Sloneczniki

W kleszczach lęku - Henry James

Maleńka opowieść Henry Jamesa,
którego cenię za "Portret damy" męczyła mnie  chwilami. Zaciekawiając, budząc niepokój, drażniąc. 55-letni Henry James napisał ją w 1898 roku. W pierwszej osobie. Jako opowieść w opowieści. Ktoś w wigilijny wieczór wysłuchuje opowieści napisanej przez nieżyjącą już osobę. Podobnie jak w "Jane Eyre" główną bohaterką jest guwernantka.
Podobnie jak w "Tajemniczym ogrodzie" występuje w niej dwójka dzieci.
Krytycy uważają,  że wspomniane powieści noszą w sobie ślad "The Turn of the Screw". W oddalonym od ludzi wypełnionym niezamieszkanymi pokojami wielkim domostwie
pewien mężczyzna umieszcza pod opieką gospodyni i guwernantki dzieci swojego zmarłego brat. Żądając, że nie życzy sobie  żadnego kontaktu w ich sprawie. Obciążenie odpowiedzialnością młodziutką osobę, która ma zastąpić dzieciom zmarłych rodziców, odludzie, na którym zdana jest ona zaledwie na relacje z dziećmi i gospodynią, echo w pustych pokojach i opowieść gospodyni o jej zmarłej tragicznie poprzedniczce uwikłanej w romans ze służącym - wszystko to sprzyja rosnącym w niej lękom. Osiągają one apogeum w chwili, kiedy okazuje się, że dzieci podtrzymują,  jej zdaniem, relacje z parą zmarłych kochanków. Widzą ich duchy,
czekają na nie, okazują im przywiązanie, coraz bardziej poddają się ich wpływom. W miarę rozwoju akcji pogłębiająca się niepewność bohaterki udzieliła się i mi. Coraz bardziej wahałam się. Czy bohaterka rozpaczliwie broni dzieci przed widmami, czy zaraża ich lękiem przed widziadłami swojej psychiki ?