Sloneczniki

Swami - fotel bujany

Reżyseria:    Ganesh Acharya (debiut choreografa,
                    nagrodzonego za  "Omkara")             
Scenariusz:   Muazzam Beg (debiut)
Produkcja:    Ganesh Acharya
Zdjęcia:        Lenin A. Xavier
Obsada:       Manoj Bajpai, Juhi Chawla, Sidddarth Gupta, Maninder Singh
Gatunek:      dramat rodzinny i małżeński
Muzyka:        Nitin Arora, Sony Chandy
Premiera:     2007
Tytuł:           swami - w hinduizmie duchowny, wierny do końca zasadom swojej wiary
Ocena:         IMDb 7.2/10, Tamanna 6.9/10

 

Powrót do tego filmu, przy którym kiedyś  gorąco płakałam, zawdzięczam pewnemu bujanemu fotelowi. Stoi on na tarasie mojej przyjaciółki w Zurichu. I wywołuje wspomnienie fotelu, który ma kluczowe znaczenie dla tego filmu i  relacji małżeńskiej jego bohaterów.

Swami i Radha to bramińska para małżonków żyjąca w wiosce w Maharasztrze



Prostota, skromność, czułość wobec siebie. Dzień rozpoczęty modlitwą, jego pomoc przy dźwiganiu, kwiaty on wpina jej we włosy,



jej pośpiech ku drzwiom na dźwięk dzwonka roweru – znak jego powrotu do domu. Uśmiech na ich twarzach, którego nie starło 10 lat daremnej modlitwy o dziecko. Z nadzieją czekają, wierząc że Bóg ma swój czas i sposób na spełnianie naszych pragnień. Jednak gdy pojawia się  dziecko

 

Swami cieszący się tym, co ma musi skonfrontować się z pragnieniami żony kreowanymi pod jego nieobecność  przez TV, z jej marzeniem o lepszym świecie, który na pewno jest w Ameryce. W dążeniu do tego celu kolejno należy  oswoić cudzy świat. Dotychczasowy staje się w oczach matki za mały dla ich syna. Jeszcze Swami podnosi w ramionach Ananda do dzwonka wiejskiej świątyni, ucząc go składać dłonie do modlitwy,



ale już wkrótce przestronny  dom bramiński na wsi



zastąpiony zostaje prowizorką klatki bombajskiego mieszkania w bloku. A dla Ananda wyszukiwana jest szkoła, nauka w której zwiększy jego szanse na karierę.

Każdy tu ma swoje marzenia.


 


Z miłości spełniane przez kogoś innego. Radha marzy o mieście, a potem o Ameryce dla syna. Oczekując, że Swami pomoże je zrealizować.


 


Od dziecka wychowując Ananda na tego, kto spełni marzenie matki. Znacie kogoś, kogo życie jest spełnianiem pragnień rodzica? Jak Ananda?

Swami też ma swoje marzenie z dzieciństwa, którego wbrew obietnicy nie spełniła jego matka. W jego życiu przeżyte upokorzenie dziecka zamieniło się w pragnienie bujanego fotela. Kto nie chciałby go mieć? Co takiego jest w bujaniu, że tak nam po drodze do huśtawek i bujanych foteli? Dziecko w nas chce się bujać? Kołysać? Indyjski film rozpieszcza nas wieloma obrazami huśtawek. Z nich się strzela („Parinda”), na nich się kocha i dusi kogoś („Omkara”), na nich się gawędzi podczas rozmowy popijając herbatę („Junoon”). Fotel bujany, który urasta do wymiaru dodatkowego bohatera spotkałam tylko w „Swami”.

Ten film wkradł się w moje serce małymi kroczkami, powolutku, ze sceny na scenę.

Tonąca mrówka ocalona i przeniesiona na liściu do mrowiska.


 


Czyjś gest nachylenia się nad kimś, wyręczenia kogoś w trudzie,wyrzeczenia się dla kogoś, spojrzenie, od którego jaśniej i cieplej. Siła miłości widziana w rzeczach najdrobniejszych.

 

Ale i kolejne etapy wydziedziczania aż po rozdzielenie rodziny. I trud odzyskiwania nadziei.  Przechodzenie w ostatnie stadium hinduskiego przeżywania życia, na którym bohater staje się "Sannyasa" Te obrazy powolne,




delikatne  najpierw wsi w Maharasztrze, potem odnajdywania się w zgiełku Mumbaju, kamera Lenina A. Xaviera błądząca po twarzach


 

 

zaledwie kilku bohaterów filmu. Wszystko to ma swój smak, nawet jeśli pierwszą część filmu zrobiono z większą mocą, a w drugiej niepotrzebnie zaburzono prostotę relacji wprowadzając pobocznych bohaterów.

Siłą filmu – zaskakującego (opartego na własnym życiu) debiutu Ganesha Acharyi, choreografa 120 filmów ("Ishq", "Mann", "Lajja", "Omkara")


 


jest gra aktorska. Przede wszystkim Juhi Chawla i Manoja Bajpai w rolach bramińskiej pary małżeńskiej. To oni swoją grą uwiarygadniają pokazywane tu tradycyjne wartości - poświęcenie, pobożność, pracowitość



Manoj Bajpai z Biharu – tu w roli Swamiego: łagodny, pokorny,pogodny,



daleki od odwagi i zdecydowania oficera w niewoli pakistańskiej w "1971", czy oddanego w przyjaźni i groźnego gangstera Bhiku w "Satyi",czy też Rahida z "Pinjar" całe życie wyrównującego żonie krzywdę od której zaczęło się ich małżeństwo. Świetny aktor, którego ról szukam w kolejnych filmach.

Juhi Chawla, 



którą znam przede wszystkim z komedii romantycznych, w których gra w parze z SRK ("Raja Ban Gaya Gentleman", "Yes Boss"), czy z Aaamirem ("Qayamat Se Qayamat Tak"), ale i z roli siostry chorego na AIDS homoseksualisty ("My Brother Nikhil”), gra tu z dużą prostotą.  Podobnie Maninder Singh w roli dorosłego Ananda. Dobroć bohaterów, ich skromność i prostota może się wielu wydać przesłodzona, czy nudna, tempo filmu zbyt powolne, a motyw bujanego fotela zbyt sztuczny, ale mi ten film wydał się godzien (niestety przerwanego) tłumaczenia. Może dlatego, że rzadko płaczę na indyjskich filmach i czasem wydaje mi się, że bohaterowie płaczą z taką mocą,  jakby płakali za mnie i za siebie, ale w tyn filmie jest scena, podczas której płakałam razem z bohaterem.


 


Co opłakiwało każde z nas?

  

  Rishton Ki Khushboo


 

 


  molodezhnaja 3/5

moviesindiablogspot

entertainment.oneindia 

 bollywoodhungama 2.5/5

radiosargam

letstalkaboutbollywood

 wywiad z Manojem Bajpajem

who is deep 1.5/5

movietalkies 1.5/5

ZDAG 4/5

rediff 2/5