Sloneczniki

Pundreek czyli zemsta zza grobu - Jagdish Chandra Gheek

oficyna TOM Wrocław 1991
tłum. J.R. Baszyński

 

Rakesh, żonaty urzędnik banku daje się namówić swemu przyjacielowi Singhowi Laxmanie na poszukiwanie nocą w ruinach starej świątyni skarbu. Ukryto go tu rzekomo przed 350 laty w czasach wzajemnych wojen księstw radźputów. Towarzyszący im w tej przygodzie kapłan wycofuje się przestraszony. Ostrzegając ich, że wkraczają na terytorium oddziaływania tajemnych mocy. Materialistycznie nastawieni poszukiwacze wierzą w pieniądz, który zmieni ich życie, ale nie z zabobony Babu. Jednak gdy dokopują się do skarbu, zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Pod ziemią natrafiają na żywą kobrę i szczątki ciała kobiety. Ta noc zmienia ich życie. Singh Laxmana  traci syna, a Rakesh zostaje oskarżony w banku niesłusznie o defraudację pieniędzy. Zwolniony, popija, traci szacunek ludzi. Odchodzi od niego żona. Sytuację mogą odwrócić tylko czary. Rakesh wyrzeka się swych zwątpień i od guru miesiącami w samotności poznaje tajniki Jogi i Tandry. W pewnym momencie czuje się gotów ryzykując życie wejść w świat duchów.....

To maleńka książeczka. Przymierzałam się do niej dwukrotnie trafiając na nią w różnych bibliotekach. Tytuł mnie odstraszał, ciekawił temat tantry.  I informacje o autorze. Urodzony w 1944 w Bikanerze

    

 (tym od świątyni szczurów w Radżastanie), właśnie tam od dziecka spotykał się tantrikami i astrologami. Ukończywszy medycynę w Jaipurze,

 

dziesięć lat służył w armii indyjskiej. W Ajmerze doskonalił się w specjalizacji anestezjologa. Tam też pracował w australijskiej organizacji "Tym, co mają mniej".

  

Jeżdżąc motocyklem  po radżastańskich wioskach i lecząc ludzi Bezpłatnie.


 Poznając święte miejsca takie, jak opisany w książce  Puszkar.

 

 Rozmawiając ze znawcami Tantry i Mantry. Był świadkiem zjawisk nie wytłumaczalnych racjonalnie - płonące ognie w wiejskich domach, znikąd spadające kamienie. Studiując stare księgi natknął się na osobę Tantrika Pundreeka, którego uczynił bohaterem tej książki.  Włócząc się wśród opuszczonych posągów bóstw: przypominająca drzewo figura Śiwy, Wisznu śpiącego na wężach, osłoniętego baldachimem z gadów


 i bogini Lakszmi masującej jego stopy, od pustelników uczył się tajemnej wiedzy o tantrze i okultyzmie wschodnim. Na dwa lata poznając to wyłączył się z czynnego życia. Potem wyjechał z Radżastanu do Asamu,

  

 gdzie bezinteresownie pomagał osieroconym dzieciom. Zmęczony Indiami opuścił je w 1985 wyjeżdżając do pracy anestezjologa do Libii. Tam napisał tę książkę.

Książeczka ma zaledwie sto  stronic. Przeczytałam ją jednym tchem wspominając czasy, gdy błądziłam w ciemnościach lochów pod bastionem świętej Elżbiety w Gdańsku,  opuszczałam się po stellach zrujnowanego kościoła znajdując tam czaszki, czy daremnie próbując wspiąć się po dachu na jego wieżę. Krótko mówiąc książka przypomniała mi głodne tajemnic i przygody dzieciństwo. I za to jestem jej wdzięczna.  Zaciekawiło mnie też trochę informacji na temat mantr. Ale... ogólnie rozczarowałam się. Chyba najbardziej chciałabym przeczytać historię człowieka rozpiętego między aktywnym życiem pomagającego tym, co mają mniej, lekarza, a fascynacją poszukiwacza doznań pozazmysłowych. Wolałabym jego autobiografię od  napisanej w pierwszej osobie opowieści o zemście zza grobu.

Ale jeśli ktoś chce pożyć z księżniczkami radżastańskimi w świecie, gdzie wszystko jest piękne:


  

koronkowa architektura, haftowane złotem stroje, wonne zapachy, przejmujący śpiew, blask klejnotów na ludzkim ciele, a potem zmierzyć się z tym,  jak ten świat spływa krwią z ręki tych,

co chcą rabując zawładnąć nim, zobaczyć radźputów z pustyni Thar, 


  


którzy wolą w walce umrzeć niż się poddać, a ich żony, siostry i matki,  chcąc uniknąć gwałtu najeźdźców, rzucające się w płomienie, to znajdzie to w tej  książce. Ożywiony świat księstw i królestw Radźputy w czasach zdobywania Indii przez islam Wielkich Mogołów.


