Chennai Epress - Miłośc z maczetą na karku
Reżyseria:Rohit Shetty (Zameen, Sunday, Golmaal, Singham)
Ocena; IMDb 6.2/10
Rahul (Shah Rukh Khan) to sierota, który dał się stłamsić wychowującemu go dziadkowi. Dopiero śmierć dziadka umożliwia mu - czterdziestolatkowi już - spełnienie swoich pragnień. A jak Rahul chce wykorzystać zdobytą wolność? Szalejąc z kumplami i z panienkami na Goa. Najpierw będzie musiał jednak przysłużyć po raz ostatni dziadkowi - zgodnie z jego ostatnią wolą wysypać jego prochy w morzu w Rameswaram.
Podróż jest na tyle daleka,
że po drodze przytrafia mu się stanąć w obronie wcale nie bezbronnej ślicznotki (Deepika Padukone) i przeciwstawić się dwa razy większym od siebie mężczyznom z Tamil Nadu (w dodatku uzbrojonym w maczety i spokrewnionym z Meeną). Czy w ogóle dojedzie do swych kumpli czekających go na Goa?....
Chennai Express mnie rozdrażnił. Z filmów Rohita Shetty widziałam (ze względu na autentyczne tło - porwanie samolotu indyjskiego) do końca tylko jeden, Zameen. Sunday, Golmaal nie udało mi się strawić. Nie cierpię tego rodzaju rozrywki. I tak jest tutaj. SRK pokrzykuje histerycznie, wykrzywia twarz w grymasach, które mają nas rozweselić, ale które (przynajmniej mnie) w ogóle nie śmieszą, budzą raczej zażenowanie. Już poprzedni film Shah Rukh Khana (Jab Tak Hai Jaan) mnie rozczarował. Teraz też patrzę zniesmaczona: w pierwszej połowie SRK cały czas rozszerza oczy i otwiera buzię w reakcji strachu: za duże te chłopy, w rękach świeci im się stal maczet, nad wąsiskami marsowe miny, wystraszony Szaruk ssie z nerwów róg szala potrzebującej obrony dziewczyny. Odwagę czerpie z upicia się i tańca. Nie przeczę, otaczające bohaterów krajobrazy - przepiękne. Widok przezielonej dżungli, spadających z góry wodospadów, cudowna zieleń plantacji herbaty i ogrom morza w Rameswaram. Kolorów moc.
Ale dlaczego nagle jesteśmy na łodzi szmuglującej towary między Indiami a Sri Lanką? Teraz znowu maczeta na czyjejś szyi, pościg. Bohater (z góry było wiadomo), jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki scenarzysty, z drżącego zajączka przemienia się w tygrysa. Maczetami wywraca auta do góry nogami.
Gdy mi nudno, poluję w filmie na hindi słówka, różne takie tam: kali bili ka rasta (droga czarnego kota) tum meri saath kyuon (dlaczego jesteś ze mną?) No właśnie, dlaczego? W między czasie bohatera gonią. Bardzo szybko ucieka, bo jak złapią, to głowę utną; tum jao, bat karo (idź i rozmawiaj), jakiś karzeł ostrzy maczetę, bakłas band karo (przestań sie wygłupiać), w tle słyszymy płacz dziecka (oddaje stan ducha bohatera), ryk osła, tygrysa (podobnie pomaga nam zrozumieć w jakiej fazie rozwoju jest bohater). W przerwach między gonitwami on ją już urzekł (pewnie aluzjami do DDLJ, Veer-Zaara,
czy gadkami typu My name is Rahul and I'm not terrorist). On już też kokietuje ją swoim wiekiem dziwiąc się, że ona w nim widzi pięćdziesięciolatka. Było śmiesznie (choć nie śmiesznie), robi się łzawo (choć nie łzawo). Nawet gdy się potrząsa prochami przodka, by obudzić sumienie bohatera. W końcu prochy spoczną w morzu, a bohater zatęskni za absolutem i ponarzeka na maraton, w którym wszyscy biegniemy za dobrami tego a nie duchowego świata. Robiąc tym wrażenie na dziewczynie.
