Sloneczniki

Fiza - w poszukiwaniu brata

Reżyseria:     Khalid Mohammed ( debiut scenarzysty, potem"Tehzeeb",
                     "Silsilay")
Scenariusz:    Khalid Mohammed ("Mammo", "Zubeidaa")
Zdjęcia:         Santosh Sivan ("Dil Se", "Aśoka Wielki")
Obsada:         Jaya Bhaduri, Karisma Kapoor, Hrithik Roshan, Manoj Bajpai,      
                     Neha,  Shivaji Satham, Johny Lever, Bikram Saluja

                   
Muzyka:         Ranjit Barot ("Aks", "Main Hoon Naa"), Anu Malik
Premiera:      2000
Oceny:          IMDb 6.5/10, Tamanna 6.6/10
फ़ीज़ा
 

Styczeń 1993. Bombaj. Po zburzeniu przez ekstremistów meczetu w Ajodhja w mieście dochodzi do zamieszek. Giną przeważnie niebronieni przez policjantów muzułmanie. Na oczach młodziutkiego Amaana Ikramullaha (Hrithik Roshan) hindusi zabijają jego kolegę. Przerażony broniąc się przed śmiercią zabija kogoś. I nie wraca już do domu. Jego siostra Fiza (Karisma Kapoor) i matka (Jaya Bhaduri) daremnie czekają na niego nie mogąc uwierzyć, że zabito go w rozruchach. Tęsknią za czasem beztroskiej miłości, cieszenia się swoją obecnością.



 
Po kilku latach czekania jego narzecza Shehnaz (Neha) poślubia innego mężczyznę. Jednak jego siostra nie może się pogodzić z jego nieobecnością. Zaczyna po całych Indiach szukać swojego brata. Znajduje go w oddziale terrorystów...

   

 

Gdy mowa o relacjach hindusko-muzułmańskich w kinie indyjskim (a ten temat nie raz przedstawiałam tu na blogu), to wśród takich filmów jak „Bombay”, „Parzania”, „Hey Ram”,, „Firaaq”, „Pinjar” czy „Zakhm”, nie może zabraknąć „Fizy”.

Film ten zaczyna się sceną trwożnego nasłuchiwania wiadomości o rozebraniu przez hinduskich ekstremistów meczetu w Ajodhja (podobny motyw w „Mammo”). Mamy tu sceny ze stycznia 1993 roku ilustrujące zamieszki hindusko-muzułmańskie - maczety nad czyimiś głowami, opony zapalane na czyichś szyjach. Ludzie zabijani na naszych oczach. Zziajany oddech ściganego. Film pokazuje, jak można zabić broniąc się przed byciem zabitym, jak to doświadczenie zmienia czyjś los czyniąc z niewinnego, ufnego chłopca terrorystę walczącego przeciw bezsilności muzułmanów. Jest ich w Indiach 160 milionów (trzecia liczebnie muzułmańska ludność świata po Indonezji, Pakistanie, tuż przed Bangladeszem), ale w stosunku do liczby hindusów to tylko 13.4 %, wiec potencjalnie podczas zamieszek mniejszość podlegająca większemu zagrożeniu. Film, podobnie jak „Zakhm”, czy „Amu” (pokazujący pogrom na innej mniejszości – na sikhach) przedstawia tendencyjność policji nie broniącej zabijanej mniejszości wyznaniowej.

 Fiza to film relacji. Nie tylko między muzułmanami a hindusami, ale i w rodzinie. Między matką a synem,
 

matką a córką

 
i szczególnie między siostrą a bratem.


 Takie relacje muszą być uwiarygodnione grą aktorską.

 

Jayę Bhaduri, żonę i matkę sławnych Bachchanów pierwszy raz zobaczyłam w roli matki w "Kabhi Khushi Kabhie Gham". I tak już zostało. Mama w "Kal Ho Naa Ho", w 'Laaga Chunari Mein Daag" itd. Mimo że potem widziałam  ją  w jej młodziutkich rolach ("Sholay", "Mili", "Zanjeer" czy "Silsila") najbardziej porusza mnie jako mama, szczególnie naksality w "Hazaar Chaurasi Ki Maa" i tu terrorysty. Wzrusza,




bawi, wstrząsa.


