Sloneczniki

Jadę sobie: Azja (przewodnik dla kobiet podróżujących samotnie) - I

pos na blogu z 25 XI 2010

Tytuł:Jadę sobie: Azja (przewodnik dla kobiet podróżujących samotnie)
Autor:Marzena Filipczak
Wydanie: 2009
Gatunek: relacja z podróży napisana w oparciu o blog

 



Podziwiam autorkę. Za odwagę! Pół miesiąca samotnej wędrówki po Azji! Wdzięczna tez jestem za tę książkę, nawet jeśli niektóre miejscowości potraktowane są powierzchownie. Bawią jednak i ciekawią szczegóły. Nie podoba mi się, jak autorka (niewierząca) pisze o wierze. Rozumiem, ze widzi ją w kategoriach "opium dla ludu" i środka do nabijania kasy cwanym kapłanom dzięki naiwności maluczkich. Brakuje mi jednak szacunku dla wiary, która jest drugą stroną Indii. Za to ile praktycznych rad, za którymi rozglądam się przed podróżą! Azja opisana lekko, zabawnym stylem. Książka sama w sobie jest podróżą.  Polecam!


Marzena Filipczak, autorka tej książki (od nastu lat dziennikarka "Gazety Wyborczej") w 2008 roku pół roku spędziła w Azji podróżując sama. Poczynając od indyjskiego Bangalore i pierwszego spotkania z zalanymi moczem toaletami i karaluchami w hotelu. Pierwsza część książki jest zapisem prowadzonego na bieżąco bloga. Druga zawiera praktyczne porady typu, jak nie dać się okraść, jak nie spędzić podróży w toalecie z powodu biegunki. Oprócz Indii podróż objęła Malezję, Tajlandię, Kambodżę i Wietnam

Po Indiach autorka wędrowała dwukrotnie. Zaczynając podróż od  południowych Indii (Bangalur, Hampi, Badami, Goa, Majsur, Koczin,Munnar, Rameswaram, Mammalupuram, Czennai), kończąc ją na Indiach  północnych (Bombaj, Udajpur, Dżodpur,Dżajsalmer, Puszkar, Dżajpur, Amritsar, Czandigar, Riszikesz, Haridwar, Delhi, Mathura, Agra, Waranasi, Gangtok, Darżiling,Kalkuta).


Witajcie w Bangalurze


Poraża smród, chaos i brud. Brak chodników. Śpiący na poboczach ludzie,włóczące się wychudzone psy, krowy świadome swych przywilejów. Hałas, wszechobecni kalecy, którzy nauczyli się poruszać w tym bałaganie.


   

 

Smród spalin i gryzący kurz. Daremność wysiłków wciąż zamiatających Indusów. Przegrywają z wiatrem.

Trud kupowania biletu – odsyłanie od okienka do okienka, zbieranie podpisów, konieczność podania numeru hinduskiej komórki przy zakupie biletu lotniczego.

Ilość rąk do pracy ustalana nie wg ergonomii pracy, ale aby jak najwięcej mogło mieć pracę. Wg modelu dwóch do łopaty – jeden wbija, drugi ciągnie za sznur i ją wyjmuje.


Pierwsze koty za płoty – Bangalur– Hampi

Maj. Upał około 40 stopni. Litry wody i lassi o smakach różnych owoców, najpopularniejsze z mango. W poszukiwaniu jak najmniej ostrych dań. Indusi odwrotnie -przyprawiają je jeszcze dla zaostrzenia smaku piklami i sosami . 


    


Wokół Hampi w Karnatace plantacje bananów


  


kryją w sobie z 500 ruin m.in. sławnych stajni słoni, pozostałości po XV-wiecznym królestwie Vijayanagar. W Hampi wśród wielu kamiennych świątyń pielgrzymi wypierają turystów.


 


Dojazd do Hampi to doświadczanie czasu na hinduską modłę. Spóźniające się, w ogóle nieprzyjeżdżające lub psujące się autobusy. I święta cierpliwość Indusów wobec tych problemów.


