Sloneczniki

Harishchandrachi Factory - radość pasji

Reżyseria:     (debiut) Paresh Mokashi
Scenariusz:   (debiut) Paresh Mokashi
Produkcja:    (debiut) Paresh Mokashi
Obsada:      Nandu Madhav, Vibhavari Deshpande
Muzyka:      Anand Modak
Zdjęcia:       Amalendu Chaudary (prawei debiut)
Nagrody:     12 (w Indiach - Pune, Ahmadabad, stanu
                  Maharasztra
                   - za film, reżyserię, debiut reżysera,
                   ind. kandydat do nominacji na nieangielskojęz. Oscara)
Premiera:    2009
Język:         marathi
Gatunek:     komediodramat
Ocena:        IMDb 7.5/10

हरिश्चंद्राची फॅक्टरी


Rok 1912. Zaledwie dwa lata przed I Wojną Światową, w rozgorączkowanym aresztowaniem przez Brytyjczyków bojownika o wolność Indii, Tilaka, Bombaju,  Dhundirajowi Phalke



 zamarzyła się produkcja  pierwszego indyjskiego filmu. Fotograf  straciwszy w dżumie  żonę i dziecko , biznes drukarski zamienia na ryzyko produkcji filmu. Od pierwszego pokazu filmowego braci Lumiere minęło 17 lat. Projekcja niemego filmu o życiu i śmierci Jezusa stała się dla Phalke inspiracją do stworzenia filmu pokazującego indyjską legendę o królu Harishchandrze. Projekcja  filmu  "Raja Harishchandra"

 

3 maja 1913 roku jest dniem narodzin indyjskiej kinematografii produkującej obecnie 900 filmów rocznie. W 20 językach...

Zaciekawiło mnie, jaką historię wybrał Phalke za podstawę do scenariusza pierwszego indyjskiego filmu. Harishchnadra to król, który słynie z prawdomówności i dotrzymywania obietnic. Jego charakter zostaje wystawiony na próbę. Wiśwamitra, jeden z siedmiu mędrców hinduskich zgodnie z danym mu słowem, upomina się o obiecane mu królestwo. Harishchnadra rezygnuje z władzy bez słowa odchodząc z żoną i synem do Varanasi, ale to nie wystarcza. By danej obietnicy w pełni stało się za dość, musi on dopuścić do sprzedaży rodziny i siebie. Rodzina zostaje rozdzielona. 


obraz (Raja Ravi Varma)

 Jego pracą staje się pilnowanie stosów płonących ciał nad Gangesem. Pewnego dnia przychodzi mu na takim stosie położyć  własnego, zatrutego jadem węża syna. W obecności żony Tharamathi.


 obraz Harishchandry i Tharamathi (Raja Ravi Varma)

 Harishchandra z godnością, nie złorzecząc, przyjmuje swój los. Bogowie wypróbowawszy go w ten sposób, zwracają mu żonę i syna. Przypomniało mi to  najbardziej znaną próbę w  naszej kulturze - próbę zaufania do Boga doświadczanego cierpieniem Hioba. Jeśli temat Harishchandry wzruszył w dzieciństwie Gandhiego, trafi też do serc innych Indusów. I trafił, ale zanim tak się stanie jeste
śmy świadkami tworzenia, wytrwale, żarliwie, w wolności.     

 
 Kluczem do tego filmu jest słowo radość. Radość, jaką czujemy idąc za swoim marzeniem. Dając się porwać swoim pasjom. Wiem coś o tym, gdy myślę: Indie. W "Harishchandrachi Factory" pasją głównego bohatera (granego bardzo naturalnie przez Nandu Madhava), rzeczywistej postaci uznanej za ojca indyjskiego kina

 


jest film - pragnienie odtworzenia na ekranie ruchu ludzi, opowiedzenie pewnej historii Indii w nowy jeszcze dla świata sposób. W 1896 w bombajskim    Watson's Hotel bracia Lumiere pokazali kilka niemych krótkich filmów.Siedemnaście lat potem Phalke przedstawił pierwszy indyjski film. Zanim jednak do tego dojdzie, musi się on zmierzyć  ze śmiesznością,



 którą budzi swoimi marzeniami, skonfrontować z niewiarą innych, oskarżeniami o szaleństwo.



 Dobrze jest patrzeć, jak się temu nie poddaje, ile wsparcia otrzymuje od rodziny, jak bardzo jego żona (
Vibhavari Deshpande z "Mumbai Meri Jaan" i "Natarang")



 i synowie zarażają się jego pasją



 ile wolności jest w ich decyzjach wyprzedaży, ogałacaniu domu z kolejnych przedmiotów, by móc zdobyć w Londynie kamerę filmową ("szkoda, że nie można dać w zastaw swego mózgu").



Wiele obrazków z tej lekko zrobionej komedii zapada mi w pamięć - dzieci na tle oklejonej krowimi plackami ścianie odgrywają starożytne legendy, małżonkowie, ufnie, swobodnie rozmawiają ze sobą na skałach na mumbajskiej plaży, ich uśmiech, umożliwiający  dystans w najtrudniejszych sytuacjach.

 

Wrażenie robi pomysł filmowania codziennie o tej samej porze groszku posadzonego w ziemi. Te kadry tworzą przed nami obraz przyśpieszonego wzrostu rośliny. Zdumiewa mnie to niemniej niż Indusów pierwszy raz konfrontowanych z ruchomymi obrazkami kina. Każdy patrzy na cud, a nikt go nie widzi. Film zatrzymuje nasze oko na nim.
Ten film ma w sobie wolność skrzydeł, beztroskę tworzenia,



 upór nie poddawania się przeciwnościom. Uśmiecham się do siebie patrząc na cieszących się sobą i tym, co robią bohaterów.



Mimo, że 1912 - 13 dla Indii nie był łatwym czasem.



Echo tego słyszymy, gdy w filmie ktoś rzuca: "Kraj w brytyjskiej niewoli, a ten się bawi". Historię otwiera i zamyka też sprawa Tilaka. Aresztowany za obronę w gazecie walczących z Brytyjczykami  z pomocą bomb, ten największy przed Gandhim bojownik o wolność Indii od 1908 roku przebywał w wiezieniu.

 

Pierwsza projekcja indyjskiego filmu zbiegnie się z jego uwolnieniem. Zbliża się I wojna światowa. Budzi nadzieja Indusów na uwolnienie od Brytyjczyków. Spełniona  z trzydzieści lat później.
Ten duch świeżości zawdzięczamy debiutantowi
Pareshowi Mokashi.  Wydaje mi się, że miał do tego filmu podobny stosunek , jak Phalke wobec swojego "Raja Harisgchandra". Z pasją pisząc jego scenariusz, produkując go i reżyserując.



Polecam, dobrze się ogląda, choć nie poruszył mego serca.

 P.S. Wokół indyjskich kandydatów  do nominacji do Oscara nieangielskojęzycznego. Co Indie wybierają? W XXI wieku Hey Ram, Lagaan, Devdas, Shwaas, Paheli, Rang De Basanti, Eklavya, Taare Zameen Par, omawiane Harishchandraschi Factory, Peepli LiveAdaminte Makan Abu. Od 1957 roku tylko po  dwa marathi,  malajalam, bengalskie, jeden telugu, siedem tamilskich, jeden urdu. Reszta hindi!
 
Z indyjskich kandydatów do nominacji do Oscara wybrano tylko trzy filmy Mother India w 1957, Salaam Bombay! i Lagaan.