Sloneczniki

Jodhaa Akbar - Indie zrodzone ze ślubu hinduski z muzułmaninem

Reżyseria:         Ashutosh Gowariker ("Lagaan", "Swades")
Produkcja:        Ashutosh Gowariker, Ronnue Screwvala
Scenariusz:       Ashutosh Gowariker, Haider Ali
Zdjęcia:                Kiran Deohans
Muzyka:               A.R. Rahman
Obsada:             Aishwarya Rai, Hrithik Roshan, Sonu Sood,
                         Kulbhushan Kharbanda,
Rok produkcji:    2008

     https://www.songsmp3.co/assets/images/1/39853-Jodhaa%20Akbar%20(2008).jpg       

Opis filmu:

Amer w Radżastanie. Sujamal (Sonu Sood) i Jodha (Aishwarya Rai) od dziecka widzą w sobie brata i siostrę. On uczy ją władać szablą i być czujną wobec przeciwnika, ona wspiera go w jego marzeniach o władzy. Cieszą się swoja obecnością, ufają sobie. Mimo to, gdy ojciec Jodhy (Kulbhushan Kharbanda) przekazuje władzę komuś innemu, dochodzi między nimi do rozstania. Rozżalony Sujamal opuszcza Amer szukając wsparcia w walce o władzę  w Ajmerze u Sharifuddina Hussaina (Nikitin Dheer), szwagra panującego w Indiach mogolskiego cesarza Akbara (Hrithik Roshan). W obawie przed jego zemstą Raja Bharmal szuka ochrony u Akbara. Jego decyzja budzi wzburzenie wśród wrogich Akbarowi Radźputów. Jeden z nich zrywa zaręczyny z Jodhą. Bharmalowi nie pozostaje nic innego jak wzmocnić swój sojusz z Akbarem oddając mu córkę za żonę. Przemodliwszy sprawę przy grobie świętego sufiego Moinuddina Chishti Akbar,pragnąc jedności muzułmanów i hindusów, zgadza się poślubić radźpucką księżniczkę. W tym samym czasie Jodhaa płacze wstrząśnięta decyzją ojca. Nie wyobraża sobie, że ona, hinduska może poślubić muzułmanina. Z rodu najeźdźców, którzy narzucili władzę Indiom, obcego chowanego w języku urdu. Jak ma pojąć, czemu modli się do Boga, którego twarzy nie wolno przedstawiać. Ona księżniczka dumnego rodu radźputów przywiązana do swego niebieskolicego boga Kriszny, przed którego figurą modli się co dzień. Obcość, strach. Wzmocnione przez matkę, która podpowiada jej otrucie się jako sposób uniknięcia hańby. Jednak Jodha, nie chcąc zranić uczuć ojca chroniącego królestwo Ameru, zgadza się na ślub. Ale stawia zdumionemu Akbarowi warunki. Nie przejdzie z hinduizmu na islam. W swoim pałacu jak w każdym hinduskim domu chce mieć kapliczkę z figurą swojego Boga. Pełen szacunku dla walki dumnej księżniczki Akbar przyjmuje warunki.

          

         

Mimo to  w noc poślubną okazuje się, że Jodhaa boi się bliskości z tak bardzo obcym jej duchem mężczyzną...


Właściwie to miałam zamiar obejrzeć "Chokher Bali", ale towarzysząca mi osoba oglądając zwiastun "Jodhy ...", zapaliła się do tego filmu. Zapragnęła machania szablami i trzepotu rzęs nad gruchającymi gołąbkami, więc od razu zanurzyłam się w feerii kolorów i  muzyce Rahmana. Już sam patos głosu Amitabha składającego hołd wielkości Indii, budzącego pamięć o umarłych, o ich bólu i miłości, przywrócił mnie dzieciństwu, w którym kiedyś z dreszczykiem i otwartą buzią pochłaniałam historie o 300 Spartanach, o piratach, czy powstańcach Spartakusa. Historia ożyła na kształt bajki. Tym razem o Mogołach, o których zaczytywałam się w "Pawim Tronie" Hansena. Amer, Ajmer, zawieszone nad przepaścią zamki, krużganki, rzeźbione kolumny, słonie prowadzone do walki. 
 