 


Upodobanie do witania białych przez podanie ręki, szukanie przez mężczyzn okazji do dotknięcia białej kobiety. Niewiedza, czym jest Polska, ale i komentarz „Poland and Russia not friends, like India and Pakistan

Badami w Karnatace – dziś wioska z taplającymi się czarnymi świniami,


  


kiedyś stolica kwitnącego królestwa Chalukya słynąca z wykutych w skale świątyń - (nawet z VI wieku) z bóstwami w różnych pozach i wcieleniach.


  


Indie na prowincji, we wsiach - czas zatrzymany od setek lat, rano woda ze studni, wieczorem światło oliwnej lampki. 1/3 Indusów żyje za mnie ni

dolara dziennie, 1/3 nie umie czytać.Mimo zniesienia w 1950 roku systemu kastowego – 15% Indusów to pariasi (niedotykalni nędzarze).


  


Wszystkich Indusów ponad 1,1 mld,utrzymując dzisiejszy przyrost za 25 lat osiągną najwyższą liczbę ludności świata..


Na plaży mi się marzy – Hampi –Badami –

Pattadakal – Bidżapur – Kolhapur- plaża Andżuna


Odmienność Goa od reszty Indii.


  


Była kolonia portugalska. Kobiety w sukienkach zamiast w sari, dzieci obute, wielu białych, którzy się tu osiedlili porzucając swoje poprzednie życie. Martwy sezon w porze deszczowej. Nawet w Old Goa przy bazylice z grobem patrona Indii św. Franciszka Ksawerego. Więcej starych kościołów niż w Watykanie przyciąga tu indyjskich turystów fotografujących się przy chrześcijańskich grobach.

Plaża Andżuna na północy Goa. 


  


Mekka hippisów. Okryte liśćmi palmowymi domki na plaży. Za 4-5 dolarów za noc.

Problem braku toalet, mężczyzn sikających pod murkiem lub do publicznych pisuarów.

Ubranie. Salwar kamiz – spodnie,tunika i długi szal za 3 dolary. Kobiety się w nich kapią i opalają. 


  


Bidżapur. W Karnatace. Jedno z najświętszych muzułmańskich miejsc w Indiach.


  


O prawdopodobieństwie pewności –Goa


Jazda autobusami na dachu zabroniona,ale tylko oficjalnie. Przez autorkę odradzana ze względu na kurz.Wszystkie autobusy mają słabe resory. Podskakiwanie na wybojach razem z autobusem ułatwia uciążliwą jazdę. Po trzech godzinach jazdy (w Indiach 100 km) przerwa na jedzenie w dhabie – samosy, thali (ryż z sosami),


  


smażone kulki z warzyw, czaj słodki z mlekiem i przyprawami. Odjazd na gwizdek. W autobusach nocnych , by kobieta uniknęła zaczepek kierowca usadza ją z przodu nawet przesadzając pasażerów. Konduktorzy pomocni, przyjaźni. Trudność sprawia znalezienie dworca. Jeśli chce się dojechać do innego stanu, trzeba szukać ISBT (intestate bus terminal), zwykle za miastem, lub stanowiska na dworcu z napisem intenational.

Godzinami czekanie na dworcu. Uczenie się pokory od Indusów. W smrodzie, brudzie, hałasie. Szczury,krowie odchody, ścisk na ławce. Otwarte szalety. Pierwsza lekcja Azji – bez porównań do Europy. To pozwala doświadczyć radości podróży. Podczas której jednak najbardziej boli widok żebrzących dzieci.


  


Monsunowo – Palolem (Goa) –Gokarna – Udupi - Hassan


Monsun. Ciemno o 18-j. Niebo jak przed burzą.


  


Krem z filtrem przeciwsłonecznym w cenie dwóch luksusowych noclegów (500 rupii).

Plaża Palolem na południu Goa,


  


na której często słyszy się jawohl i spasiba i widać Europejki w bikini. Niegdyś pełna ciszy, dziś turystów, ale bez huku dyskotek, pełna szałasowych domków, odrodzonych natychmiast po uznaniu ich za nielegalne i zniszczeniu w 2006 roku.

Hassan skąd wyrusza się, by zobaczyć okoliczne święte wioski z rzeźbionymi wspaniale świątyniami.

Strach przed kradzieżą butów, które trzeba zostawić przed świątynią. 


