Sloneczniki

Mughal-e-Azam (1960)

 Reżyseria:       K. Asif
Muzyka:          Naushad
Zdjęcia:          R.D Mathur
Scenariusz:     K. Asif, Aman
Produkcja:      K. Asif
Gatunek:         dramat miłosny i rodzinny
Nagrody:         3 nagrody (za zdjęcia, za film, dialogi),
                       5 nominacji (za rolę- Madhubala, za
                       muzykę, za tekst piosenki i playback -
                       Lata Mangeshkar -Pyar Kiya To Darna Kya)
Obsada:          Dilip Kumar, Madhubala, Prithiraj Kapoor,
                       Durga Khite, Ajit, M. Kumar
Premiera:           1960
Oceny:            IMDb 8.2/10, Tamanna 8/10

W 2005 ''Indiatimes Movies'' w zaliczono film  do 25 najbardziej godnych uwagi filmów Bollywoodu, (obok QSQT, Lagaan, Black, DDLJ, Satya, Mother India, Deewaar, Anand, Devdas -1955 itd )



XVI wiek.Wielki cesarz Mogołów Akbar (Prithiraj Kapoor) rządzi milionami ludzi. Godnie nosi imię Opiekuna Świata, pozwala się nazywać Cieniem Boga,



ale w swoim sercu doświadcza głębokiej bezsilności. On władca całych Indii nie może mieć tego, co ma tylu jego poddanych. Pokornie parząc gołe stopy o rozgrzany piasek pustyni pielgrzymuje więc do pustelni, by tam wznosząc ręce ku górze wymodlić syna. I Bóg spełnia jego pragnienie. Z ojca muzułmanina i hinduskiej matki Jodhy rodzi się  syn Salim. Długo oczekiwane dziecko łatwo rozpieścić, chronić je, zbyt mu dogadzać. Pragnąc wychować syna na twardego wojownika, przyszłego władcę imperium Akbar ku rozpaczy matki odsyła Salima na wojnę. Przez kilkanaście lat oddalony od domu Salim staje się mężnym wojownikiem. Jego powrót uszczęśliwia matkę.

 

Wkrótce jednak inna kobieta stanie się w jego życiu najważniejsza.  Doprowadzi to do  konfrontacji wymodlonego syna  z ojcem...

 


Ten film z 1960 roku powstawał 10 lat. W między czasie rolę Anarkali przejęła od Nargis Madhubala, a świat czarno-białych filmów



zaczął odchodzić w niepamięć. Jak dziś sztuka pisania listów. Jednak gdy  reżyser prawie zakończywszy najdroższy film w dotychczasowej historii kina indyjskiego, zapragnął zrobić go jeszcze raz na taśmie kolorowej, odmówiono mu funduszy. 25 lat później spełniono jego pragnienie dodając filmowi kolor.  Teraz oglądamy w nim migoczący aż jaskrawo kolorami taniec Anarkali  rzucającej swą miłością wyzwanie władzy. Jej bunt zwielokrotnia się w tysiącach obrazów odbijających ruch  tańca w zwierciadłach sufitu Shish Mahal (Pałacu Lusterw Dżajpurze). A ja ciesząc się kolorem także we wspaniale przedstawionych obrazach bitwy,

 

czy też w  scenie ostatecznej konfrontacji ojca z synem, tęsknię za czarno- bielą nagrodzonych obrazów R.D Mathura. Uzupełnia je porywająca muzyka Naushada  w pieśniach wyśpiewujących i miłosną tęsknotę i poczucie krzywdy uwięzionej i wyzwanie rzucone przez miłość władzy cesarskiej i ojcowskiej. W tej historii z życia muzułmanów rządzących niegdyś Indiami ustami muzułmanina Mohammeda Rafi jeden z bohaterów zaraża buntem tłum. "Jesteś w świątyni miłości, którą każdy wyznaje w dźwięku fletu Kriszny i nawoływaniu muezina. Dzięki temu wiara żyje na świecie, a mury nienawiści nie zatrzymają miłości". Tych słów słuchałam w piosence wciąż od nowa, wiedząc, że w salach kinowych Indii mimo krwi 1947, bólu Kaszmiru i wybuchających w Bombaju bomb jednoczą one w ciemności obok siebie hindusa i muzułmanina. Mimo że film jest odtworzeniem legendy o miłości przyszłego władcy Indii do tańczącej niewolnicy, rozumiałam go jako film o buncie i pragnieniu łamania podziałów. Już na samym początku filmu wprowadzono na scenę potężnego bohatera: Indie. To ja Indie, - słychać z ekranu - których granice wyznaczają Himalaje.

 

Od początku czasu moimi przyjaciółmi była ciemność i światło. Tyrani mnie podbijali, głupcy zakładali mi łańcuchy,



 ci, co mnie kochali, rozrywali je. Wśród tych, co mnie kochali, był też Jal Al u Din Mohammad Akbar. Nic dziwnego, że ten obraz skomentowano w necie słowami:"wiele osób zapomina dziś o muzułmańskim dziedzictwie Indii. Jakie wspaniałe przypomnienie!".
Przypomniał o nim swoim filmem też muzułmanin Karimuddin Asif.



