Sloneczniki

99 czyli kiedy Indus nie kibicuje Indiom w krykiecie

Reżyseria:      Krishan D.R. i Ridi Nidimoru
Obsada:         Kunal Khemu, Boman Irani, Soha Ali Khan,
Zdjęcia:         Rajeev Ravi ("Dev D", "No Smoking",
                     "Chandni Bar"), Praaksh Kutti ("Ahista Ahista")
Muzyka:         Mahesh Shankar, Ashu
Gatunek:        komedia kryminalna
Premiera:      2009
Oceny:          IMDb 7.3/10, Tamanna 5.9/10

९९


 

Mumbaj. Dwóch zaprzyjaźnionych oszustów, Sachin (Kunal Khemu) i Zaramud (Cyrus Broacha)


 żyje z podrabiania kart telefonicznych. Uciekając od policji para ta podpada gangsterowi AGM (Mahesh Manjrekar).


 W ramach wyrównania strat wysyła on ich jako odzyskiwaczy długu do Delhi. Tu mają oni okazję poznać piękną Pooję (Soha Ali Khan)


 i zaprzyjaźnić się w wiecznie zadłużonym hazardzistą karcianym, Rahulem (Boman Irani).


To od niego właśnie mają odzyskać dług gangstera, ale aby tak się stało, trzeba będzie najpierw coś ukraść, na coś postawić w zakładach, przed kimś uciec...

 

 Ostatnio zachciało mi się przy oglądaniu filmu uciec od wolnego tempa, długich i uważnych spojrzeń bohaterów, dramatu poniżonej kobiety itd.  Odpoczynku szukałam w "99". Tytuł nawiązuje do ukochanymi w Indiach rozgrywek w krykiecie. 99 setów może wypaść dobrze, ale o wszystkim zadecyduje ten setny. Liczyłam na thriller, trafiła mi się komedia. Ciekawa byłam Kunala Khemu,



 który mnie urzekł jeszcze jako 12-latek w "Zakhm", potem zainteresował w "Trafic Signal" i rozczarował w "Dhol". Tutaj bez rewelacji, ale nie razi  w roli uroczego oszusta. Obuusznie zakolczykowany, pełen energii i uśmiechów. Szybkobieżny. Przeważnie z torbą pełną pieniędzy na ramieniu. Uciekając to od policji, to od gangsterów.
Gangstera AGM  (tego naj naj) grał Mahesh Manjrekar. To jego życiowe role: dobry reżyser ("Vaastav", "Pitaah") i groźny gangster ("Slumdog").



 W "99" wszystko dzieje się jednak w lekkiej konwencji. Przeważają sceny typu: starszy wiekiem , okrutny mafioso nieporadnie uczy się od młodszego pokolenia obsługi komórki nowej generacji.
Z przyjemnością rozpoznałam w twarzy ustawiającego za pieniądze mecze krykieta, JC dawno niewidziane spojrzenie Vinoda Khanny.



 Cieszył mnie w takich starych filmach jak "Amar Akbar Anthony" czy "Achanak" Z ulgą przyjęłam, że jeszcze żyje i ładnie waży słowa w dialogach z Rahulem granym przez Bomana Irani. To światełko tego filmu. Ostatnio widziałam go w "Mirch", ale tu mnie bardziej sobą ucieszył. Swoimi minkami, spojrzeniami.



 Zawsze pozostając sobą, potrafi mimo to zbudować dobrze charakter granej postaci. W "99" zabawnego (choć w innej konwencji mógłby być tragiczny), zaszczutego długami hazardzisty, zabiegającego kolejny raz o zaufanie udręczonej jego nałogiem żony Jahnavi (Simone Singh). To jedna z par filmu. Drugą tworzy Kunal Khemu



 z lalkowatą (wg mnie)  Sohą Ali Khan ("Rang De Basanti").Trudno tu mówić o miłości, raczej chodzi o kumpelskie porozumienie, w którym można ze sobą konie kraść. Zgodnie z duchem czasu tymi końmi jest tu czyjaś karta SIM.



 Mamy więc tu Indie geniuszy komputerowych (wykorzystujących swój talent do oszustw) i Indie krykietu (ustawianych z góry meczów). Echo prawdziwych faktów. Jak mówi jeden z bohaterów "W Indiach są dwie religie". Już się w mojej głowie pojawiło dopełnienie: hinduizm i islam, gdy padły słowa: "film i krykiet. Ten pierwszy nie zawsze ma z góry ustalony scenariusz, ale ten drugi tak".  Dialogi mnie bawiły.  Zniósłszy (chwilami znudzona) pierwszą część filmu, przy drugiej zdarzało mi się czuć uśmiech na twarzy. Nawet pobiciom do krwi towarzyszyły tu ironiczne teksty.



 Dobrze mi się też słuchało rozmów między zabawną parą przyjaciół Sachinem (Kunalem Khemu) a Zaramudem (Cyrus Broacha). Tego ostatniego nie zapamiętałam z "Little Zizou".



"Linewalas" - tym się obaj zajmują, kradną cudze linie telefoniczne. Samo słowo utworzone na wzór "chaiwalas" (roznoszących herbatę) już mnie rozbawiło. Nawet sam przedmiot kradzieży pokazuje, że Indie się unowocześniają:)

Twórcami filmu też jest para reżyserska  Krishna D.K. i Raj Nidimoru

    

Wróciwszy z Zachodu do Indii próbują swoich sił tworząc komedię kryminalną z Mumbajem i Delhi w tle. Już na samym początku filmu zaskoczył mnie widok widzianego niedawno placu z fontanną Flora. Ucieszona wołałam: patrz! tu pomiędzy latarniami ulicznymi suszyło się pranie,


 zdj. Tamanna
 

 a tu przy napisach ostrzegających przed bombami bawiło się półnagie dziecko
! Na filmie huknęło w tym miejscu pięknie uderzone auto dodając bohaterom do problemów z policją  kłopoty z gangsterami.
Po krótkim czasie spędzonym w Mumbaju kamery Rajeeva Ravi ("Dev D", "No Smoking", "Chandni Bar") i Praaksha Kutti ("Ahista Ahista") wspomagane szybkim montażem debiutanta Cheragha Todiwala zanurzają nas w świat Delhi. Dobrze mi w tych obrazach miasta znanego dotychczas z "Fanaa", "Rang De Basanti" etc..
Podsumowując: nie wiem, czy za tydzień, będe wiedzieć, o czym był "99", ale może mignie mi w pamięci obraz Bomana Irani lub delhijskich dzieciaków kradnących z rykszy bagaż pasażera. Jeśli akurat szukacie komedii...


P.S.
Nową dla mnie twarzą (nie zapamiętaną z "Ek Chalis Ki Last Lokal", czy "Yamla Pagla Deewana") jest  grający także oszusta Amit Mistry. Zabawny:)