  


Do Hassanu przez świętą wioskę Gokarną


  


pełną białych udających hindusów (kropki na czole,plecaki noszone na głowie).  Znana jest z pełnych pielgrzymów świątyń, do których nie mają wstępu turyści, z głębokiego,rytualnego zbiornika wodnego i restauracji Mahalaxmi, której specjalnością są lassi, bananowe naleśniki i grający na gitarach hippisi.

Pielgrzymkowe miasto Udupi


  


a w nim plaża, z której płynie się na wyspę. W 1498 wylądował na niej Vasco da Gama. Sławą miasta jest świątynia Kryszny i masala dosa (cieniutkie pikantne placki).

Przed modlitwą - ofiara dla kapłana,bóstwo przywołuje się uderzeniem w dzwonek, ubrane w złoto zebrane z datków biedaków. Co roku przemalowywane, jeśli ważne to odświeżane co tydzień.

Przy domach wszędzie w donicy wielkie ziele, dzika bazylia, święte ziele ayurwedy.


Drzewa przyprawowe- Hassan, Halebid, Belur,

Majsur, Srirangapatna – Koczin


Mimo monsunu możliwa była atrakcja Koczinu pływanie łodzią po rozlewiskach Kerali


  


W drodze przystanki w wioskach na to, by obejrzeć jak się robi mleczko, olej i dywany kokosowe (Kerala – kraj kokosów0. Można też obejrzeć plantacje przypraw. Cynamon, wanilia i imbir to prawie drzewa. Dojedzenia thali – ryz z sosami i przyprawami. Jeść wg autorki należy w malej rodzinnej knajpce, gdzie można zamówić coś mniej ostrego. Reklamy knajpek odwrotne niż u nas – ready meal (nie trzeba czekać) i non-veg restaurant, jako kuriozum.

Bankomaty w większości przyjmują Visę a nie MasterCard. Przydatny jest spis adresów oddziałów swojego banku w Indiach)

Z obserwacjo autorki. Na ulicach nie widać kobiet w ciąży, ale dużo jest z małymi dziećmi. Bezdzietnych młodych prawie nie ma. Chłopcy po 20-ce wędrują gromadami lub trzymając się za ręce. W geście przyjaźni.


  


Dla rykszarzy biały jest szansą na większe pieniądze, można być przy okazji oszukanym. Tak jak autorka w bajkowym, pełnym koronkowych pałaców sułtanów i ogrodów Majsur (jadąc do hotelu Surya)


  


Córka jest teraz w modzie –Koczin- Munnar


Munnar. Zimno. Stąd rusza się w góry.


  


Czas wakacji dla Hindusów. Całą rodziną wynajętym dżipem. Dziwiąc się, ze Polka wydaje w podróży na miesiąc tylko 700-800- dolarów. Wielu podróżuje ze stanu do stanu. Dla nich to jak podróż za granicę. Na pytanie, czy byli zagranicą odpowiadają: właściwie nie, ale byłem w Uttar Pradesh, Maharasztrze”. Europę też spostrzegają jak jeden kraj o wielu stanach nie znając poszczególnych krajów, tak jak my nie mamy pojęcia o kilkudziesięcio milionowej Karnatace.

Ciekawi Polski, zdziwieni, że nie gramy w krykieta. W rozmowie z jednym z młodych nowoczesnych Indusów autorkę zdumiewa, że za rzecz oczywistą uważa on aranżowane małżeństwo mówiąc też, ze oprócz chłopca chce mieć tez w przyszłości córeczkę. „Córka jest teraz w dobrym tonie. Tylko biedacy jej nie chcą”.

Biedni Indusi jeżdżą tylko raz na kilka lat na pielgrzymkę, pociągami II klasy (a nie sleeperem bez klimatyzacji i przedziałów,


  


ale z rozkładanymi kuszetkami, jak autorka), śpiąc za darmo w świątyniach i jedząc tylko dhal(soczewicę) i chleb chapati.


Orła cień – Munnar – Kumily –Rameswaram


200 km i zmiana strefy klimatu i krajobrazu. Dżungla, góry, plantacje herbaty, kardamonu, potem gaje palmowe, busz i uprawy ryżu i trzciny cukrowej.

