Sloneczniki

Tanu Weds Manu - posłuszne rodzicom uczcie się buntu

Reżyseria:   Aanad Raj ("Strangers")
Scenariusz: Himanshu Sharma ("Strangers")
Gatunek:     komediodramat miłosny
Zdjęcia:       Chirantan Das ("1971")
Muzyka:      Krsna (debiut)
Obsada:       Madhavan, Kangaan Ranaut , Jimmy Shergill,
                    Ravi Kishan, Eljaz Khan, Deepak Dobriyal,
                    Swara Bhaskar
Premiera:     2011
Oceny:         ImDb 6.2/10, Tamanna 6/10


 

Dr Manoj Sharma (Madhovan) przylatuje z Londynu do Delhi.



Na polecenie rodziców, którzy wyszukali mu kilkanaście ofert ślubnych.


 

Teraz rodzina będzie jeździć z miasta do miasta pozwalając sobie podawać herbatę pięknym panienkom. Spragnionym ślubu z lekarzem z zagranicy. Czy na pewno spragnionych? Pierwsza dziewczyna,

którą Manu akceptuje wzruszony widokiem jej uśpionej twarzy,




nie chce go. Tanuja żąda od niego, aby to on odmówił ślubu.Zbuntowana przeciw rodzicom znalazła już sobie sama kogoś innego. Manu przystaje na jej wymagania. Wyjeżdża z Kanguru, ale pamięć o Tanu nie pozwala mu zgodzić się na ślub z którąś z innych wybranek rodziców. Zanim wróci do swej samotności w Londynie, jedzie ze swoim przyjacielem Pappi (Deepak Dobriyal) na ślub ich kumpla ze studiów Jaspreeta Singha.


 


 


Do Pendżabu. Tam wśród zaproszonych gości Manu spotyka Tanu...


Z natury piszę bardzo subiektywnie, a do tego filmu mam szczególną słabość. Widziałam go w Indiach!! W bombajskiej Colabie, dzielnicy, w której można spotkać "białych". W kinie „Real” usytuowanym w sercu miasta, naprzeciwko muzeum Chatrapati Śiwaji (kiedyś księcia Walii), z widokiem na bibliotekę, uniwersytet, te wszystkie po brytyjskie budynki, które ogląda się z planem miasta w ręce. Szukając pod ich ścianami cienia i odmawiając wciąż kupienia czegoś od żyjących tu na Colabie z turystów Indusów. Nie udało mi się odmówić im zakupu dwóch bębnów (tabli), wachlarza z pawich piór, mapy Indii i.. Ale ale, nie tu miejsce by wyliczać, co jeszcze kupiłam na mumbajskich ulicach.

Po wejściu do kina – zaskoczenie. Dla pewności, że wchodzisz tylko z biletem (a nie jeszcze z granatami w torbie ) bramka z wykrywaczem metalu. Jak we wszystkich miejscach, gdzie zbiera się dużo ludzi. Przy dworcach, w meczetach, świątyniach hinduskich, przy grobach świętych, czy symbolu Mumbaju - Wrotach Indii. Takie cudo chce się oczywiście mieć na zdjęciu, ale...Kino chroni nie tylko bramka, lecz także uzbrojony patrol policji. Czarnooki pan z automatem skierowanym w moją stronę żywym głosem zakazuje mi zdjęć. Dlatego zrobiłam jeszcze tylko jedno: plakatu filmu (też zabronione) darując sobie fotografowanie groźnych panów. To jedyne miejsce w Indiach, gdzie odmówiono mi zdjęć. Nie licząc muzułmanina w Koczinie, który zasłonił sobie twarz dłońmi (pozostając na moim zdjęciu intrygująco bez twarzy). A nie, jeszcze policjant pilnujący mumbajskich Wrót Indii poprosił o wykasowanie jego zdjęcia z herbatą popijaną na służbie, ale chętnie pozował za chwilę obok plakatu często grającego gonionego przez policjantów Ajaya Devgana. Już bez herbaty.

Rozgadałam się o Indiach, a przecież mam pisać o „Manu Weds Tanu”. Widziałam go bez tłumaczenia, więc nie mogłam śmiać się z salą z dialogów, ale z wszystkimi krzyczeć na widok pojawiającej się na ekranie Kangany – owszem. Gdy nie rozumiesz dialogów, od razu większego znaczenia nabiera muzyka debiutanta  Krsny (w Indiach dałam się jej porwać, ale i rozmarzyć, w Polsce już nie tak). A obok muzyki – obrazy (Chirantan Das) -realistycznie i dynamicznie filmowane  scenach wypełnione  rodziną, rozedrganą w gorączce przygotowań do wizyty kandydata na męża, czy  do ślubu. Operator ujął mnie sposobem,  w jaki pokazuje niezbyt znane z filmów miasta Kanpur, Lucknow, Kapurthalę, czy wprowadza nas w  podniosły nastrój  gurudwary i ślubu sikhijskiego, radosny sklepów zarzuconych przelewającymi się w rękach sari, czy pociągu. Z jaką radością rozpoznałam swój sleeper, pociąg, którym ja podróżowałam przez Indie.. Może nie tak rozśpiewany, roztańczony, ale też pełen życia, ludzkich spojrzeń, uśmiechów.