Ale zanim to się stanie, szukanie słówek mi się znudziło. zmęczona wymachiwaniem maczetami, sprawdzam w sieci hasło brutality in Tamil Nadu. A na ekranie zmiana, wnoszenie niby żony po stopniach w górę ku świątyni (gdzie to? czy to dekoracja? czy naprawdę, gdzie?!). Niezły sposób na ostateczne zakochanie się w kimś. Niech nas ktoś wniesie 300 stopni do góry, spoci się porządnie,
a jego wysiłek i sindur jako symbol obietnicy życia z tobą do śmierci, sprawią, że teraz już tylko możemy rzucać na niego spojrzenia spod rzęs. I ukradkiem wzdychać.
Nie śpicie? pobudka! Czas na grozę a jeśli jej brakuje, to zaczyna się hipnotyzowanie macho bolly piosenkami, by odciągając jego uwagę śpiewem, dotrzeć do zbawiennej maczety. O znowu ucieczka. A czego nie można zapomnieć, jak się ucieka od śmierci? - oczywiście, prochów dziadka. I po wielu perypetiach, w których wystąpią porażające obwiedzionymi czernią oczyma postacie z teatru kathakali, wojownicy kalaripayatu, pławiące się w przepychu słonie przyświątynne, a Szaruk zatańczy w podwiązanym dhoti (i nie tylko)
gdy już ucieczce stanie się zadość i mogliby dalej żyć długo i szczęśliwie, bohaterowi przypomni się, że bez błogosławieństwa rodziców nie można, więc czeka nas przemówienie do serca tatusia, próba wstrząśnięcia jego uprzedzeniami, a potem?
W ruch pójdą pałki i maczety, naszego biją. Potem, gdy już przestaje on być fanem Gandhiego, biją się z nim, w końcu on bije. Krew za krew. Wreszcie walka Dawida z Goliatem. W roli Dawida Szaruk, Goliata gra Nikitin Dheer.
Wielkolud tak tłucze małego na rynku wśród rozpadających się bransoletek i rozwalających się garnków, że już chcę pobiec na pomoc po moją procę, ale nie - nasz bohater zakrwawiony w morzu ognia (cytat Main Hoon Naa, czy Koyla?),
ale coraz bardziej wyprostowany. Jak mu głowy nie utną maczetą, to dziewczyna jego.
Na końcu - krew, pot, łzy i słowa obietnicy dozgonnej miłości.
I pomyśleć, że znając słabość Rohita Shetty do sequeli będzie pewnie Chennai Express 2. Znowu zabawa w przedstawianie południowców z Indii jako brutalnych osiłków . Chyba, że SRK wystarczy samoświadomości, by się nie zgodzić.
Doceniam pomysł zestawienia północy z południem, chwilami minki Deepiki. To plusy. Rasmeswaram zobaczyłam w filmie po raz pierwszy i to miejsce mnie porwało, urzekło. Święte miasto na wyspie Pamban, świątynia
most łączący wyspę z Indiami,
50 km od należącej do Sri Lanki wyspy Mannar. Bardzo bym chciała to zobaczyć!
Może druga część filmu była lepsza, nie wiem - płynęłam na fali rozdrażnienia komizmem pierwszej części.
Film dla tych, którzy nie rezygnują z zobaczenia Szaruka w żadnym filmie.
PIOSENKI:
Tera Rastaa
Kashmir Main tu Kanyakumari
One Two Three Four
Chennai Express
Co znalazłam w sieci w przerwach (na ile trzeba brać poprawkę na niedokładność w zebraniu danych?):
Ocena; IMDb 6.2/10
Rahul (Shah Rukh Khan) to sierota, który dał się stłamsić wychowującemu go dziadkowi. Dopiero śmierć dziadka umożliwia mu - czterdziestolatkowi już - spełnienie swoich pragnień. A jak Rahul chce wykorzystać zdobytą wolność? Szalejąc z kumplami i z panienkami na Goa. Najpierw będzie musiał jednak przysłużyć po raz ostatni dziadkowi - zgodnie z jego ostatnią wolą wysypać jego prochy w morzu w Rameswaram.
Podróż jest na tyle daleka,
że po drodze przytrafia mu się stanąć w obronie wcale nie bezbronnej ślicznotki (Deepika Padukone) i przeciwstawić się dwa razy większym od siebie mężczyznom z Tamil Nadu (w dodatku uzbrojonym w maczety i spokrewnionym z Meeną). Czy w ogóle dojedzie do swych kumpli czekających go na Goa?....
