Sloneczniki

Vazhakku Enn 18/9

Reżyser: Balaji Shaktivel (Kaadhal, Samurai)
Zdjęcia: Vojay Milton (Kaadhal)
Muzyka: Prassana (Smile Pinky - krótkometrażowy)
Obsada: Sri (debiut), Urmila Mahanta (debiut), Chinnasamy (debiut), Manisha Yadav (debiut), Mithun Murali (debiut)
Język: tamilski
Gatunek: dramat kryminalny i rodzinny
Nagrody: 2 National Film Awards - za najlepszy film tamilski i za charakteryzację
Premiera: 2012
Ocena: IMDb 7.8/10



Chennai.  Velu (Sri), sprzedawca ulicznej jadłodalni  zakochuje się w Jyoithi (Urmila Mahanta),



dziewczynie, która codziennie mija go w drodze ze slumsów do pracy.   




Jyothi sprząta  w strzeżonej dzielnicy apartamentów. Jej matka nie ufa Velu, więc gdy pewnego razu dochodzi do nieszczęśliwego wypadku, oskarża go  przed policją, uznając go za winnego poparzenia dziewczyny. W trakcie śledztwa Velu opowiada historię swego życia wzbudzając zaufanie w inspektorze policji.

Wkrótce potem na posterunku pojawia się młodziutka dziewczyna  Aarthi (Manisha Yadav).



To właśnie w jej domu sprzątała Jyoithi Chinnasamy. Aarthi opowiada swoją historię zdarzeń oskarżając swojego sąsiada Dinesha (Mithun Murali).



Czy rozpieszczony, grający na cudzych uczuciach syn wpływowej osoby odpowie przed sądem za swe czyny?...



To świetnie opowiedziana historia (w dodatku oparta na faktach). Te same zdarzenia możemy zobaczyć z perspektywy kilku osób. Główny bohater w cudzej historii przesuwa się na plan dalszy. Nie wiedząc nawet w jak znaczącym dla kogoś wydarzeniu właśnie uczestniczy.  Te historie budzą we mnie współczucie dla przeżywających je ludzi. Z faktów, które w gazecie zmieściły by się pewnie w jednym pomijanym szybko okiem zdaniu ("poparzonej kwasem dziewczynie z trudem uratowano życie") wyprowadza się tu całą historię. Bardzo realistycznie pokazaną. Patrzymy więc na milczącą, pełną poświęcenia miłość przeciwstawioną manipulowaniu kimś, karmieniu ego wzbudzanym w kimś uczuciem.



 Przeżywamy też w historiach bohaterów problemy, z którymi zmagają się Indie - dręczeni długami chłopi, rozstania rodzin z powodu opuszczania wsi, by szukać pracy w miastach, niewolnicza praca dzieci, bezdomność, a potem życie na ulicy.
Velu to ktoś, kogo mijasz wędrując przez indyjskie ulice. W dzień w upale i żarze paleniska pichci coś dla przechodniów, w nocy śpi obok na chodniku, z niebem nad głową, rozmarzony w rozmowie z przyjacielem Chinnasamy, szczęśliwie zakochany,



 ale i bezbronny w swej biedzie, braku oparcia w rodzinie.

 Ktoś, kogo można bezkarnie pobić i zamknąć w więzieniu.  Posterunek i więzienie to kolejne miejsca bardzo realistycznie pokazane  w tej opowieści. A w nich relacje między bohaterami (kilku z nich grają bardzo naturalnie debiutanci). W relacjach tych często króluje zasada: dobro rodzi dobro,



 a jednocześnie to kolejny indyjski film, w którym wobec bezprawia przekupnej policji



 i sądu, sprawiedliwości szuka się na drodze przemocy.

Reżyserem Vazhakku Enn 18/9 jest Balaji Shaktivel,



któremu wdzięczna już mu jestem za Kaadhal i i teraz z ciekawością sięgnę po jego  Samurai.

Pięknie opowiedziana, bardzo smutna historia, w której komórka może służyć zniszczeniu czyjegoś życia i w której spotkamy się z marzeniem o kinie jako szansie na wyzwolenie z życia na ulicy bezrobotnego tancerza objazdowego teatru wiejskiego i ze zwycięstwem miłości nad krzywdą.