 

Karisma Kapoor gra tu tytułową Fizę, siostrę bohatera.



Kiedyś była sławniejsza od swej młodszej siostry Kariny, dziś cicho wokół jej imienia. Ale może pamiętacie ją z ciekawej roli "Zubeidy", z "Shakti: the Power", czy z roli tej drugiej w 'Dil To Pagal Hai". Nawet jeśli zdarza jej się tu uderzyć w patos, czy chcieć zagrać na naszych uczuciach, to i tak wierzyłam jej w tej roli siostry.



Mimo że symbolicznie dla filmu Karisma gra tu muzułmankę kochaną przez hindusa (Bikram Saluja)

 

  

to na plan pierwszy wysuwa się jej relacja z bratem.



To (po Rohanie z „K3G”) druga rola Hrithika Roshana, jaką widziałam. Zobaczyłam go  równolegle w dwóch rolach muzułmańskich terrorystów (także w „Misji w Kaszmirze”). Hrithik Roshan – hindus żonaty z muzułmanką, przekonująco oddał postać, najpierw rozpieszczanego, potem poddanego grozie, a wreszcie używanego


 

jako narzędzie terroru muzułmanina. Mimo romantyki zasłonietej twarzy i prężenia mięśni podczas treningu przed zamachem wierzyłam mu. Szkoda mi było jego bohatera.



Chciałoby się dla niego innego miejsca w świecie, który uczynił z niego terrorystę.


Reżysera Khalida Mohammeda znam z dwóch filmów:  "SilsilayTehzeeb",w którym relację córki i matki przeżywałam jak katharsis. Jeszcze bardziej zaciekawił mnie scenariuszami. Od tego zaczynał. Napisał historie,które stały się podstawą muzułmańskiej trylogii sławnego reżysera alternatywnego Shyama Benegala („Mammo”, "Sardari Begum” i "Zubeidaa”) To świat sam w sobie. Bardzo wciągający. Chwyta za serce. Z tego świata w „Fizie” pojawiają się obrazy mumbajskiego grobu Haji Alego. Wyciągnięta w głąb morza grobla.


 

 zdj. J

Obsadzona sprzedawcami i żebrakami. Na jej końcu na wysepce schodami w górę wejście przez bramę na dziedziniec wokół ukwieconego grobu Haji Alego. Piękno kryształowego żyrandola wiszącego nad jego trumną.


 

zdj. J

Ręce w żarliwej modlitwie wyciągnięte ku katafalkowi. Tęskny śpiew qawwali. Za murkiem morze i na jego dalekim brzegu wieżowce nowoczesnego Bombaju. I to samo miejsce. Biel sylwetki grobowca widziana z brzegu miasta. Otoczona morzem. Zgodnie z legendą to tu właśnie morze wyrzuciło martwe ciało pewnego muzułmanina zmarłego na statku podczas powrotu z pielgrzymki do Mekki. Jego grób stał się miejscem kultu. To jedno z pierwszych miejsc, które zobaczyłam przyjechawszy do Mumbaju. Przyciągnęły mnie tu obrazy z „Mammo”. Teraz patrząc znów na ”Fizę” mogłam je wspominać. Tu właśnie, przy grobie świętego, matka modli się wspominając zaginionego od lat syna. Patrząc na przeznaczoną mu kiedyś teraz modlącą się przed ślubem z innym dziewczynę. Pod żarliwy śpiew qawwali. Ten muzułmański Bombaj kamera Santosha Sivana („Dil Se", "Aśoka Wielki”) pokazuje z ogromną siłą. Ale nie tylko muzułmański. Wędrujemy z nią i z bohaterami również do świętego zbiornika otoczonego hinduskimi świątyniami. Zaintrygowana jego obrazami na filmach szukałam Bangangi w życiu.


 

zdj. Tamanna

Zatrzymując również jej obrazy na zdjęciach.


