Sloneczniki

Tajemnica z Puri (rzekomo K. Kolumb)

Autor:  Krzysztof Kolumb (rzekomo)
Tłumacz:  Jan Witold Suliga (etnograf, doktorat z kultury Indii, w stanie Bihar)
Język oryginału:   hiszpański
Rok wydania polskiego:  1992
Rok wydania oryg.:      1987 (po hiszpańsku i angielsku)
Tłum. i opracowane:  w oparciu o rzekomą relację K.Kolumba z piątej wyprawy (do Indii 1604-1610, już po rzekomo upozorowanej śmierci Kolumba)                                    

 

 

     Kolumb(1451-1506)

Tło historii:
Orissa.Świątynia Dżaganaatha Mandir w Puri. Z VII- IX wieku. Poświęcona wcieleniu Wisznu, bogu Dżaganaatha. Centrum pielgrzymkowe.

   

 W XI-XII wieku z powodu najazdów muzułmańskich świątynia zamknięta dla innowierców. Dostępna tylko dla hindusów.

  

W 1984 roku premier Indii Indira Gandhi

 

zaproponowała odnowienie niszczejącej świątyni w zamian za zbadanie przyświątynnej biblioteki przez międzynarodowych uczonych. Byli oni codziennie rewidowani. W trakcie studiów nad starymi książkami amerykański historyk i orientalista Peter W. Newman natknął się na nieznany rękopis spisany pismem w alfabecie karani. Był to fonetyczny zapis tekstu w języku hiszpańskim. Gdy odkrył, że rękopis pisany przez chrześcijanina dotyczy piątej nieznanej podróży Kolumba do Indii, wykradł dokument. Doszło do skandalu. Hindusi wyprosili uczonych z Puri, ale Newman już  z pomocą separatystów pendżabskich, korzystając z zamieszania po zamordowaniu Indiry Gandhi przez sikhów,

przedostał się z rękopisem nielegalnie przez granicę do Pakistanu i wrócił do USA. W 1985 rząd Indii zażądał zwrotu dokumentu i ekstradycji Newmana. W USA doszło do procesu, w którym Newmana oskarżono o kradzież i nielegalne przekroczenie granicy. Przed oddaniem dokumentu Indiom, Newman opublikował go. Rękopis zawiera relację  z rzekomej podróży Kolumba (po jego rzekomo upozorowanej śmierci) do upragnionych Indii. Zgodnie z faktami historycznymi Kolumb zmarł w 1506 roku nigdy nie dotarłszy do Indii. Płynąc do nich odkrył Amerykę nazywaną pierwotnie Indiami Zachodnimi, ale swojego pierwotnego celu nie osiągnął. Zgodnie z odnalezionym w Puri manuskryptem, Kolumb dotarł jednak do Indii. Opowiada o tym w omawianym dokumencie. Publikacja wywołała szum i atak wielu naukowców na Newmana. W 1987 roku Newman stanął znów na ławie oskarżonych. Międzynarodowa Unia Geograficzna zarzuciła mu sfałszowanie manuskryptu. Dokument miał być zwrócony Indiom po przebadaniu go przez amerykańsko-indyjską grupę uczonych (Newmana z badań wyłączono). Stwierdzono, że liście palmowe,

   

 na których spisano manuskrypt pochodzą z XV/XVI wieku. Analiza filologiczna tekstu porównująca go z tekstami Kolumba potwierdziła jego autentyczność. Faktograficzna - nie. Pozostało pytanie. Czy kodeks z Puri to unikalna XVI-wieczna spowiedź Kolumba, który po swojej upozorowanej śmierci dopłynął do poszukiwanych Indii? Czy znaleziono i wykradziono z Puri genialne fałszerstwo z XVI wieku? Czy mamy do czynienia z falsyfikatem Newmana, który sam 6 lat po wykradzeniu rękopisu zginął w wypadku samochodowym?

Moja opinia:
W książce najciekawsze dla mnie było to, że może Kolumb  naprawdę nie umarł odkrywszy tylko Amerykę. Może spełnił swoje marzenie docierając jednak do upragnionych Indii. I umarł tam  później niż sądził dotychczas świat. Zaskoczenie. Zagadka. Przygoda. Film można by nakręcić i z historii Kolumba. I Newmana. Próbuje się on wyrwać z Indii w tak dramatycznym momencie, jak mord ochroniarzy sikhijskich na Indirze Gandhi (w odpowiedzi na jej atak na Złotą świątynię w Amritsarze) i mściwy pogrom na sikhach (pokazuje go m.in. film"Amu").

