Sloneczniki

Raavan - zakochany demon

Reżyseria:   Mani Ratnam ("Dil Se", Roja", Bombay", 'Guru")
Scenariusz:  Mani Ratnam
Dialogi:       Vijay Krishan Acharya ("Dhoom"), "Guru", ""Tashan")
Produkcja:  Mani Ratnam
Muzyka:      A.R. Rahman ("Slumdog", "Rang De Basanti", "Saathiya",
                  "Lagaan", Fiza")
Zdjęcia:      Santosh Sivan (", "Asoka",Tahaan", The Terrorist"),
                 Manikantan ("Main Hoon Na", "Anniyan", "Om Shanti Om")
Obsada:     Abhishek Bachchan, Aishwarya Rai, Vikram, Govinda, Prithiraj, Priyamani
Premiera:  2010
Gatunek:    film akcji, dramat
Oceny:      IMDb 5.5/10, Tamanna 5.2/10

रावण
 
 
    
 
Beera Munda (Abhishek Bachchan) to postrach policji i bohater ludu. Robin Hood południa Indii. Raavana XXI wieku. Poszukiwany bandyta ma powody, by zemścić się na oficerze policji Devie Sharmie (Vikram). Porywa mu żonę Rangini (Aishwarya Rai). Jej zuchwała odwaga wobec śmierci odbiera mu jednak chęć uśmiercenia porwanej.

 

 


Dev ze swoim wojskiem przeczesuje dżunglę, a Beera wodzi oczyma za Rangini…


 

"Raavan" i  i "Raavanan" to ostatnie filmy Mani Ratnama, dwie wersje tej samej historii – uwspółcześnionej „Ramajany”,  z tym samym operatorem (świetnym Santoshem Sivanem), sławnym muzykiem A.R. Rahmanem. W obu  Ash odtwarza główna bohaterkę, w obu Vikram, w wersji hindi jako odpowiednik Ramy, w tamilskiej jako porywający Sitę/Rangini  demon. 

Wyraźnie obejrzałam nie tę wersję.  Z dużym rozczarowaniem. Taki reżyser!


 


Tyle mu zawdzięczam  w Roja", Bombay", ', „Yuvie” , czy Guru". Dwa  ostatnie filmy były (obok „Dil Se"”) jego w wejściem w bolly świat. Oba z Abhishekiem, ostatni z Aishwaryą Rai, która zadebiutowała u niego w „Iruvar”.  Tu też mamy na ekranie obu małżonków, ale nie przekonują mnie, wręcz denerwują. Abhishek jako Beera prezentuje się jako infantylny dzikus szczerzący zęby,


 


walący się pięścią po głowie, rozmawiający ze sobą na głos przed podjęciem decyzji.  Pokazano go w operowej oprawie, w porywach wiatru, z twarzą - maską demona. Wrzaskliwej Ash co rusz to zawiązują przepaską oczy (a powinni buzię). W kółko we wspomnieniach zakochanego w niej demona spada i spada z wodospadu do rzeki.



W filmie zaciekawiające mnie już w „Lajja”  (próba ognia Sity) odwołania do "Ramajany”. Zły Raawana porywa dobremu Ramie żonę Sitę. Bóg małp Hanuman pomaga mu ją odzyskać, ale Rama nie wierzy, że po kilku latach niewoli Sita wróciła zachowując czystość, wierna mężowi.

Mamy tu interesującego mnie ( po rolach Anniyana i Pithamagana) tamilskiego aktora Vikrama w oszczędnej grze przedstawiającego XXI-wiecznego policjanta jako wcielenie boga Ramy,



krzykliwą Ash jako porwaną żonę oficera (Sitę ze sztokholmskim syndromem zakładniczki urzeczonej porywaczem),  granego przez Govindę rozpitego leśniczego – wcielenie boga małp Hanumana,


 


  Abhisheka-Beerę – Ravaana rzucającego wyzwanie bogatym rebelianta w skokotańcu wykrzykującego przeciw rządom w Delhi: "delektują się bananami, a w nas rzucają skórkami! Nasz dzień nadszedł! Pożremy prawdę i kłamstwo!”.

Te postacie gonią się, podpalają, obcinają sobie rękę, kładą piętno przemocy to na plemienne wioski w dżungli, to na weselu. W filmie możemy zobaczyć wieczór kawalerski z mężczyznami wyśpiewującymi przyszłemu panu młodemu „wyślij kozę do rzeźni, koniec już bliski”, modlitwę o gniew zamiast łez,  gwałt (podobny do tego z „Bandit Queen”) i studnię – pocieszenie zhańbionych  kobiet (jak w „Khamoshi Paani”).

Mani Ratnam  jest znany z tego, że w sugestywny sposób potrafi przedstawić bolesne problemy Indii.  Terroryzm w odpowiedzi na frustrację społeczną w "Dil Se". Tragedia zamieszek hindusko-muzułmańskich w „Bombayu”.  Terroryzm kaszmirski  ("Roja") czy powiązania polityków ze światem przestępczym w „Yuva”.Tu też Mani Ratnam odwołując się do prawdziwej postaci rewolucjonisty Kobalda Ghandy ma ambicje podjąć temat buntu biednych, którzy staja się źli,  przełożyć „Ramajanę” na problemy dzisiejszych Indii  i pokazać niejednoznaczność negatywnej postaci. Ratnam pokazuje tu też powracający w indyjskich filmach problem nadużyć policji i sytuację zazwyczaj nieobecnych w kinie Indii plemion, rugowanych z ich ziemi, dzieci dżungli zamienianych w niewolników noszących na budowach cegły  na głowach. 

Jednak mimo wspaniałych zdjęć Santosh Sivana, którego podziwiałam już „ The Terrorist” , „Dil Se”, "Asoka” opowiadana historia brzmi fałszywie. Pogonie i ucieczki, których tempo zwalnia, by oddać nastrój zakochanych. Vikram –Rama-policjant ze swoim „Kabhi pistol, kabli bibi” (czasem pistolet, czasem żona).



Nie, nie potrafiłam uwierzyć tym scenom.  Chwilami wciągnięta w dynamikę i dramatyzm obrazów Santosha Sivana. Częściej zażenowana a nie współczująca przeżyciom bohaterów. Poruszona przede wszystkim wspomnieniami Beery, wątkiem jego siostry Jamuniyi (Priyamani).


 


Film zrealizowany z rozmachem, w porażającym wizualnie plenerze (Tumbur w Karnatace wodospady Athirappilly w Kerali,


w Ooty, Jhansi, Kolkata, Mahabaleshwar i  Malshej Ghaty w Maharasztrze), z ambicją przełożenia „Ramajany” na współczesność (z wykrywaczem kłamstwa zamiast próby ognia dla Sity), z muzyką sławnego A. R. Rahmana  - szkoda, że w moim odczuciu okazał się rozczarowaniem. Co to Mariola mówiła o  tym, że Południe nie zawsze się sprawdza w filmach bolly?:)  Może przekonać się o tym w tamilskim „Raavanan”?