Sloneczniki

Kanthaswamy - Zorro Hood po tamilsku

Reżyseria:  Susi Ganesan ("Virumbukiren")
Obsada:     Vikram, Shriya Saran, Vadivelu
Język:        tamilski
Muzyka:     Devi Sri Prasad ("Bommarillu", "Varsham",
                  "Nuvvostatnate Nevaddantana")
Premiera:   2009
Oceny:       IMDb 6.2/10, Tamanna 5.9/10
கந்தசாமி
 

Codziennie ubrani po cywilnemu oficerowie policji indyjskiej ruszają na przeszukiwanie domów znaczących osób. W pogoni za niezgłoszonymi do opodatkowania pieniędzmi. Jedna z akcji tak wstrząsa osobą oskarżoną o nadużycia, że dotyka ją paraliż. Rozgniewana tym  córka poszkodowanego Pallura Paramajyothi Ponnusamy (Ashish Vidyarthi)

Subbakashmi (Shriya) poprzysięga zemstę dowodzącemu akcją oficerowi Kanthaswamy (Vikram).



Rozbroić go chce udając wobec niego miłość.



W tym samym czasie tamilski Cheenai przeobraża wiara w pomoc boga Kanthaswamy. Tłumy ludzi codziennie obwieszają przyświątynne drzewo listami z prośbami. "Nie mam za co wydać córki za mąż! Błagam o pieniądze na studia dla syna! Ocal życie ojca umożliwiając operację!" itd. Nocą w domach biedaków pojawiają się worki z rupiami, które rozjaśniają ich zapłakane twarze. A na tych, którzy bogacą się na ich krzywdzie spada z powietrza postać przypominająca drapieżnego koguta. Zadraśnięcie na twarzy krzywdziciela, ma być dla niego oskarżeniem i strzeżeniem. Bóg działa poprzez ludzi. Stąd policja tamilska zaczyna poszukiwać tajemniczego opiekuna najsłabszych.
Gdy zawodzi system i niesprawiedliwość  poraża świat, pojawia się wciąż gdzieś jakiś Robin Hood, czy Zorro. Kto kryje się za maską koguta, spełniając na ziemi wolę boga Kanthaswamy?....



Do tego filmu skłoniła mnie pomyłka. W folderze był opisany jako film w języku kannada , a wybierając się do Karnataki chciałabym poznać jej filmy. A tu niespodzianka - tamilski z lubianym przeze mnie (w "Pithamaganie" bardzo) Vikramem.

 

Niedawno wrócił do mnie w podwójnej roli naksality/demona i policjanta/ boga Ramy (w "Raavanan"/ "Raavan"), czy w "Dhool".
W tym filmie znów bawi się w przeobrażenia jak w "Anniyan". I podobnie próbuje na swój, niekoniecznie legalny sposób, przywracać sprawiedliwość społeczną, zakopywać przepaść między bogatymi a biednymi (w Indiach szczególnie głęboką). Lubię maski,



podwójności i zagadki tożsamości. Ciekawią mnie wątki przedstawiające wiarę hinduską,



 tu wykorzystana dla podtrzymania mistyfikacji.
Film jest stanowczo za długi. Pomyślcie, 3 godny i 15 minut!! Nawet po przewinięciu wszystkich wątków komicznych z tamilskim Johnem Leverem (Vadivelu) - za długo!

  

 Wiem, wiem: masala movie zawiera wszystko, ponadto w Indiach są kluby terapeutyczne leczące śmiechem, a rolę wesołka - widuszaki doceniał już Szekspir, ale...Wolę kiedy komizm śmieszy.
W tej historii znajdziecie wszystko. Wrzucono w nią i miłość



 i nadużycia polityków, korupcję, drzewo obwieszone prośbami do Boga

  

czy balet przemocy, w którym zwyciężać wielu może nawet jeden związany i nic niewidzący bohater (o ile gra go Vikram).



Gdy Tamil Nadu przestaje nam już wystarczać,



lecimy z bohaterem do Meksyku, a tam latynoskie rytmy, corrida



i handel narkotykami.



Stereotypów tu nie brakuje. I naiwności, z jaką film wzywa bogatych do podzielenia się z biednymi. Naiwności? Vinoba Bhave, wyznawca Gandhiego, twórca ruchu odradzającego wieś indyjską wędrował latami po wioskach indyjskich osobiście podczas spotkania panczajatu - rady wioski prosząc bogaczy: "podzielcie się ziemią z tymi, którzy jej nie mają" I...dzielili się.

 

Cudowna moc słowa starego człowieka, wierzącego w hojność ludzkich serc. Ten film też kończy się informacją o tym, że ekipa filmowa adoptowała dwie tamilskie... wioski. Ten fakt urealnia wołanie, które słyszymy na końcu filmu: "Zmieniając własne serce, można zmienić świat". Tego właśnie wołania wysłuchał Gandhi, Matka Teresa, Jaume Sanllorente czy inni, więc może w tak czystej rozrywce pojawia się idealizm nie zawsze bez pokrycia.

W historii opowiedzianej w filmie bohater zmienia świat od zawsze znaną metodą Robin Hooda, czy Zorro - tu pod zabawną postacią koguta



ale i  tancerki,



czy pobożnego staruszka.



Wszystkie te role Vikram gra naprawdę przekonująco. A towarzyszą mu Pravbhu Ganesan

 

w roli  policjanta poszukującego tego, kto w imieniu Boga łamie prawo, by bronić miażdżonych bezprawnie biedaków. Bohatera najczęściej gniewają ci źli, odtwarzani przez Ashisha Vidyarthi

 

i Mukesha Tiwari.

 

 Przekorną ukochaną, a może wroga bohatera  gra Shriya Saran.



 "Kanthaswamy" to drugi film grającego tu też jedną z ważnych ról Susi Ganesana (asystenta Mani Ratnama "Dil Se, Iruvar, Bombay").



Czy warto zobaczyć ten film? Pomijając dłużyzny, nudę scen komicznych z Vadivelu, stereotypy i plakatowość idei, sprawił mi on przyjemność. Przede wszystkim dzięki dynamice zdjęć i rolom Vikrama.

 

P.S. A kogo tu gra Krishna, ojciec Mahesha Babu?