        

Agra. Twarze widziane przez kamienną koronkę zasłony okna. Dałam się porwać opowieści, chłonęłam słowa groźby o tym, że "zachodzące słońce też potrafi spalić". Zapominając, że patos i napinanie mięśni Hrithika są śmieszne. Niech rządzi, niech walczy, niech się modli! A ja popatrzę. Dam się urzec pochwale miłości, nie tej otoczonej słodkimi królikami i fruwającymi gołąbkami, ale tej która przełamuje lęk przed obcością, oswaja inność drugiej osoby, przełamuje się w uznaniu błędu, prosząc o przebaczenie, przebaczając. Pokibicuję walce dwóch kobiet o serce mężczyzny, tej która wychowała i nie umie go oddać  i tej, która przyjmuje go ukształtowanego przez inną. Słuchając modlitewnego śpiewu sufitów w "Khaja Mere Khwaja" zatęsknię za czymś, czego tak bardzo sercu brak. Poderwie mnie do tańca rytm "Azeem-O-Shaan Shahenshah" hołdu składanego Akbarowi przez hindusów wdzięcznych za zniesienie podatku od niebycia muzułmaninem. Zapatrzę się na cud modlitwy, która obudzi do życia umierającego. Modlitwy, która jest równie skuteczna, gdy ktoś składa kornie ręce przed niebieskolicym Kriszną,
czy też wznosi je przed Allahem, którego twarz pozostaje tajemnicą.
Oczywiście są chwile, gdy bajka spowalnia swój rytm, gdy ogarnia mnie senność dłużyzn, gdy aby uwierzyć w Akbara muszę go odsłaniać spoza twarzy Krrisha czy upośledzonego chłopca granego przez Hrithika w "Koi Mil Gaya", czy też wtedy gdy przerzucam kadry z Aishwaryą szamoczącą się z szablą.
Tak, ale wynagradza mi to zawarta w filmie myśl. Symbolicznie w osobie Akbara i Jodhy  islam poślubia hinduizm, aby stworzyć fundament pod jedność Indii. Barwny, wypełniony muzyką sławnego Rahmana film wzywa do jedności Indii ponad podziałami wyznań. Na to wezwanie skrajni hinduiści pragnący Indii tylko dla hindusów, widzący dla muzułmanów indyjskich miejsce w Pakistanie odpowiedzieli zamieszkami i bojkotem filmu (www.banjodhaaakbar.com)

        

Piosenki:

Oceny i recenzje:
- www.imdb.com -7.5/10
- http://www.molodezhnaja.ch/ - 3.5/5
- http://www.rediff.com - 2.5/5
- http://www.rediff.com -3.5/5
- http://www.bollywoodhungama.com -4/5
- http://www.filmweb.pl -8.7/10



   

Wiem, Zahra, wiem, że Ciebie rozczarował. Może więcej prawdy o tym filmie można by pokazać, gdybyś Ty napisała też swoją opinię. Zimny prysznic przyda się rozpalonej głowie.
   
+++ To prawda - mnie rozczarował, zanudził i znokautował. Określenie "znieść jajo" jak najbardziej tu pasuje. Film oglądałam w domu, nie wyobrażam sobie siedzieć na nim w kinie. To jak jechać autokarem na koniec świata. Jest niewygodnie i wszystko boli. Film powala ogromem kolorów i świecidełek, momentami trudno te bogactwo unieść, ale łatwo zważyć. Ciężkie! Do wydarzeń historycznych gdzieś po drodze, ale mocno zbacza na skróty, aby polecieć z górki. Jakby scenarzyście nie po drodze było. Kwestia gustu, ale osobiście nie polecam +++ Zahra+++