Sloneczniki

Rzeź - koncert na szarlotkę, tulipany i komórkę

Reżyseria:     Roman Polański ("Lokator", "Rosemary Baby", "Pianista")
Produkcja:      Said Ben Said
Scenariusz:    wg sztuki "Bóg mordu" - Yasmina Reza ("Sztuka")
Obsada:         Jodie Foster, Kate Winslet, Christoph Walltz,
                     John C. Really
Zdjęcia:         Paweł Endelmann ("Pianista")
Muzyka:         Alexandre Desplat ("Jak zostać królem",
                     "Ciekawy przypadek Beniamina Buttona", "Królowa")
Język:           angielski
Nagrody:         3 nagrody (za role - cala czwórka,
w Wenecji za reżyserię,
                     za scenariusz),   6 nominacji (do Złoty Globu za role  Jodie
                     i Kate, inne za role czwórki, za reżyserię)
Premiera:      2011
Gatunek:        komediodramat
Oceny:           IMDb 7.5/10

 

Nowy Jork. Dwóch chłopców pokłóciło się w parku brooklińskim. Wyzwisko, uderzenie. Poszkodowany Ethan  stracił dwa zęby. Jego rodzice Penelope  (Jodie Foster) i  Michael Longstreet (John C. Really) zapraszają rodziców Zacharego (Elvis Polanski) Nancy  (Kate Winslet) i  Alana Cowana (Christoph Waltz), by załatwić sprawę polubownie.



 Jak cywilizowani ludzie.



 Szukając zgody. Chwaląc wypieki. Przerzucając się uprzejmymi uwagami.

Jednak w miarę  rozmowy między czwórką osób narasta konflikt....


Dawno się już tak nie śmiałam jak na tym filmie (adaptacji sztuki Yasminy Rezy). Jej autorka widzi chyba świat jako pole bitwy z cieniem Boga rzezi nad nami, bo jej najgłośniejszy utwór "Sztuka" też demaskuje powierzchowność cywilizacji. Zamieniając dyskusję o nowoczesnej sztuce w wojnę charakterów obnażającą prawdziwa naturę ludzi.

 

Podobnie jest tutaj. Śmiejemy się na głos, choć wyważone  słowa ociekają  jadem,  a kły wystają zza masek twarzy. Żarty stają się coraz bardziej zjadliwe. Coraz więcej w rozmowie żalu, gniewu, poczucia niezrozumienia. Pozornie zgodne małżeństwa zdają się być na granicy rozpadu. A jednak pozostaje to śmieszne - dialogi, miny, sytuacje bawią,



nawet jeśli nie myślę, bym pamiętała je  długo.  Patrzę tu  na kogoś karmiącego swoje ego przekonaniem co do obrazu siebie jako osoby kulturalnej, humanistki cierpiącej z powodu tragedii Darfuru, czy płaczącej nad zniszczonym albumem Kokoschki

 
huma3.com - Oskar Kokoschka "Portret dziewczyny"

 (chwilami przerysowująca swoją rolę Jodie Foster)

  

 i nie współczuję. Śmieję się z bohaterów, nie żałując ich. Pewnie dlatego ich zapomnę, chociaż...
Może podtrzymam pamięć śmiejąc się z J. na widok żółtych tulipanów

   
  

żartując "znowu Walter?", gdy kolejny raz naszą rozmowę przerwie melodia komórki.




Komórka jest tu piątym bohaterem filmu. Gdy odzywa się jej dźwięk, rozmowa przerywa się w pół zdania, bohaterowie zastygają, chcąc nie chcąc w milczeniu słuchając rozmowy. Komentując ją potem. Trudno się dziwić. Komunikacja urasta do rangi naszego boga. Wiążąc nas, niekoniecznie jednak dając nam  poczucie jedności z rozmówcami. Nie dziw, że tak bardzo śmieszy nas  bohatera  strach o komórkę: "W niej jest całe moje życie!"



Oprócz komórki mamy tu jeszcze szarlotkę. I czwórkę znanych aktorów.  Kate Winslet, którą właściwie najlepiej pamiętam z "Iris"



Ucieszył mnie widok Christopha Waltza (lubię go z "Bękartów wojny", choć słowo lubię może nie jest najwłaściwsze). I oczywiście, Johna Really'ego - za "Magnolię"



I Roman Polański, który największe wrażenie zrobił na mnie swoimi  starymi filmach "Lokator", "Chinatown".
Śmiech bez zobowiązań? Bóg rzezi zamiast Boga Pojednania?

 

P.S. W tym filmie niezła mieszanka  - Dwaj polscy Żydzi (reżyser i operator) kręcą film wg scenariusza pół Iranki pół Węgierki żydowskiego pochodzenia, wyprodukowany przez Tunezyjczyka z udziałem Amerykanina o korzeniach irlandzko-litewskich, Angielki, Amerykanki, pół Austriaka pół Niemca, pod muzykę Francuza, a Paryż udaje w nim nowojorski Brooklyn, z powodu oskarżenia reżysera o dokonany (być może) 35 lat temu gwałt na trzynastolatce.