Do dziś pozostał dla nas twórcą tego jednego filmu. Śmierć najpierw odtwórcy głównej roli (Guru Dutta), potem jego samego przeszkodziła mu ukończyć kolejny film  ("Love and God"). On też jest współtwórcą scenariusza (wg powieści w urdu Imtiyaza Ali Taja "Anarkali"). W historii tej na plan pierwszy obok miłości silniejszej niż śmierć
 
 

wysuwa się dramatyczne starcie między ojcem a synem.



Tym ciekawsze, że oboje mają rację. Rację zakochanego serca i rację rozumu przewidującego  władcy. Postać cesarza Akbara przedstawiono niejednoznacznie. Surowy bezwzględny władca płacze w sercu szykując się do walki z wymodlonym synem, który na oczach wszystkich rzucił wyzwanie jego władzy. Zmaga się z sobą przed decydującą bitwą  przypominając sobie, jak błagał kiedyś Boga , aby pozwolił się Salimowi urodzić. "Czy te same ręce, które podniesione były w modlitwie, zabiją?" Prithiraj Kapoor, który ze swoim teatrem zjeździł Indie, prawdziwie pokazuje tu i ból rozdartego serca i patos,



czy gniew władcy. Mimo, że chwilami gra jego i odtwarzającego Salima Dilipa Kumara wydaje mi się zbyt statyczna to starcie dwóch racji czyni ją dramatyczną. Rolę kogoś, kto nie pozwolił synowi żyć w zgodzie ze swoim sercem Pritgiraj Kapoor (nota bene dziadek Kareeny) zagrał też w swoim życiu wobec syna Raja ("Shree 420 ").
Druga dramatyczna relacja to stosunki pomiędzy Jodhą (Durga Khite) a jej synem Salimem. Jej historia to historia kobiety, która musi pogodzić się z utratą dziecka wysłanego przez ojca na front, a potem gdy go po nastu latach tęsknoty odzyskuje, ma znów wybierać między synem a mężem. macierzyństwem a małżeństwem. Z bólem wybiera symbolizujący jej zaślubiny sindur godząc się na przelanie krwi syna przez ojca.



To zupełnie inne postacie Jodhy i Akbara niż te stworzone przez Aishwaryę Rai i Hrithika w "Jodhaa Akbar". Ale duch Radżputów też się unosi nad tym filmem, choćby w scenie gdy dodając Salimowi odwagi przed śmiercią Jodha z godnością błogosławi swojego muzułmańskiego syna. Modląc się do hinduskich bogów.
Dilip Kumar grając młodziutkiego Salima ma 38 lat. Romeo w tym wieku dawno już nie żył. Wydaje się być za stary na kochanka Anarkali, choć w rzeczywistości w czasie kręcenia tego filmu łączyła go z Madhubalą miłość.



Niestety mniej wieczna niż legenda Anarkali i Salima. W ostatnich latach kręcenia filmu odtwarzanie miłości, która umarła było dla aktorów szczególnie bolesne. Tym bardziej należy docenić ich grę. Chociaż Dilip Kumar mnie chwilami zaciekawiał swą rolą, nie przeżywałam jego losu tak jak odtworzonej przez niego samotności Devdasa. Bardziej poruszona grą Madhubali.
 
 

 Dziewięć lat po premierze tego filmu Madhubala umrze na serce. Tu oddaje je pięknie kochając miłością pełną oddania. To zalotna, to wyzywająca, spłoszona i onieśmielona pierwszą miłością. To zbuntowana w tańcu, to znów błagająca Boga modlitwą o pomoc.



Przerażona, czy pozbawiona woli życia. W wielu scenach bardzo prawdziwa.

W filmie zaciekawił mnie też odegrany przez M.Kumara rzeźbiarz reprezentujący jakby głos sumienia, wolę ludu, czy prawdę sztuki - Sangtaraash. To on wprowadza Anarkali na scenę rozpoczynając dramat serc.
 
 

Wdzięczna jestem tym wszystkim muzułmańskim twórcom (K.Asif, Dilip Kumar, Madhubala, Mohammed Rafi czy Imtiyaz Ali Taj), że pokazali legendę o miłości, starciu się syna i ojca, miłości i racji stanu przedstawiając przeszłość Indii, w którym muzułmańskiego cesarza mogła urodzić hinduska matka. Ten film jeszcze bardziej obudził we mnie apetyt na old hindi (czy w tym przypadku old urdu).
 


Piosenki (video):

* Mohe Panghat Ke - pierwszy taniec Anarkali przed Salimem
* Teri Mehfil  Mein Qismat Aazmakar
* Pyar Kiya Tho Darna Kya (Anarkali tańczy po uwięzieniu przed Akbarem i Salimem)
* Muhabbat Zinda Bad
* Mohabbat Ki Jhooti Kahani Pe Roye
* Bekas Ke Karam (modlitwa uwięzionej Anarkali )
* Ye Dil KI Lagi KUm  Kya Hogi (pożegnalna  Bahar - tło dla sceny Anarkali Salim)
* Khuda Nigehban Ho (Anarkali)
* Zindabad Zindabad Mohhabbat (spiewa Mohd Rafi i 100 chórzystów)




 
przygotowaniu...