dzień już się rozpoczął, postanowiłam jechać w południe do Jerozolimy. Wybrałam się z Kornelią. Zależało mi na tym, by być w mieście wcześniej niż ostatnio, bo poprzednio bank był zamknięty i nie mogłam pobrać pieniędzy z czeku, który wręczyła mi osobiście Tsipi. Teraz dostałam pieniądze bez przeszkód.
Zazwyczaj wchodzę do Jerozolimy bramą Jafy i idę dalej dzielnicą ormiańską, wzdłuż granicy starego miasta, tam, gdzie można wejść na mury idąc w stronę Ściany Płaczu. Tę trasę pokazałam Kornelii, ale tym razem poszłyśmy w odwrotnym kierunku. Pożegnałyśmy się przy bramie Gnojnej. Ona postanowiła „zgubić się" w Jerozolimie. Powiedziała, że najpiękniej jest, nie wiedzieć dokładnie, co nas spotka. Mi natomiast Kornelia drogę pokazała, jak iść na Górę Oliwną,
choć okazało się później, że ona z Olą nie były tam, gdzie ja.
Idąc mijałam po lewej stronie mury starej Jerozolimy, Ścianę Płaczu, Bramę Złotą, (wiem z mapy, bo jej wcale nie zauważyłam, dziś jest zabudowana). Po prawej stronie cały czas można idąc widzieć Górę Oliwną.
Z pewnej odległości. Poniżej wzgórza znajduje się duży zielony plac, można było nawet skręcić na dół, ale dobrze, że wybrałam inaczej, bo z wysokości dużo lepszy widok. Powyżej tej olbrzymiej „łąki” na zboczu rozpościera się cmentarz żydowski.
Na szczycie ustawiono punkt widokowy. Wejścia na górę są różne i dla samochodów i dla ludzi. Na samym początku „wspinaczki” droga odbija w lewo. Ja poszłam w prawo i i to był dobry wybór.
Wciąż idąc po prawej stronie mijałam ukryty za wysokim murem cmentarz żydowski.
Czasem prześwity pozwalały zobaczyć groby.
Po lewej też ciągnął się mur, ale są wejścia do Ogrodu Oliwnego z napisem, w którym występuje słowo Absalon. Wchodzę w tych wejść i chcę się rozejrzeć sama, ale już wypatrzył mnie jakiś taksówkarz. Zaczyna opowiadać o najstarszych grobach i już ciągnie mnie w głąb tego Absalona. Właściwie uznaje siebie za mojego przewodnika, ale nie tracę czujności. „Toda raba” czyli dziękuję bardzo i wymykam się wracając na swoją drogę dalej wzwyż. Zajdę tu w drodze powrotnej.
Na samej górze szukam Ogrodu Oliwnego,
ale oprócz jakiegoś ogrodu za wysokim płotem na terenie prywatnym, niczego nie znalazłam.
Później koleżanki powiedziały, że najprawdopodobniej Ogród Oliwny jest na terenie dzisiejszego cmentarza.
Poczułam się zawiedziona, bo chciałam tam posiedzieć, poczytać pismo święte, a skończyło się na kanapkach na ławce, skąd widać starą Jerozolimę ze złotą kopułą.
Obeszłam górę z lewej, drogą autobusów, szukając oliwek,
ale znalazłam tylko dzielnicę muzułmańską ze starymi domami.
Wracając miałam więcej szczęścia, bo spokojnie pochodziłam po ogrodzie Absalona
i udało mi się wejść na teren kościoła
ze złotymi kopułami .
To prawosławna cerkiew Św. Magdaleny. Wejść można było dopiero po tym, jak ubrałam spódnicę przygotowane w koszyku przez miłą młodą siostrzyczkę spódnice. Dla mnie obowiązkowej chustki na głowę już nie wystarczyło, ale że mam zawsze przy sobie swój szal, owinęłam sobie nim głowę. Przed samym wyjazdem Gabriela nauczyła mnie zawijać głowę chustą na jeden ze sposobów. Tak, jak to robią Izraelitki żydówki.
I to był najlepszy moment tej wyprawy. Święta Magdalena jest moją ulubioną postacią biblijną. Malutkie domeczki siostrzyczek jakby wpleciono między zielenią i kwiatami. Wszystko to przytulnie ogrodzone. Jedna z sióstr, bardzo młoda siostrzyczka pozowała przed kościołem do zdjęć. Chyba jakimś swoim ciotkom, które nie umiały robić zdjęć telefonem i ona je uczyła! Widać w zakonie też można być na czasie z techniką.
Tam w środku w kościele dałam sobie czas na to, by poczytać Pismo Świete. Trafiłam na czas zbierania się sióstr na nabożeństwo, bo gdy już wychodziłam, one wysuwały ze swoich dziupli zmierzajac do kościoła. Pojawiały się nie wiadomo skąd. Każda pewnie miała swój domek, bo wychodziły z różnych stron. Przy wyjściu ta sama młoda siostrzyczka częstowała nas ciastkiem. Ja nie chciałam słodyczy, to dała mi jabłko. Była też skrzyneczka na datki, do której wrzuciłam pieniążek.
To była niedziela, więc chciałam iść na mszę. Upatrzyłam sobie dominikanów. Tam o 17-tej można uzcestniczyć w mszy po polsku. Znalazłam ich kościół na mapie. Niedaleko starego miasta. Robiło sie jednak za późno. Coraz ciemniej.
Szłam przez dzielnicę muzułamńską, obca im. Strach mnie obleciał. Przypomniałam sobie, że ma pieniądze z banku. Zawróciłam, nie znalazłszy kościoła dominikanów. Może następnym razem.
Weszłam do miasta
Bramą Lwów,
przez dzielnicę muzułmańską.
Myślę że muzułmanie właśnie wychodzili ze swoich modlitw, bo było ich sporo. Wszyscy w odświętnych, białych szatach, a kobiety - po raz pierwszy zobaczyłam je w Jerozolimie tak osłonięte - zakfefione ubrane na czarno. Wyszłam Bramą Damasceńską, już w dzielnicy chrześcijańskiej".