Sloneczniki

No One Killed Jessica

Reżyseria:   Raj Kumar Gupta ("Aamir")
Scenariusz: Raj Kumar Gupta
Muzyka:      Amit Trivedi ("Dev D.", "Striker")
Zdjęcia:     Anay Goswami ("Dil Kabbadi")
Obsada:     Rani Mukkherjje, Vidya Balan, Myra Karn (debiut)
Produkcja: Ronnie Screwvala ("Rang De Basanti", "Swades",
                  "Jodhaa Akbar")
Tytuł:        Nikt nie zabił Jessiki
Premiera:  2011
Oceny:      IMDb 7.2/10, Tamanna 7/10

w oparciu o fakty z 1999-2006



Delhi. W rodzinie chrześcijańskich Indusów dochodzi do tragedii. Umiera młodziutka Jessica Lal (Myra). Jej siostrze 21-letniej Sabrinie (Vidya Balan)


 


trudno uwierzyć, że zastrzelono ją tylko dlatego, że nie podała drinka podpitemu synowi sławnego polityka. Podczas przesłuchań okazuje się, że spośród 300 świadków morderstwa dokonanego w znanym stołecznej dyskotece tylko siedmiu nie boi się potwierdzić swojej obecności. Zaczyna się siedmioletni pojedynek. Sprawiedliwość kontra nadużycia władzy, korupcja i szantaż. W tym samym czasie powracającej z Kargilu w glorii korespondenta wojennego dziennikarce Meerze Gaity. (Rani) zaproponowano zajęcie się tematem Jessiki, ale za ciekawszą historię uznała porwanie indyjskiego samolotu. Do chwili, gdy na pierwszych stronach gazet pojawiają się tytuły „nikt nie zabił Jessiki”. Zabójcę uwolniono. Rani zaczyna walczyć o sprawiedliwość dla Jessiki....

Znajomy temat? Tak, jeśli ktoś widział „Halla Bol!”, to rozpozna prawdziwe zdarzenie, z którym Indie zmierzyły się w 2006 roku. Poruszenie społeczne wołające o sprawiedliwość dla Jessiki. Nie dziwi mnie, że po ten temat sięgnął Raj Kumar Gupta.


  


Obejrzawszy jego debiut „Aamir' (temat stosunku do muzułmanów, zagrożenia terroryzmem, z sugestywnie pokazanym w tle Mumbajem) bardzo byłam ciekawa kolejnego filmu. Ten, podobnie jak „Rang De Basanti”, do którego nawiązują niektóre sceny „ONKJ”, rozgrywa się w Delhi. Reżyser umieszcza tę historię w kontekście takich zdarzeń jak pierwsze próby nuklearne Indii, czy porwanie samolotu lecącego z Katmandu do Delhi i wymiana zakładników na terrorystów muzułmańskich. I wojny z Pakistanem himalajski Kargil.


 

Kamera Anaya Goswami pięknie pokazuje obrazy Delhi.Nawet jeśli czasem są to obrazy nie tylko pięknej Starówki, widoku z góry świateł miasta w nocy, czy ryksz rowerowych,

  


  

ale i mężczyzn załatwiających swe potrzeby w odsłoniętych pisuarach. Miasto poprzednio zjednoczone krykietem, teraz skupia się wokół wojny. W tym właśnie czasie ginie Jessica. W modnej w zachodnim duchu zorganizowanej dyskotece. Obrazy jej chrześcijańskiego pogrzebu przeplatane sana filmie z obrazami przewozu przykrytych indyjskimi flagami trumien żołnierzy. O tej historii mówi się w tym filmie jako o milowym kamieniu w najnowszej historii Indii. Przedstawiono ją pokazując moc prasy (nie tej od wyliczania faktów, ale tej walczącej o sprawiedliwość społeczną; nie darmo realizatorzy na końcu tego filmu dziękują bezkompromisowej, niezależnej gazecie „Tehelka”),widzianą przez nas niedawno w Egipcie siłę poruszonej opinii społecznej, ale i zagrożenia ze strony pewnej swojej bezkarności władzy. 7 lat procesu to 7 lat czyjegoś strachu, przekupstw, nacisku. Ten film konfrontuje nas z tak dręczącą Indie korupcją („Well Done, Abba”), tu wyjątkowo niebezpiecznym, ponieważ przekupywanymi i zastraszanymi są świadkowie zbrodni. Wszystkiemu temu w sądzie i na posterunkach patronują portrety bojowników o wolne Indie Gandhiego i Nehru. W filmie w kreacjach debiutantki Myry i gniewnej z żalu


  


Vidyi  Balan („Guru”, „Ishqiya”)


   
 

pięknie pokazano relację dwóch sióstr. Siostra, której pozostaje bezsilne rozpamiętywanie i czekanie na sprawiedliwość podnosi w tym filmie problem taniej śmierci w Iniach. Rzeczywiście, Indie ze swoimi miliardem 300 milionami ludzi wydają się być krajem, gdzie śmierć jest czymś zwyczajnym. Pełno jej przecież, także tej zadanej w wyniku przemocy, na pierwszych stronach gazet. Jednak fakty przedstawione w „OBKJ” przeczą temu. Nawet jeśli morderca przyjmuje już w świątyni błogosławieństwo dziękując Bogu za uniknięcie słusznej kary, gniew społeczny nie pozwoli przejść do porządku dziennego nad tą śmiercią. To optymizm tego filmu. Świetnie się ogląda tę falę solidarności


  


wykorzystującą komórki i internet, marsze ze świecami, nawet zabawny protest grupy sikhów nazywających się Grupą Środkowego Palca. Akcję społeczną, podpowiedzianą też fikcją „Rang De Basanti”,inicjuje dziennikarka grana przez dawno niewidzianą przeze mnie Rani

 


Lubię na nią patrzeć, nawet jeśli gra postać tak szorstką, prowokującą


  


jak Meera Gaity. Bohaterowie filmu, mimo obrazków w domu z napisami „Holy Child Jesu Pray for Us” żyją wartościami zachodnimi. Bawiąc się i kochając na wzór Zachodu. Po obejrzeniu ostatnio kilku filmów tamilskich brakowało mi świata tradycji,choć przecież oglądałam historię rozgrywaną w zachłannie odkrywających zachodni model życia miastach. Ale mimo, że na oglądałam się już w życiu morza świec rosnącego wokół różnych spraw, ludzka solidarność zawsze mnie porusza.


  

Polecam!


P.S. Słyszeliście o kłopotach Rani ze sposobem jaki przedstawiła swoją postać? - Indie zakwestionowały palenie i pokazanie środkowego palca.

trailer

Dilli Dilli

 Aitbaar

Aali Re Saali Re