  

Babur, założyciel dynastii (1483-1530)


Czytając tę książkę można też zamyślić się nad znikomością życia, które wg autora przeżywamy w ciągu 60 lat, z czego 30 przesypiając, 15 przepracowując, a 7-8 zużywając na mycie, jedzenie, sprzątanie. Zostaje nam z tego z 7 lat na resztę. Właśnie na co? Nawet jeśli zastosujemy do tego chrześcijańską miarę psalmu, wg którego „70 lat żyje człowiek, 80, gdy jest mocny”, to w ogólnym rozrachunku dochodzi jeszcze z rok. W sumie 8 lat. Na co je zużyjesz? Na co ja je zużywam?

Co jeszcze zwróciło moją uwagę? Autor opisuje tu teorię Karmy przedstawioną przez boga Krysznę w Gicie (Ardźunie?)


  

 http://media.radiosai.org


Jak przezwyciężyć siedem podstawowych namiętności, które potrafią wytrącić nas z równowagi. Oto one:

  • Kama - związana z seksem i pożądaniem

  • Krodh – złość

  • Lobh – chciwość przedmiotów

  • Mad – pożądliwość, która z człowieka czyni zwierzę zapominające o swoich celach

  • Moh – emocjonalne angażowanie się w dążenia

  • Ahankar – ego, pragnienie budowania swego ja, swojej osoby

  • Maya – wartości materialne i bogactwo

Namiętności tych hindusi doświadczają podczas czterech etapów swego życia:

  • pierwsze 25 lat to Brahmaćarja – dzieciństwo, czas zabawy i nauki, przygotowanie do życia (czas czystości seksualnej)

  • Gryhastha kolejne to czas od 25 do 50-60 lat, okres zakładania  rodziny, utrzymania jej, wychowania i zabezpieczenia przyszłości dzieci

  • Wanaprastha (między 50-60 a 70-80 rokiem życia) - czas zużyty dla dobra społeczeństwa, zwrócenie ku Bogu

  • Sannjasa – życie tylko myślą o  Bogu, medytacje, przygotowanie na spotkanie ze śmiercią i z Nim, wyzwolenie ze złudzeń materialnego życia (san - łączenie, njasa - droga - złączenie swojego życia z droga Boga); ślub obejmujący zakazy kontaktu z płcią przeciwną, podróżowania, posiadania majątku, zmiana imienia lub wyrzeczenie się go, swojej pozycji, więzi

 

Takie jest założenie zapisane od dawna w pismach hindusów. Życie dziś może wyglądać inaczej, choć niezwykłe zjawisko czwartego etapu, wyrzeczenie siebie, swego imienia, więzi łączących nas z innymi , zdarza się i dziś. Podobnie jak życie przeżywane w więzi  z Bogiem. Autor pisze o różnych bogach Indii, przede wszystkim skupiając się na Śiwie, Wisznu, ich małżonkach, Ganeśu, najwięcej jednak uwagi poświęcając Kali

i Śiwie. Autor przedstawia go jako króla Jogi. „Dziesięć stron świata jest jego strojem. Jego włosy tworzą świętą rzekę Ganges. Całe jego ciało umazane jest świętym popiołem. Jego twarz tchnie spokojem, wokół szyi ma naszyjnik z czaszek ludzkich.Jest królem wszystkich współistniejących światów, dzierżąc w ręku Trishul, czyli trójząb, znamię swej władzy. ....Nie ulega słabościom. Inspirator uczonych. Nad jego czołem błyszczy chłodny półksieżyc.”


  

shaivam.org


Jako chrześcijanka mam inny obraz Boga (o ile można mówić o obrazie Kogoś, kto jest doskonałością i nieskończonością). Bóg ma dla mnie twarz Chrystusa, ale rozumiem, że hindus może widzieć go w wyobrażeniu Śiwy, Wisznu, bogini czy któregokolwiek z bogów hinduizmu. Szukając w nim praprzyczyny świata i oparcia w swojej codzienności.


W książce uderzyły mnie też słowa wyprowadzone z Gity:


 

3.bp.blogspot.com - Ardźuna i Kryszna w Mahabharacie


„Bóg obecny jest w sercu każdego, każdy może pokochać każdego, traktując drugiego jako Boską cząstkę, ucieleśnienie Boga i może być za to wdzięczny Bogu”. Nie rozumiem tego jako zachęty do promiskuizmu, ale jako odpowiadające chrześcijaństwu widzenie Boga w drugim człowieku, z jego potrzebą bycia kochanym takim, jaki jest, co może w nim wzbudzić pragnienie bycia lepszym. Na co dzień to bardzo trudne. Aby próbować tak kochać, ja potrzebuję pomocy Boga, który sam jest Miłością. Bezwarunkową. On jeden kocha mnie, taką jaka jestem. Nie za coś, ale dlatego, że tego potrzebuję.

 

Rozpisałam się o Bogu, bo też książka (w formie przygodowej) stanowi opowieść o wyzwalaniu się z  widzenia świata tylko materialistycznie, o szukaniu jego duchowego kontekstu, choć ja w tych poszukiwaniach nie chciałabym zajść aż do  świata umarłych (jeszcze nie :).