Sloneczniki

London Dreams - nie ma miejsca dla dwóch

Reżyseria:    Vipul Amrutlal Shah ("London Namastey", Aankhen,
                   W aqt: The Race Against Time)
Muzyka:        trio Loy-Shankar-Ehsaan   ("KANK", czy "Kal Ho Naa Ho")
Scenariusz:   Ritesh Shah (Aladin)
Zdjęcia:        Sajal Shah
Premiera:      2009
Obsada:        Salman Khan, Ajay Devgan, Asin, Om Puri, Rannvijay Singh,
                   Aditya Roy Kapoor
Oceny:          5.9/10, Tamanna 5.6/10



  

Arjun i Manu to dwóch chłopców z wioski pendżabskiej. Łączy ich przyjaźń. Zamknięty w sobie, oddany muzyce Arjun  gorączkowo pragnie stać się bożyszczem tłumów. Żarliwie błaga o to Boga, a Ten wysłuchuje jego prośby. Chłopcu udaje się przeciwstawiwszy się woli rodziców samotnie w Londynie dzień po dniu, rok po roku przybliżyć się do spełnienia swoich marzeń. Nawet  gdy ma jego drodze pojawi się dziewczyna (Asin), Arjun (Ajay Devgan) nie pozwoli sobie na to, by miłość odwróciła jego uwagę od postawionego sobie celu. Obiecuje sobie wyznać miłość Priyi dopiero osiągnąwszy szczyt sławy. Jego życie zmienia się jednak, gdy Arjun sprowadza do Londynu swojego przyjaciela z dzieciństwa.



 Mannu (Salman Khan), żywiołowy, lekkomyślny, zaraża wszystkich radością życia. Włączywszy się do stworzonego przez Ajaya zespołu London Dreams



 nie tylko na koncertach zabiera mu poklask tłumu, ale i pozyskuje serce jego ukochanej Priyi...


Trójkąt miłosny jest częstym motywem bollywoodzkich filmów. Wystarczy wspomnieć o innym filmie, w którym Ajay i Salman też występują razem - "Hum Dil De Chuke Sanam". Tu ciekawszym czyni go pragnienie zniszczenia przyjaciela, który okazuje się lepszy od bohatera - bardziej utalentowany, bardziej lubiany, wreszcie wybrany przez kochaną przez niego dziewczynę. Czy stać nas by było na taką próbę serca? Arjun w drodze na szczyt w swoim głodzie sławy przegrywa własne serce. I szacunek do siebie. Mroczny  i ponury Ajay Devgan wiarygodnie pokazuje tu  i przyjaźń i dorastanie do zdrady.





Pożerany ambicjami, karmi swoje ego głodząc swoje serce. Niszcząc relacje z innymi. Nawet jeśli zażenowana patrzę na popłakujących mężczyzn, to i tak zwróciłam uwagę na scenę, gdy Mannu płacze, bo pijany nie rozumie rozpaczy przyjaciela, a ten poruszony do łez prosi go o wybaczenie krzywdy, którą ma mu dopiero zamiar sprawić. Czując się zdradzony przez Boga, bierze swój los w swoje ręce. Decyduje się świadomie ranić.

Rajkumarowi Santoshi marzył się ten film z Aamirem i SRK. Ciekawa jestem, kto z nich miałby zagrać, tego, który małodusznie niszczy. Mimo, że lubię tego reżysera ("Lajja"), nie wiem jednak, czy chciałabym oglądać Aamira i SRK w roli zaczynających (!) karierę piosenkarzy. Salman ma 44 lata, Ajay 40. Kilkoma kolczykami w uszach nie przekona nikogo, że właśnie zaczyna robić karierę. To gdzie on był przez ostatnie 20 lat !? Na początku to tutaj są tylko debiutujący w rolach pakistańskich braci Rannvijay Singh i Aditya Roy Kapoor,

przejmujący w scenie bójki na ulicy. Salman Khan też zakonserwowany w roli wciąż wesolutkiego Piotrusia Pana, który nie umie czytać książek, ale dobrze czyta w oczach dziewczyn,  razi tu nie pasującym wiekiem, choć przydaje też filmowi dynamiki.
 
 W filmie uwagę zwracają obrazy  Sajala Shaha. Porywające kolorami, to radosne to melancholijne  obrazy Pendżabu, ale wrażenie robi też i Londyn - fotografowany tu jak cel marzeń Indusa.

 

Ten wątek poszukiwania akceptacji poprzez poklask Zachodu zasmuca mnie. Z jednej strony pobrzękiwanie indyjską szabelką, okrzyki Jai India, włączanie angielskich fanów w głoszenie chwały Hanumanowi i Rama i odwet jaki Mannu bierze za 200 lat niewoli brytyjskiej zaliczając Brytyjki. Z drugiej pełne kompleksów uzależnianie swojej wartości od uznania jej przez byłych kolonizatorów. W filmie jest nawet scena, gdy Indus klęka przed Brytyjczykiem błagając go, by mógł wystąpić na Wembley wobec angielskiej publiczności.

Muzyka. Mimo że tak ważna w filmie o jej pasjonatach ("Rock On!", "Jhankaar Beats"), tu nie robi na mnie wrażenia. Chociaż twórcami jej jest trio Loy-Shankar Ehsaan, którego muzykę podziwiałam w  "KANK", czy "Kal Ho Naa Ho"). Chociaż... Jeszcze raz słuchane poprawiają mi nastrój.
Co jeszcze ? Om Puri w roli dobrego wujka głoszącego złote myśli o błogosławionym znaczeniu wiary w siebie i potrzebie odwagi uznania swojego błędu i proszenia o przebaczenie.

Z początku wciąż brnęłam przez film przerzucając kadry i zastanawiając się, czy go nie wyłączyć. Czym film odrzuca? Naiwnościami fabuły. Tęsknotą za logiką. Jak  mały chłopiec może żyć sam w Londynie kształcąc się do tego muzycznie? w Jaki sposób ktoś tak szybko może wejść w nałóg? Itd itd Razi też niewybredność żartów. Zupełnie zniesmaczają sceny karania siebie ...biczowaniem. Co to w ogóle jest? W zestawieniu z tymi scenami  fakt, że kobieca postać (Asin) niewiele ma  do zagrania jest tylko drobnym niedociągnięciem.
 
    

Podsumowując: niewiele stracicie nie oglądając kolejnego filmu Vipula Amrutlala Shaha, nawet jeśli w porównaniu z poprzednimi (London Namastey, Aankhen, Waqt: The Race Against Time) pogłębia on trochę charaktery głównych postaci. No chyba, ze chcecie  zobaczyć lubianych aktorów na tle Londynu, Pendżabu lub Paryża.

 


Opinie i recenzje:
realbollywood 3/5
rediff 2.5/5
Bollywoodhungama 3/5
apunkachoice 6/10
chakpak 3/5 (zdj 4/5)
bolllywoodworld