Django (USA 2012)
Django (USA 2012)
Reżyseria: Quentin Tarrantino
Scenariusz: Quentin Tarantino
Zdjęcia: Robert Richardson ("Aviator", "Bękarty wojny")
Muzyka:"100 Black Coffins" (Rick Ross) , “Django" (Luis Bacalov), "Who Did That To You?" ( John Legend), "Ancora Qui" (Ennio Morricone i Elisa) i "Freedom" (Anthony Hamilton i Elayna Boynton, klasyka muzyki westernowej ( western classical music), "Dal Elizy" Beethovena i Dies irae z Verdi's Requiem.
Nagrody: 11 nagród (film roku - AFI USA, Złoty Glob za reżyserię, scenariusz, rolę - Christoph Waltz), 20 nominacji (w tym 5 do Oscara- za zdjęcia, rolę - Christoph Waltz, za scenariusz; do Złotego Globu - za role - Leonardo di Caprio, za role - Samuel L. Jackson, Kerry Washington) etc
Tytuł: Django Unchained ( uwolniony/ rozkuty z łańcuchów Django)
Premiera: 2012
Język: angielski
Produkcja:USA
Ocena: IMDb 8.7/10
Południe Stanów Zjednoczonych. Texas. 1858 rok, dwa lata przed wojną domową. Dr. King Schultz ( Christoph Waltz), były dentysta z Niemiec od lat utrzymuje się jako łowca głów. Zabija przestępców, za których głowe wyznaczono nagrodę. Teraz poszukuje trzech braci. Kupuje i daje wolność zbiegłemu niewolnikowi Django (Jamie Foxx)
licząc, że ten w zamian pomoże mu rozpoznać poszukiwanych przestępców.
Wkrótce dr Schultz i Django pracują jako łowcy głów w parze.
Zaprzyjaźniając się ze sobą.
Doktor decyduje się pomóc Django uwolnić jego żonę Broomhildę (Kerry Washington) sprzedaną na farmę okrutnego, pasjonującego się gladiatorskimi walkami niewolników Calvina Candy (Leonardo Di Caprio)...
Tarantino znam z "Pulp Fiction" i z "Bękartów wojny". Zaciekawił mnie w nich. Nie jestem fanką tryskającej krwi i trzasku łamanych kości, choć oczywiście liczyłam się z tym w filmie Tarantino (premierę odłożono z powodu zastrzelenia 20 dzieci w Connecticut). Ten typ tak ma. Lubi okrucieństwo. Liczyłam jednak na klimat i zabawne, zaskakujące dialogi. I nie rozczarowałam się. Film mimo tego, że jest opowieścią czerni i bieli (biali, z wyjątkiem pewnego niemieckiego dentysty, to odrażająco czarne charaktery) wciąga, bawi, przeraża, porusza. Są w nim sceny, których nie chciałabym mieć w pamięci. Niemniej sfilmowano je (Robert Richardson) tak sugestywnie, że nie mogę się od nich uwolnić.
Tarantino
po konfrontacji z II Wojną Światową w "Bękartach wojny", w "Django" zmierzył się z tematem niewolnictwa. Afroamerykański reżyser Spike Lee uznał to za dyskredytację jego przodków, oburzyło go przedstawienie holocaustu Afroamerykanów w czas niewolnictwa w formie spaghetti westernu.
Dużo szumu wywołuje królujące w filmie zakazane słowo "nigger/ czarnuch". A przecież film jest w jakimś stopniu formą wyrównania rachunków na białych Amerykanach (kontrowersyjny żart odtwórcy tytułowej roli, Jamiego Foxxa o podekscytowaniu faktem, że zabił wszystkich białych w filmie) i opowieścią o prostowaniu pleców zgiętych niewolą. Ludzie, których czyniąc cudzą własnością, rzeczą, pozbawiono godności, odzyzkują ją poprzez głównego bohatera, byłego niewolnika, który śmie jeździć konno, który rozmawia z białymi jak z równymi sobie, który ich wreszcie jako łowca głów zabija.
Film jest świetnie zagrany. Ucieszyłam się na widok Christopha Waltza,
który był dla mnie odkryciem w "Bękartach wojny", intryguje Jamie Foxx w głównej roli.
Odrazę budzą dwie postacie: rozbawiony i brutalny Calvin Candy w roli Leonardo Di Caprio
i bardzo przywiązany do niego, wynoszący się ponad innych niewolników Stephen w roli Samuela L. Jacksona.
Mocną stroną filmu są dialogi. Christoph Waltz potrafi być przezabawny, gdy po dłuższych przeuprzejmych, ale niezbyt przekonujących rozmówcę dialogach, proponując: "Wybaczcie, mogę też mówić inaczej" (Forgive me, it is a second language), sięga po broń. Do niego też należy kwestia o ciągnięciu w swej pracy profitów z odrzucanego z zasady niewolnictwa i jednoczesnego poczucia winy (I’m going to make this slavery malarkey work to my benefit. But having said that — I feel guilty.) Warto usłyszeć, jak on to mówi. Zachwycił mnie w tej roli.
Przezabawną sceną jest też pokazanie początków Ku-Klux Klanu.
Parodia powstania organizacji z zabawną definicją najazdu.
Niemniej są też sceny, które szokują i zasmucają refleksją typu "w życiu trzeba się trochę wybrudzić".
Obrazy Ameryki, śnieżne krajobrazy, plantacje nad Mississippi, drastyczne sceny z życia niewolników - wszystko to sfilmowano z pasją, bardzo ekspresyjnie.
Ujął mnie też dobór muzyki 100 Black Coffins (Rick Ross) , “Django" (Luis Bacalov), "Who Did That To You?" ( John Legend), "Ancora Qui" (Ennio Morricone i Elisa) i Freedom" (Anthony Hamilton i Elayna Boynton, klasyka muzyki westernowej ( western classical music) np Jim Croce’a z 1973 ballada I Got a Name "Dla Elizy" Beethovena i Dies irae z Verdi's Requiem.
Może najmniej ciekawił mnie wątek miłosny bohatera. Znużyły mnie też obrazy masakry w drugiej części filmu.
Niemniej film - polecam.
P.S. Piosenka, która nie weszła do filmu - Wise Man (Frank Ocean)