 

Cieszył mnie ten realizm obrazów. Ale i postacie nawet tylko trochę rozumiejąc ich rozmowy polubiłam. 




Oczywiście obejrzałam sobie potem ten film z angielskimi napisami. By docenić dialogi. By się zastanawiać, czemu podkreśla się, że ostry, szybki do bicia bohater grany przez Jimmy Shergilla (rzadko w negatywnej roli)


   

pochodzi z Uttar Pradesh. Czy tak kojarzony jest w Indiach ten stan? Ja dzikość Indii zazwyczaj łączę ze stanem Bihar, z którego pochodzi tu silna, zdecydowana panna młoda, przyjaciółka bohaterki Payal Singha  (grana przez Swarę Bhaskar).




Dzięki napisom wiem, że zbuntowaną bohaterkę trochę szyderczo kojarzy się tu z silnymi indyjskimi kobietami, takimi jak Jhasi ki Rani czy Sarojini Naidu, że bohater mimo 12 lat na obczyźnie najlepiej odnajduje się (cierpiąc z miłości) w piosenkach  Mohammeda Rafiego i że rozdarcie mijających się w tym, co czują bohaterach wyraża w piosence modlitwa do Boga i jednocześnie wyznanie ukochanej osobie, że jest ona  kolorem naszego życia, kimś, kto może nas wiążąc ze sobą ochronić lub zniszczyć.

Zasadniczo i bez napisów zrozumiałam ten film jeszcze w Indiach. Kolejna historia miłosna.




Podobnie jak w "Hum Dil De Chuke Sanam", "Jab We Met" czy "Pardes" grająca na naszym sercu scenami bólu kogoś, kto  pomaga połączyć ukochaną  z kimś innym. Tracąc ją świadomie.

Innym motywem jest konfrontacja NRI z Indusami w kraju. Pamiętacie? Zachód psuje serca dobrych Indusów ("Salaam Namaste", "Heyy Babyy, "KKKG"). By je oczyścić w rodzinie potrzebna jest świeża krew.Trzeba ich ożenić z kimś zachowującym wszystkie naj naj wartości Indii. Widzieliśmy to w DDLJ czy w Pardes. W tym filmie następuje odwrócenie ról. Od nastu lat mieszkający w Londynie Manu  posłusznie spełnia wolę rodziców poddając się tradycji aranżowanego małżeństwa. W Indiach. Wyzwaniem jest dziewczyna.



  Tanu pali, popija (najlepiej coś mocnego), ma za sobą kilka romansów i ucieczek z domu. Niełatwo dla takiej dziewczyny znaleźć męża. Ale też i ona broni się przed układaniem jej życia przez rodziców. Z college'u w Delhi wróciła do małego miasteczka zbyt wyzwolona.  Stać ją jednak  tylko na bunt typu kolejny przerażający rodziców romans.  Zewnętrznie silna, mocna w gębie, rzucająca w tańcu facetem o ziemię, pędząca na motocyklu szybciej niż mężczyźni,




Tanu wewnętrznie wydaje się być kimś pogubionym w uczuciach. Kogo kocha? Czego chce? Kangana Ranaud  potrafi być w tym filmie zabawna,




przekorna, bezczelna, ale i wzruszona, speszona rodzącym się jakby wbrew jej woli uczuciem. Może nie jest kimś z kim chciałabym się przyjaźnić,




ale tę aktorkę z okolic Manali w Himachal Pradesh, lubię  od pierwszego filmu w którym ją zobaczyłam: ("Gangster"), nie zawodząc się na jej kolejnych rolach w "Woh Lamhe", "Life in a Metro", czy w "Fashion". Z Madhovanem ("Anbe Sivam","Rang De Basanti", "3 Idiots")




tworzą zabawną i  wzruszającą parę.



  Podobnie bardzo podobała mi się rola Deepaka Dobriyala. Tworzy on w relacji przyjacielskiej z Madhovanem drugą ciekawą parę w filmie. Rozumie go w pół słowa, pociesza, konfrontuje go  z prawdą. Chciało by się mieć takiego przyjaciela.


 


Jego rola wnosi też do filmu dużo komizmu. Czemu nie zauważyłam go w "Omkara", czy "Maqbool"? Czemu nie pamiętam go z "1971", czy "The Blue Umbrella"?

Reżysera filmu Aananda Rai


  


znam z jego debiutu "Strangers" (też z Jimmy Shergillem) -  kryminału z wątkiem trójkąta miłosnego. Jego mroczny nastrój zapadł mi w pamięć. Tylko nastrój. Tym filmem cieszyłam się. No, ale weźcie poprawkę na to, że widziałam go w Indiach, gdzie żyłam przez miesiąc jak w uniesieniu. Znacie ten stan? Pojawia się, gdy spełniamy swoje marzenie.

P.S. A mężczyzn mamy poznawać po tym, jak reagują na  naszą dupattę przytrzaśniętą przez drzwi auta:)