Sloneczniki

My Name Is Khan - and I'm not a terrorist

Reżyseria:    Karan Johar ("Kabhi Khushi Kabhi Gham", "KANK")
Produkcja:    Hiroo Yash Johar i Gauri Khan (żona SRK)
Zdjęcia:        Ravi K Chandran
Scenariusz:   Shibani Kashyap (Kabhi Alvida Naa Kehna i Fanaa)
Muzyka:       Shankar-Ehsaan-Loy
Obsada:       SRK, Kajol, Jimmy Shergill, Sonia Jehan, Arjun Mathur,
                   Parveen Dabbas,Zarina Wahab,
Yuwaan Makaar,
                   Parvin Dabas,
Arjun Mathur i Sugandha Garg
Oceny:         IMDb 7.1/10, Tamanna 7 10

 

Cierpiący na zespół Aspergera muzułmanin Rezwan Khan (Shahrukh Khan) po śmierci matki (Zarina Wahab) wyrusza do San Francisco. Do swojego młodszego brata Zakira (Jimmy Shergill). Zazdrosnego kiedyś o miłość matki skupionej na chorym synu. Rezwanowi trudno odnaleźć się w obcym amerykańskim mieście. Przeraża go hałas, wytrąca z równowagi żółty kolo, jego nieumiejętność kłamania zraża do niego ludzi. Nie wszystkich. Rozwiedzioną fryzjerkę Mandirę (Kajol) wzrusza i bawi jego sposób bycia.



Okazana przez nią życzliwość budzi w nim miłość.

 
Wkrótce Rezwan (mimo oporu brata) poślubia hinduskę dając jej i jej synowi nazwisko Khan. Po ataku na World Trade Center muzułmańskie nazwisko Khan doprowadza w ich rodzinie do tragedii...

 

Długo oczekiwany film.  Z góry zapowiedziane tematy: uprzedzenia do muzułmanów po World Trade Center i życie z chorobą autystyczną. Poruszając temat muzułmanów w Ameryce po 12 września film dołącza do takich indyjskich filmów jak "New York", "Kurbaan", czy  indyjska część "11'09''01". Próby zrozumienia cudzej odmienności w chorobie  i reakcji na nią bliskich przeżywaliśmy dzięki "U, Me aur Hum" i "Paa". Wg mnie ważnym przesłaniem wydaje się pokazanie oczywistej zresztą prawdy, że bycie muzułmaninem nie jest jednoznaczne z byciem terrorystą, że istotą islamu nie jest wojna z niewiernymi, ale podobnie jak innych religii - miłość. Bohater filmu odwołując się do Koranu,  mówi w pewnym momencie:"Gdy zabija się niewinnego, to zabija się cały świat". Podobnie zaakcentowano prawdę, której chory na autyzm bohater nauczył się od matki, że ludzie nie dzielą się na hindusów i muzułmanów, a tylko na dobrych i złych. Lekcji tej udzielił mu ona, gdy za oknem rozpalono nienawiść religijną. W Bombaju 1993 roku. Po latach pomoże mu ona podjąć (wbrew uprzedzeniom brata) decyzję poślubienia hinduski. Niestety wszystkie te skądinąd bardzo światu potrzebne idee wzajemnego zrozumienia i poszanowania dla odmienności pokazano w sposób często naiwny i plakatowy. Idea prostaczka, który wędruje przez świat nie kupując jego pokrętnej obłudy (jak w "Forest Gumpie"), i patrząc nań z naiwnością dziecka domaga się prawdy wciąż powraca w sztuce.  Tu postać Rezwana dzięki wspaniałej grze Shah Rukh Khana jest największym atutem filmu. Jego bohater wzrusza i bawi. Śmieszny w swej odmienności - nieporadny chód, uciekające spojrzenie, wzdrygnięcie przy dotyku.

 

Nic nie tracąc ze swej godności, przy całej swej odmienności pozyskuje nasze serca. Rozczula w scenie niemożności wyrażenia tego, co czuje, gdy Mandira przyjmuje jego miłość.  Porusza w scenach przełamywania się ku obcej mu bliskości. Nigdy nie zdiagnozowano u mnie zespołu Aspergera, a jednak utożsamiałam się z nim w jego pragnieniu, by mówić, to co się myśli, by świat ujmować z prostotą, nawet by oswajać  jego obcość z pomocą nieodłącznej kamery.



Drugim atutem tego filmu jest relacja dwojga głównych bohaterów - Rezwana i Mandiry. Dziewięć lat czekaliśmy na ponowne pojawienie się razem Kajol i SRK  (w Indiach niektórzy mają nadzieję, że będą ze sobą prawdziwą parą w kolejnym wcieleniu). Patrzyłam na nich razem z radością, to rozbawiona, to wzruszona.