Chennai Express mnie rozdrażnił. Z filmów Rohita Shetty widziałam (ze względu na autentyczne tło - porwanie samolotu indyjskiego) do końca tylko jeden, Zameen. Sunday, Golmaal nie udało mi się strawić. Nie cierpię tego rodzaju rozrywki. I tak jest tutaj. SRK pokrzykuje histerycznie, wykrzywia twarz w grymasach, które mają nas rozweselić, ale które (przynajmniej mnie) w ogóle nie śmieszą, budzą raczej zażenowanie. Już poprzedni film Shah Rukh Khana (Jab Tak Hai Jaan) mnie rozczarował. Teraz też patrzę zniesmaczona: w pierwszej połowie SRK cały czas rozszerza oczy i otwiera buzię w reakcji strachu: za duże te chłopy, w rękach świeci im się stal maczet, nad wąsiskami marsowe miny, wystraszony Szaruk ssie z nerwów róg szala potrzebującej obrony dziewczyny. Odwagę czerpie z upicia się i tańca. Nie przeczę, otaczające bohaterów krajobrazy - przepiękne. Widok przezielonej dżungli, spadających z góry wodospadów, cudowna zieleń plantacji herbaty i ogrom morza w Rameswaram. Kolorów moc.
Ale dlaczego nagle jesteśmy na łodzi szmuglującej towary między Indiami a Sri Lanką? Teraz znowu maczeta na czyjejś szyi, pościg. Bohater (z góry było wiadomo), jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki scenarzysty, z drżącego zajączka przemienia się w tygrysa. Maczetami wywraca auta do góry nogami.
Gdy mi nudno, poluję w filmie na hindi słówka, różne takie tam: kali bili ka rasta (droga czarnego kota) tum meri saath kyuon (dlaczego jesteś ze mną?) No właśnie, dlaczego? W między czasie bohatera gonią. Bardzo szybko ucieka, bo jak złapią, to głowę utną; tum jao, bat karo (idź i rozmawiaj), jakiś karzeł ostrzy maczetę, bakłas band karo (przestań sie wygłupiać), w tle słyszymy płacz dziecka (oddaje stan ducha bohatera), ryk osła, tygrysa (podobnie pomaga nam zrozumieć w jakiej fazie rozwoju jest bohater). W przerwach między gonitwami on ją już urzekł (pewnie aluzjami do DDLJ, Veer-Zaara,
czy gadkami typu My name is Rahul and I'm not terrorist). On już też kokietuje ją swoim wiekiem dziwiąc się, że ona w nim widzi pięćdziesięciolatka. Było śmiesznie (choć nie śmiesznie), robi się łzawo (choć nie łzawo). Nawet gdy się potrząsa prochami przodka, by obudzić sumienie bohatera. W końcu prochy spoczną w morzu, a bohater zatęskni za absolutem i ponarzeka na maraton, w którym wszyscy biegniemy za dobrami tego a nie duchowego świata. Robiąc tym wrażenie na dziewczynie.
Ale zanim to się stanie, szukanie słówek mi się znudziło. zmęczona wymachiwaniem maczetami, sprawdzam w sieci hasło brutality in Tamil Nadu. A na ekranie zmiana, wnoszenie niby żony po stopniach w górę ku świątyni (gdzie to? czy to dekoracja? czy naprawdę, gdzie?!). Niezły sposób na ostateczne zakochanie się w kimś. Niech nas ktoś wniesie 300 stopni do góry, spoci się porządnie,
a jego wysiłek i sindur jako symbol obietnicy życia z tobą do śmierci, sprawią, że teraz już tylko możemy rzucać na niego spojrzenia spod rzęs. I ukradkiem wzdychać.
Nie śpicie? pobudka! Czas na grozę a jeśli jej brakuje, to zaczyna się hipnotyzowanie macho bolly piosenkami, by odciągając jego uwagę śpiewem, dotrzeć do zbawiennej maczety. O znowu ucieczka. A czego nie można zapomnieć, jak się ucieka od śmierci? - oczywiście, prochów dziadka. I po wielu perypetiach, w których wystąpią porażające obwiedzionymi czernią oczyma postacie z teatru kathakali, wojownicy kalaripayatu, pławiące się w przepychu słonie przyświątynne, a Szaruk zatańczy w podwiązanym dhoti (i nie tylko)
gdy już ucieczce stanie się zadość i mogliby dalej żyć długo i szczęśliwie, bohaterowi przypomni się, że bez błogosławieństwa rodziców nie można, więc czeka nas przemówienie do serca tatusia, próba wstrząśnięcia jego uprzedzeniami, a potem?