  

Przechodzenie nielegalnie granicy indyjsko-pakistańskim wyobrażam sobie na podobieństwo filmu "Refugee", a separatystów pendżabskich znam z "Maachis".

   

I w tym wszystkim historia, która być może 500 lat temu zaczyna się od dyktowanych przez Kolumba jakiemuś tubylcowi słów modlitwy "Ojcze Nasz, któryś jest...". Tłumaczy on potem czytającemu, a więc mi, a może i tobie :"Mówię to dlatego, że nie wiem, kim jesteście, Wasza Miłość. Tuszę, że mam przed sobą chrześcijanina...". Zwraca się do kogoś, na kogo uwagę liczył dyktując swoją opowieść jako do "człowieka o nieznanej twarzy". Mając nadzieję, że będzie to twarz chrześcijanina. Bo też w tej historii dużo odniesień do Biblii, łacińskich przysłów i oskarżeń pod adresem Inkwizycji. Przedstawiając się jako Krzysztof Kolumb  wspomina tu swoje życie opisując intrygi towarzyszące odkryciu Zachodnich Indii - Innego Świata, nazwanego potem (ku żalowi Kolumba) od imienia Amerigo Vespucci Ameryką. Na naszych oczach rozgrywa się pełna intryg podróż do rzeczywistych Indii, z pokonywaniem lądem przesmyku Ameryki Środkowej, ze zbudowaniem z przeniesionych elementów karaweli, wędrówki nią  przez Pacyfik, z kanibalizmem wśród wygłodzonej załogi. Aż po dotarcie do indyjskiego miasta Puri.

   

Historia ta wiąże się z ideą V Ewangelii, spisanej przez Św. Tomasza (znacie niewiernego Tomasza? nazywają go też Apostołem Wschodu). Wprowadza też wątek zaprzeczenia śmierci Chrystusa. Już to kiedyś słyszałam. Jezus nie umarł na krzyżu. Odszedł do Indii. Dalej głosić Dobrą Nowinę o tym, że kocha nas takimi, jacy jesteśmy, za darmo. Mówi tam, że istotą miłości jest poświęcenie i przebaczenie.

 

Do dziś są tacy, którzy modlą się do niego  przy jego grobie nie w Jerozolimie, ale w indyjskim Kaszmirze.

  

Albo inaczej. Na końcu czasów powróci z Indii, by umrzeć i zmartwychwstawszy ogłosić V Ewangelię. Ewangelię świętego Tomasza. Ciekawe, jak to się stało, że tradycja przypisuje ewangelizowanie Indii

 

apostołowi - sceptykowi, o którym powiedziano "Więcej pomaga naszej wierze niewiara Tomasza, niż wiara apostołów" Według apokryfów Tomasz poniósł męczeńską śmierć w Kalaminie w Indiach, zabity mieczem lub lancą. Jego grób znajduje się pod ołtarzem w katedrze w Madrasie w pobliżu Zatoki Bengalskiej.

Indie mnie fascynują, więc oczywiście z ciekawością czytam (nie wierząc) o Jezusie w Indiach, świętym Tomaszu, Kolumbie. Wszyscy się pewnie kiedyś tam spotkamy. Indie wszędzie. Wszystko w Indiach.

Mimo tej ciekawości książka mocno pachniała mi New Age'm (tłumacz książki pasjonuje się m.in. tarotem, prowadzi warsztaty z wróżbiarstwa). Ostatnio pełno wszędzie spiskowych pełnych żalu do kościoła teorii. Ludzie zaczytują się "Kodem Leonardo da Vinci", ekscytują filmami typu "Stygmaty". Nie wiedząc jak fantastyczną przygodą może być poznawanie samej  Biblii. Chcą magii i wróżb, zamiast tajemnicy Boga. Coś z tego klimatu można znaleźć też w tej książce. Jej niepokój i atmosfera spisku są czymś, co  drażni. Tym, co pociąga - żarliwa wiara piszącego, pragnienie przemienionego świata i język opowieści ("Słowo kaleczy świat, dlatego milczałem", mówi w pewnym momencie Kolumb, nie Kolumb).
Nie wierzę w tę historię, ale jeśli lubicie przygody spisane archaicznym językiem, to...szukajcie Kolumba w Indiach!