 


W ich relacji prawdziwie pokazano też  zagrożenie rozpadem, jaki często następuje w rodzinie po stracie kogoś. Boli, więc szukamy winnego, często może się nim stać najbliższa osoba. Niestety film, którego poszczególne sceny wspominam z przyjemnością jako całość ma w sobie coś fałszywego. W drugiej połowie coraz mniej wierzyłam bohaterom. Zmęczył mnie nadmiar znaczących wydarzeń - i autyzm i atak na World Trade Center,  a w końcu nawet huragan Katrina. Nie wiem, czemu mam wrażenie, że Karan Johar, który swoim filmem "Kabhi Khushi Kabhi Gham" zwrócił uwagę Zachodu na kino bollywoodzkie, chce za wszelką cenę zawojować rynek poza Azją i Afryką, zdobyć serca i kieszenie białych. Już przy (lubianym zresztą przeze mnie) KANK pomyślałam, czy nie kroi filmów na miarę Zachodu. Ostatnio wszystko, co robi (łącznie z produkcjami "Dostana" i "Kal Ho Na Ho") rozgrywa się w Ameryce. Nawet jeśli tu pokazano Amerykę,  w której zaczyna się zrzucanie turbanów, ścinanie sikhijskich bród i zdejmowanie chusty z włosów, po muzułmańskim ataku na nowojorskie wieże, to i tak zrobiono to na zachodnią modłę - wyrastanie dziwaka na bohatera, kreowanie go przez prasę, motyw podróży przez Amerykę - coś znajomego w formie. Także od dawna wyczekiwana końcówka filmu - czarnoskóry prezydent jako plaster na bolączki skrzywdzonych przez białych ludzi. Coś nie tak.

Niemniej nie żałuję, że zobaczyłam ten film. Jego mocną stroną są poruszone problemy, widok Kajol


 

i przede wszystkim wspaniały Szaruk, któremu w przedstawieniu człowieka cierpiącego, nierozumianego pomogły ostatnie doświadczenia życiowe. Faszyzującej organizacji hinduskiej Shiv Sena SRK naraził się  niedawno żałując, że w indyjskiej drużynie krykieta od czasu ostatnich zamachów bombowych w Mumbaju brakuje mu zawodników pakistańskich. Jak by mało im było, że jest sławnym muzułmaninem! Zagrożono spaleniem kin, które ośmielą się wyświetlić "My Name is Khan". Podniósł się krzyk: "SRK go to Pakistan!" Doszło do demonstracji antymuzułmańskich i tych przeciwko nietolerancji.  Mniejsze kina przestraszyły się podpaleń. Równolegle po jednym z wywiadów odżyły stare pretensje muzułmanów do SRK. Oskarżono, go przed sądem, że zbyt lekko wypowiedział się na temat proroka. Niektórzy ogłosili fatwę, uznano go za kafira  (niewierzącego) domagając się unieważnienia jego małżeństwa z hinduską, zapowiadając zakaz pogrzebu muzułmańskiego. To ironiczny komentarz losu do głoszącego tolerancję filmu. Kropką nad "i" jest przeżyta przez niego w lecie 2009  rewizja na lotnisku w New Jersey. W życiu powtórzono wobec niego upokarzającą scenę z filmu, podczas której muzułmańskie nazwisko Khan pozwala służbom lotniska traktować kogoś agresywnie i pogardliwie. Widząc w nim potencjalnego terrorystę.

Tyle na temat dziwnego komentarza, jakie życie wystawiło do tego filmu. Czas powiedzieć coś o pozostałych twórcach filmu. W roli brata bohatera odgrywanego przez SRK - Jimmy Shergill. Przejmującą, bardzo prawdziwą w swym przedzieraniu się ku zamkniętemu w sobie synowi postać matki gra 25 lat niewidziana muzułmańska aktorka Zarina Wahab. Bratową Rezwana, psycholog Haseenę - pakistańska aktorka Sonia Jehan.


 

 

Młodego Rezwana gra chłopiec, który w "Slumdogu" odtwarzał młodego Jamala - Tanay Chheda. Indyjskich dziennikarzy kreujących Rezwana na superbohatera Ameryki grają Parvin Dabas, Arjun Mathur i Sugandha Garg.Muzykę do filmu nawołującego do jedności mimo różnic stworzyło ulubione trio Karana Johara - Shankar-Ehsaan-Loy. Nazywane czasem w nawiązaniu do filmu Amar Akbar Anthony samo w sobie jest przykładem jednej muzyki autorów trzech wyznań. Piękne zdjęcia zapewnił Ravi K Chandran ("Paheli", "Black", "Dil Chahta Hai", Yuva"). Scenariusz w nawiązaniu do prawdziwej historii miłości pary małżeńskiej z problemem zespołu Aspergera napisała Shibani Bathija (Kabhi Alvida Naa KehnaFanaa). Ona jest też autorką dialogów. To pewnie jej zawdzięczam noc poślubną z podręcznikiem pt "Seks dla opornych", czy piękny motyw - "Naprawię PRAWIE wszystko".


Czy rozpoznacie coś z KANK czy "Fanaa" w miłosnych wątkach tego filmu?



Podsumowując: idźcie na Szaruka z Kajol! Przy okazji może będzie okazja do zastanowienia się nad obrazem muzułmanina w  świecie i nad naszą postawą wobec cudzej odmienności. Wybaczając Karanowi dłużyzny i naiwności.

 
    

 


 


reżyser Karan JOhar z Kajol i Shah Rukh Khanem