W ruch pójdą pałki i maczety, naszego biją. Potem, gdy już przestaje on być fanem Gandhiego, biją się z nim, w końcu on bije. Krew za krew. Wreszcie walka Dawida z Goliatem. W roli Dawida Szaruk, Goliata gra Nikitin Dheer.
Wielkolud tak tłucze małego na rynku wśród rozpadających się bransoletek i rozwalających się garnków, że już chcę pobiec na pomoc po moją procę, ale nie - nasz bohater zakrwawiony w morzu ognia (cytat Main Hoon Naa, czy Koyla?),
ale coraz bardziej wyprostowany. Jak mu głowy nie utną maczetą, to dziewczyna jego.
Na końcu - krew, pot, łzy i słowa obietnicy dozgonnej miłości.
I pomyśleć, że znając słabość Rohita Shetty do sequeli będzie pewnie Chennai Express 2. Znowu zabawa w przedstawianie południowców z Indii jako brutalnych osiłków . Chyba, że SRK wystarczy samoświadomości, by się nie zgodzić.
Doceniam pomysł zestawienia północy z południem, chwilami minki Deepiki. To plusy. Rasmeswaram zobaczyłam w filmie po raz pierwszy i to miejsce mnie porwało, urzekło. Święte miasto na wyspie Pamban, świątynia
most łączący wyspę z Indiami,
50 km od należącej do Sri Lanki wyspy Mannar. Bardzo bym chciała to zobaczyć!
Może druga część filmu była lepsza, nie wiem - płynęłam na fali rozdrażnienia komizmem pierwszej części.
Film dla tych, którzy nie rezygnują z zobaczenia Szaruka w żadnym filmie.
PIOSENKI:
Tera Rastaa
Kashmir Main tu Kanyakumari
One Two Three Four
Chennai Express
Co znalazłam w sieci w przerwach (na ile trzeba brać poprawkę na niedokładność w zebraniu danych?):
- 10 IV 2013 atak studentów prawa na chłopaka, kopanie leżącego (obojętność policji)
- porównanie USA z Indiami z 2006 - w USA 17 razy więcej gwałtów, 91 razy wiecej napadów niż w Indiach
- wśród 37 krajów świata przodujących w ilości morderstw Indii nie ma (na I miejscu Turcja, ze 184 tysiącami na mln, na 23 miejscu - Polska, wyprzedzają nas Szwajcaria, Włochy, ale nie Niemcy i Francja)
- wśród 50 państw przodujących w ilości gwałtów nie ma Indii (przoduje Lesotho, enklawa w RPA z O,844 na tysiąc; Belgia na 3 miejscu; Rosja na 22, Polska na 24 , Niemcy na 15; dane z 2008r)
- W nędzy przoduje Afryka; Bangladesz na 41 miejscu (40% poniżej minimum standardu życia), Afganistan na 51 (36% poniżej), Indie na 85 miejscu (25 % poniżej) bardziej poniżej standardu stwierdza się w Gruzji, Brazylii, Argentynie, na Białorusi; Sri Lanka 93 miejsce (23 %); Polska na 112 miejscu (17 %)
- rozwody na I miejscu USA (495 na 1000), na III - Rosja, na IV-m Anglia
- oczekiwany wiek życia Indie na 166 miejscu (66,8 lat, tuż przed Rosją), Polska na 81 miejscu (dziesięć lat dłużej niż w Indiach: 76 lat), na piątym miejscu Japonia
- Najwięcej ludzi nadal w Chinach, potem w Indiach, USA; Pakistan na 6 miejscu, Bangladesz na 8, razem bez Podziału 1947 roku Indie miayby najwięcej ludności
- największa ilość ludzi w miastach - Indie na piątym miejscu, po Japonii, Meksyku, Brazylii, USA, tuż przed Chinami
- przyrost ludności - Indie na 88 miejscu (1,34 %), Bangladesz na 77 (1,566), Pakistan na 76-m; na I Afryka: Zimbabwe (4,31); Francja na 157 miejscu (O,5) tuż przed Chinami; na 236 krajów Polska na 206 miejscu - (-O,062) niżej od nas Rosja, Ukraina
- otyłość - na I miejscu USA (30.6%), na III Wielka Brytania (23 %), Niemcy na 14-m (12,9%) Polski i Indii w pierwszych 28 krajach świata (do 3%) nie ma