W górach w Kerali o świcie. Mokro,mgliście, ślisko. Kozice we mgle, cień orła. Spacer plantacjami herbaty. Ostry zjazd z gór (Ghatów Zachodnich) do Kumily, położonej na południowym krańcu Kerali. W lasach keralskiej Kumily tysiące słoni,tygrysy, małpy.


  


Safari o świcie. W mrocznej, wilgotnej i gorącej dżungli. Pełnej pijawek.

Koniec Indii. Przylądek Komoryn (Kanyakumari).


 


I ciągnący się na południe od niego, w kierunku wyspy Sri Lanki Most Adama,


  


szereg wysepek raf i mielizn.

Pranie po indyjsku, mokrym ubraniem bicie o kamienie.


  


Krowa obniża status – Rameswaram– Maduraj – Tandzore – Kumbakuram – Czidambaram

Tamil Nadu - „Najbiedniejszy,najgłośniejszy, najbardziej chaotyczny i najbrudniejszy” stan Indii. Szokująca różnica w porównaniu z czystością sąsiadującej z nim Kerali.

Kraj Tollywoodu,


  


który od Bollywoodu różni się dłuższymi wąsami u mężczyzn, większymi dekoltami u kobiet.

Sławny z jaskrawo kolorowych rzeźbionych świątyń. 


 


Czidambaram, 20 hektarów świątyń. A przy nich całe rodziny hinduskie składające ofiary z kwiatów ,owoców, bijące pokłony przed bóstwami.Obok przykuty łańcuchem do ściany przyświątynny słoń.


 


Krowy natomiast na wolności. Mają pierwszeństwo na drodze, w zaułkach, nikt nie śmie ich choćby uderzyć. Krowa to symbol matki – ziemi, naszej karmicielki. Daje mleko, ciągnie wózek, jej nawozem pali się piecu. Niezdolna do pracy wypuszcza się wolno.


  


Wielkie ich ilości włóczą się samopas po śmietnikach. Nielicznymi opiekują się przytułki.

Krowa- symbol Indii staje się problemem. Władze starają się ją usunąć z centrum miasta, zagraża na ulicach, obniża prestiż wyrastających na imperium Indii.W Delhi płacono 40 dolarów (2 tysiące rupii) za odstawienie dziko błąkającej się krowy do schroniska. W Radżastanie buduje się obory przy więzieniach. Mleko za opiekę więźniów.


Życzliwość Hindusów. Z wyjątkiem spragnionych zarobienia na Europejczykach rykszarzy,


  


naganiaczy turystów, hord dzieci ulicy


  


i żebraków. Autorka wspomina kilkunasto kilometrowy spacer pustą plażą na koniec Indii na Most Adama kilkadziesiąt kilometrów wody oddalony od Sri Lanki. Spotkany tam kapłan malutkiej zaniedbanej świątynki promieniował ufną radością życia mimo, że mając tylko jeden sarong sypiał w świątyni na podłodze. Do tego miejsca można dojść tylko pieszo lub dojechać wynajętą ciężarówką. Podobnie jak do Danuszkodi


  


pełen życia port zniszczony w ciągu jednej nocy 1964 roku przez cyklon. Pozostały ruiny kościoła, szkoły, stacji kolejowej z zasypanymi przez piach domami.

Mammalapuram (Mahabalipuram), starożytne religijne płaskorzeźby wykute w skale, odnowione po zniszczeniach tsunami2004 roku.


  


W Kumbakonam, tamilskim chaotycznym pełnym krów i kurzu miasteczku – 18 kolorowych świątyń Sziwy lub Wisznu. 


  


Znakiem rozpoznawczym takich świątyń popularnych w całym Tamil Nadu są wysokie wieże, gopury pokryte jaskrawo pomalowanymi rzeźbami.

Autorka z czasem polubiła spacery nocą, gdy więcej się dzieje, bo chłodniej. Na obwoźnych straganach


  


zapalają się lampki oliwne. Smaży się chapati, samosy,sprzedaje soczewicę. Można spotkać korowód wiozący pana młodego do domu panny młodej.




W blasku fajerwerków, huku dętej orkiestry,w kolorach.