 

zdj. Tamanna


Muzułmański reżyser, zajmujący się potem przede wszystkim relacjami w rodzinie, stosunkami między mężczyzna a kobietą, swój debiut poświęcił problemom muzułmańskim. „Jeśli chcesz się czuć bezpiecznie, jedź do Pakistanu”, to słowa, które słyszy od policjanta błagający o ratunek, goniony muzułmanin.To słowa, które wykrzykuje hindutwa paląc kukły muzułmanina Szaruka „Go to Pakitan!”. Broni się przed nimi bohaterka mówiąc „ci, którzy chcieli, wyjechali już do Pakistanu, ci co zostali, giną w zamieszkach.” W rozmowach bohaterów echo żalów z czasu, gdy Indiami rządzili muzułmańscy Mogołowie nawracając na siłę, burząc świątynie i ich z ruin stawiając meczety. Wielu z prześladowanych dziś muzułmanów było w poprzednich pokoleniach jeszcze hindusami. To głos hindutwy, ciąg dalszy tragedii rozpoczętej w 1947 podziałem Indii, wyodrębnieniem się z nich Pakistanu. Stąd słyszymy w „Fizie” teksty typu:„Mogołowie rządzili nami, wybaczyliśmy im, ale...Macie swój kraj, wyjeżdżajcie”. Dla ekstremalnych hindusów rozwiązaniem są Indie bez 160 milionów muzułmanów.

Ale to nie tylko problem muzułmanów. Film oskarża polityków. „Jak długo pod przykrywką religii podsycać będziecie nienawiść?” Stawia im zarzut używania komunalizmu do utrzymania swojej władzy, wygrywania swoich spraw na podkręcaniu różnic religijnych, podpuszczaniu ludzi na siebie. Przecież wśród ofiar zamieszek 1992/93 są nie tylko muzułmanie.W filmie szukając brata bohaterka spotyka się z pozbawionym na starość oparcia w synu, żebrzącym mężczyźnie, bardzo szczerze granym przez Shivaji Satham.




A propos ról. ”Fiza” to film, w którym mój indyjski ulubieniec (jeszcze z „Satyi” i „Pinjar”) - Manoj Bajpai poznał swoją przyszłą żonę Nehę. Gra ona tu niewinną Shehnaz,


 

narzeczoną Amana. Manoj Bajpai natomiast bardzo wyraziście przedstawia Murada Khana - kogoś, kto straciwszy w zamieszkach dom i rodzinę staje się się zaciekłym terrorystą, gotowym na wszelką przemoc,




która zastąpi upokarzającą bezsilność z przeszłości. Niemożność obronienia swoich.

W filmie jest miejsce na wątek komediowy. Wprowadza go jak zwykle osoba Johny Levera. Tu prowadzi on  terapię śmiechem (Hasya joga) parodiując śmiech znanych aktorów i śmiech charakterystyczny dla poszczególnych narodowości w Indiach Gudżaratczyków, Tamilów itd. Scena ta podobnie jak wiele innych ma służyć celowi propagowania jedności w różnorodności. Bohatera  nie jest w stanie jednak uleczyć klub śmiechu. Cień przemocy towarzyszy mu wszędzie.



Mimo patosu niektórych sytuacji i niejasności uważam „Fizę” za film wart obejrzenia. Choćby ze względu prawdziwość zagranych ról (szczególnie przejmującą kreację Jayi Bhaduri jako matki),



i wspaniałość zdjęć Santosha Sivana. W pamięci pozostaje zarówno jego Bombaj z grobowcem Haji Alego,kamienistym brzegiem morzem, Bangangą, na której wodę wzlatują trzepocząc gęsi, jak i tragiczne zdjęcia z zamieszek, w swoim nastroju paradokumentalne. Ale i subtelne sceny np muzułmańskiej modlitwy.



Lubię też niektóre piosenki (muzyka Anu Malik):żarliwą suficką qawwali, jak i przesmutne pożegnanie Na Leke Jao.

Jednak Mehboob Mere z Sushitą Sen  uważam za nie pasujący w tej akurat scenie dodatek.




Obejrzyjcie!!

P.S. Do tych, kto widział: pamiętacie tak dosłowne w obrazie przedstawienie więzów bliskości jak w tej sytuacji na dworcu?